Ks. Robert Nęcek o "policzkowaniu Kardynała"
"Moda na zgorszenie należy dzisiaj do dobrego tonu. Nikt przecież nie deprecjonuje prawa do krytyki krakowskiego biskupa. Co więcej, jeżeli jest słuszna, należy ją wyartykułować i domagać się przyjęcia. Trudno jednak zaakceptować personalne wycieczki i argumenty ad hominem" - napisał ks. dr Robert Nęcek, rzecznik prasowy archidiecezji krakowskiej komentując tekst Aleksandry Pawlickiej z tygodnika "Newsweek Polska" nt. kard. Stanisława Dziwisza.
Przeczytaj tekst ks. dr. Roberta Nęcka opublikowany na stronie archidiecezji krakowskiej:
Z zaciekawieniem przeczytałem artykuł redaktor Aleksandry Pawlickiej "Cień. Przemiana kard. Dziwisza" na łamach "Newsweeka" z dnia 24 czerwca 2012 roku. Zaraz po lekturze przypomniałem sobie stwierdzenie włoskiego bajkopisarza Valentino del Mazza, że "jednym z defektów słabości ludzkiej jest przede wszystkim wydawanie opinii w sposób nieżyczliwy o postępowaniu bliźniego". W tym przypadku o kardynale Dziwiszu. Bo cóż takiego można przeczytać w tekście red. Pawlickiej?
Otóż "gdyby Stanisław Dziwisz nie spotkał Karola Wojtyły, wiódłby pewnie żywot wikarego migrującego od parafii do parafii, który po latach dochrapuje się funkcji proboszcza". Taki styl rozumowania jest stylem ryzykownym, gdyż i redaktor zależy od kompetentnego i przyjaznego spojrzenia redaktora naczelnego.
Zestawianie osób działających w różnych okolicznościach miejsca i czasu jest błędem podstawowym, a uzależnianie życiowych osiągnięć od kwestii pochodzenia może okazać się chybione. Taki styl tworzy klimat kastowości, który fundowali nam już obywatele Polskiej Zjednoczeń Partii Robotniczej. To właśnie oni dzielili ludzi na stan pochodzenia i stan posiadania.
Autorka zauważa, że doktorat Kardynała zrobiony był już w czasach watykańskich, sugerując jakieś bliżej niezidentyfikowane okoliczności jego obrony. Po co takie dziwolągi intelektualne pisać, skoro można samemu przeczytać treść doktoratu powstałego pod kierunkiem słynnego ks. prof. Wacława Schenka, a także zanalizować recenzje rozprawy w wydaniu biskupa prof. Mariana Rechowicza i ks. prof. Bolesława Przybyszewskiego. Czy etycznym jest zachowanie rzucające podejrzliwość na doktora, promotora, recenzentów i uczelnię?
Na marginesie dodam, że w dorobku metropolity krakowskiego warto zauważyć osiem doktoratów honoris causa różnych uniwersytetów w świecie, parę książek, z których jedna "Świadectwo" ukazała się w 18 językach, a na rynku polskim stała się hitem roku 2007 - 1 mln 100 tys. sprzedanych egzemplarzy. Na jej bazie powstał także film o tym samym tytule, którego premiera miała miejsce nie tylko w Polsce, ale w Rzymie, Hawanie i Chicago.
Sprawa relikwii to sprawa wiary. Choć do zbawienia nie są potrzebne, to jednak komu do wiary pomagają, temu warto nie przeszkadzać. A prośby o relikwie spływają z różnych części Polski i z różnych części świata. W tym duchu właśnie - jak informował mnie swego czasu ks. dr Dariusz Raś, były sekretarz metropolity - kierowca Formuły I Robert Kubica prosił o relikwie, a postulator ks. Sławomir Oder o wszystkim wiedział i przyzwolenie wyraził.
Gdyby Autorka tekstu przyjechała do Krakowa, zobaczyłaby krakowskiego biskupa na spacerze po Rynku Głównym, w drodze plantami pod Wawelem, czy nawet w tramwaju.
Owszem, trzeba przyznać, że zgoda na pochówek pary prezydenckiej na Wawelu była decyzją trudną, choć podjętą na bazie społecznego consensusu i w porozumieniu z władzami. Dodatkowo warto wziąć pod uwagę, że Wawel nie jest jedynie muzeum, ale także pielęgnacją pamięci, w tym pamięci o katastrofie smoleńskiej. Odmienność więc zdania nie upoważnia do bicia po ludziach na ślepo i bez umiaru.
Gdyby Autorka zechciała przyjechać do Krakowa i spotkać się z bohaterem artykułu to zobaczyłaby, że pewien styl opisywany w mediach jest stylem wyssanym z palca, a rzekomo zamknięta kuria, funkcjonuje jak nigdy. To właśnie otwartość wystawia na ciosy, a dostać się to kardynała Dziwisza jest o wiele łatwiej, niż do nie jednego magnata medialnego. Otwartość metropolity krakowskiego polega na otwartości ojca. Raz otworzy drzwi szeroko, innym razem przymknie okno.
Dlatego najłatwiej jest być zgorszonym. Moda na zgorszenie należy dzisiaj do dobrego tonu. Nikt przecież nie deprecjonuje prawa do krytyki krakowskiego biskupa. Co więcej, jeżeli jest słuszna, należy ją wyartykułować i domagać się przyjęcia. Trudno jednak zaakceptować personalne wycieczki i argumenty ad hominem.
Zamiast przyjechać, spotkać się i porozmawiać osobiście można przyjąć postawę kibica, który nawet rekolekcje zaliczy jako obserwator, a wynik ogłosi, zanim się mecz zacznie.
Nie chodzi przecież o to, aby nam rosło pokolenie specjalistów od policzkowania, lecz społeczność osób o stylu zdrowego rozsądku ubranego w ludzkie słowa. Szkoda, że Autorka nie zechciała porozmawiać, gdyż wówczas wiele wątków artykułu wypadłoby w innym świetle, w świetle bardziej rzeczywistym.
*Autor jest rzecznikiem prasowym Archidiecezji Krakowskiej, adiunktem Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II i Konsultorem ds. mediów Konferencji Episkopatu Polski.
Skomentuj artykuł