Mnisi odwiedzą w więzieniu podpalaczy klasztoru?
Benedyktyni z Tabgi nad Jeziorem Galilejskim pragną odwiedzić w więzieniu sprawców podpalenia ich klasztoru. - Policja i wymiar sprawiedliwości mają za zadanie ścigać sprawców i wymierzyć im sprawiedliwość - powiedział rzecznik benedyktynów w Jerozolimie, o. Nikodemus Schnabel w wywiadzie z radiową rozgłośnią "domradio" w Kolonii.
- My jako mnisi też uważamy, że sprawcy powinni zostać ukarani więzieniem, ale też jesteśmy gotowi odwiedzić ich i zaproponować pojednanie - dodał zakonnik i wyjaśnił, że zakonnicy działają zgodnie z zasadą ich opata, o. Gregory Collinsa, który powtarzał, że "jeśli my, chrześcijanie, jesteśmy atakowani za to, że jesteśmy chrześcijanami, chcemy też reagować jak chrześcijanie".
W sześć miesięcy po podpaleniu klasztoru prokurator wniósł w ubiegłym tygodniu wniosek o ukaranie dwóch podejrzanych o podpalenie benedyktyńskiego klasztoru. Według informacji rządu Izraela obaj młodzi ludzie są członkami skrajnego ugrupowania działającego w ruchu osadników żydowskich. Wobec jednego z nich jest podejrzenie, że uczestniczył także w podpaleniu niemieckiego klasztoru Dormitio w Jerozolimie.
Pożar klasztoru w Tabdze przy kościele Rozmnożenia Chleba nad Jeziorem Galilejskim, jaki wybuchł 18 czerwca na skutek podpalenia, zniszczył w znacznym stopniu południowe skrzydło klasztoru zbudowanego w 2012 r. i spowodował milionowe straty. Według byłego łacińskiego patriarchy Jerozolimy, abp. Michela Sabbaha, powstałe straty są poważne, ale chodziło nie tylko o wyrządzenie szkód materialnych. Ogień podłożono bowiem w klasztorze, a "to oznacza, że chciano wyrządzić szkodę ludziom". Podkreślił jednocześnie, że 130-tysięczna wspólnota chrześcijan palestyńskich w Izraelu czuje, że policja pozostawiła ją bez ochrony i zastanawia się, jak daleko posuną się sprawcy kolejnego zamachu.
Według kół rządowych Izraela, trwa dochodzenie wobec trzech innych podejrzanych. Cała piątka to aktywni działacze ruchu osadników. Czterech z nich ma zakaz przebywania w Judei i Samarii w związku z podejrzeniem napadów na Palestyńczyków.
Jak poinformowało biuro prasowe rządu, grupa żydowskich ekstremistów działa od 2013 roku, a jej celem są przede wszystkim obiekty chrześcijańskie. Z informacji tej wynika, że w maju 2014 roku członkowie tej grupy usiłowali zakłócić wizytę papieża. Wcześniej, w kwietniu 2014 roku, dokonali zamachu na klasztor Deir Rafat na zachód od Jerozolimy. Posądzani są też o podpalanie domów Palestyńczyków w Judei.
Rezydujący w Safed na północy Izraela ideologiczny przywódca grupy wzywał w maju ub.r. na swoim blogu do przemocy wobec chrześcijan. Podkreślił, że może się nazywać Żydem tylko ten, kto "odrzuca służbę bożkom, walczy z chrześcijaństwem i dąży do usunięcia kościołów z Ziemi Świętej". Tę jego wypowiedź zacytował oficjalny biuletyn rządu Izraela zwracając jednocześnie uwagę, że już 17 kwietnia policji udało się zapobiec wznieceniu pożaru.
Skomentuj artykuł