Marcin Mogielski OP o sprawie ks. Dymera: chcę, żeby kuria wreszcie pokazała, że jej zależy
Mamy prawo, żeby usłyszeć, jaki był wyrok drugiej instancji, który zapadł 12 lutego, a jest utajniony. Jeśli byłby pedofil w przedszkolu czy w szkole, miałby wyrok i nagle dowiedzielibyśmy się, że nie mamy prawa wiedzieć jaki - to byłaby farsa. Dlaczego tak jest w Kościele? - mówił dominikanin, który od lat wspiera ofiary ks. Dymera.
We wtorkowym wydaniu programu "Fakty po faktach" jednym z gości Grzegorza Kajdanowicza był o. Marcin Mogielski, dominikanin, od lat wspierający ludzi, którzy doświadczyli przemocy seksualnej ze strony ks. Andrzeja Dymera. W odniesieniu do decyzji państwowej komisji o zrezygnowaniu z postępowania ze względu na śmierć ks. Dynera, zakonnik mówił m. in. o potrzebie powstania niezależnej komisji:
- To nie jest tak, że wraz ze śmiercią księdza [Dymera - przyp. red.] nie ma problemu. Są ofiary, różnego rodzaju historie matactwa, kłamstwa, milczenia i myślę, że czas na porządną komisję śledczą, historyczną, która będzie miała władzę zajrzeć do akt kurialnych, trybunalnych i prokuratorskich, żeby prześledzić całą, dwudziestopięcioletnią historię tej sprawy, która była ukrywana
Pytany przez dziennikarza o szczegóły stworzenia takiej komisji, o. Mogielski odpowiedział, że byłby daleki od tego, by zajmował się tym Kościół.
- Abp Dzięga skompromitował się całkowicie więc moim zdaniem powinien się jak najszybciej podać do dymisji. Na pewno nie powinna być to komisja polityczna - wiemy o układach ks. Andrzeja Dymera z politykami - powiedział. - Możemy się uczyć i od naszych sąsiadów Niemców, a także od Francuzów, którzy taką świecką komisję powołali, która nie składa się z ludzi religijnych czy ludzi, którzy sprzyjają określonej opcji politycznej, ale są sprawdzonymi autorytetami w społeczeństwie. Mamy wzorce w świecie, gdzie państwa zachodnie zmierzyły się z tym problemem.
Na pytanie o to, czy jako pierwsi przed taką komisją powinni stanąć abp Dzięga i abp Głódź, dominikanin odpowiedział twierdząco.
- Dowiadujemy się, że druga instancja niedawno ten wyrok wydała, który znowu jest utajniony. Sprawa publiczna, skandal, ludzie cierpią - a Kościół utajnia swoje sprawy i wyroki. Arcybiskupi z diecezji, gdzie była pierwsza i druga instancja powinni stanąć przed komisją i powinni udostępnić wszelkie możliwe dokumenty, zapisy, notatki, żeby w niczym nie przeszkadzać - mówił.
Podkreślił także konieczność transparencji i ujawnienia wyroku:
- Mamy prawo, żeby usłyszeć, jaki był wyrok drugiej instancji, który zapadł 12 lutego, a jest utajniony. Jeśli byłby pedofil w przedszkolu czy w szkole, miałby wyrok i nagle dowiedzielibyśmy się, że nie mamy prawa wiedzieć jaki - to byłaby farsa. Dlaczego tak jest w Kościele?
Na pytanie dziennikarza, czy gdyby nie reporterzy, dziennikarze i sprawiedliwi duchowni to zmowa milczenia na najwyższym poziomie w Kościele będzie trwać kolejne lata, o. Mogielski odpowiedział, że nie pamięta sytuacji, by któryś z hierarchów "z własnej inicjatywy coś zrobił, a nie po filmie Sekielskich czy publikacji w Gazecie Wyborczej, czy programie TVN24".
- Zawsze jest to dociśnięcie i jakiś pozorny ruch, cząstkowa działalność, a przecież nie o to chodzi. Mnie w tym momencie zależy, żeby wreszcie kuria - na przykład szczecińsko-kamieńska - wykonała akt dobrej woli i pokazała, że jej zależy - mówił dominikanin, podkreślając, że chciałby, by wszystkie ofiary ks. Dymera mogły się zgłosić i ujawnić. Duchowny odniósł się także do sytuacji sprzed trzynastu lat, gdy 16 marca 2008 roku, po reportażu Gazety Wyborczej pt. "Grzech ukryty w Kościele", arcybiskup Kamiński nakazał odczytać w kościołach diecezji list, który był, jak mówił o. Mogielski, "potępieniem działania Gazety Wyborczej, mojego i wszystkich ofiar".
- Skoro to była sprawa publiczna i zostało to odczytane we wszystkich kościołach, domagam się we wszystkich kościołach diecezji szczecińsko-kamieńskiej znowu w niedzielę - najlepiej w Niedzielę Palmową, bo to akurat była Palmowa - by odczytano list, który odkręca tamten - podkreślił.
Zaznaczał, że chodzi przede wszystkim o dobro zranionych:
- Te ofiary cierpią. Znam taki przypadek - chłopak bezdomny, tuła się po działkach, nie ma gdzie spać, ściga go komornik. Nikt się nim nie zainteresował przez lata, a on, kiedy był wykorzystywany miał 13 lat, nikt mu nie pomógł, nie podał ręki - a przydałoby się może nawet zadośćuczynienie finansowe. Nie chodzi teraz o ks. Andrzeja, chodzi o ofiary, a także o nas wszystkich i w Kościele, i poza Kościołem, którzy przez te lata byliśmy wprowadzani w błąd, i gdzie często doświadczaliśmy niesprawiedliwości ze strony instytucji - mówił, podkreślając też, jak trudne jest szukanie sprawiedliwości. - Przez te lata szukałem, pukałem do różnych drzwi, do polityków, biskupów, do arcybiskupa Polaka i wiem, że bez wsparcia, towarzyszenia, bez znajomości, kontaktów, telefonów nic się samemu nie załatwi. Zwłaszcza jeśli się jest ofiarą skrzywdzenia seksualnego.
Przywołał również historię spotkania jednej z ofiar u abp. Dzięgi:
- Kiedy opowiedziała o wszystkim, arcybiskup powiedział: od tej pory, bracie, dźwigam z tobą ten krzyż. Taka nowomowa biskupia, pochylenie się, ubolewanie - a może by ktoś powiedział: "przepraszamy, zawiniliśmy"? "Bijemy się w piersi, chcemy odpokutować, dajcie nam szansę"? Na takie gesty czekam.
Skomentuj artykuł