Ojciec Święty spotkał się z biskupami z Angoli
Biskupi najstarszego Kościoła Czarnej Afryki przybyli do Watykanu z wizytą ad limina Apostolorum. Ojciec Święty przyjął na prywatnych audiencjach pięciu biskupów z Angoli, w tym arcybiskupa stołecznej Luandy, Damião António Franklina.
Angola jest najbardziej katolickim krajem Afryki; ponad 50 proc. jej mieszkańców stanowią katolicy. Dwa lata temu kraj ten odwiedził Benedykt XVI. Angolczyków zachęcał do dalszych działań na rzecz pojednania i przebaczenia. Warto pamiętać, że porozumienie pokojowe, kończące krwawą 27-letnią wojnę domową, zostało podpisane w Angoli zaledwie w 2002 r.
Choć pierwszy chrzest odbył się na rok przed odkryciem Ameryki, to jednak nie na wszystkie tereny obecnej Angoli Ewangelia dotarła równie wcześnie. - Okres pierwszej ewangelizacji nastąpił po przyjeździe Portugalczyków i przyjęciu chrztu przez króla w Kongu - przypomina ks. Krzysztof Ziarnowski SVD. - Wtedy nie było Angoli jako kraju, tylko poszczególne królestwa. Potem nastąpił spadek intensywności ewangelizacji i dopiero później, w XVII w. przyszła druga fala misjonarzy katolickich. Początki były bardzo dobre, przynajmniej w Konga, bo król i cała świta zostali ochrzczeni. Sam król Afonso I został nawet katechistą: pierwszym katechistą w swoim królestwie. Z tego okresu pochodzi katedra z 1540 r. To był okres świetności królestwa Kongo, a pozostałe ziemie, które teraz należą do Angoli, były ewangelizowane znacznie później. A więc nie można mówić o 500 latach Kościoła lokalnego. To była stopniowa ewangelizacja - dodaje ks. Ziarnowski.
Przez lata był to Kościół zarządzany z Portugalii. Niepodległość przyniosła Kościołowi gwałtowną burzę. Marksistowski rząd wszczął szeroko zakrojone prześladowania z konfiskatą dóbr włącznie. Tyglem, w którym oczyszczała się wiara tysięcy ludzi, była wojna domowa. Kosztowała ona życie licznych księży, sióstr zakonnych i świeckich katechistów. - Inni za wierność Ewangelii musieli wiele lat spędzić w komunistycznym więzieniu - mówi ks. Andrzej Fecko SVD. - Byli katechiści, którzy cierpieli prześladowania naprzód ze względu na politykę kolonialną, później ze strony nowego rządu, nieprzyjaźnie nastawionego do Kościoła. Cierpieli, bo byli katechistami, byli wierni Kościołowi i Ewangelii i nie dali się w żaden sposób przekabacić politycznie na jedną czy drugą stronę. Oczywiście, największym problemem Kościoła jest kwestia mentalności powstałej wśród pokoleń, które nie znały życia w pokoju - dodaje polski misjonarz. - Z tych, którzy urodzili się w czasie wojny, niektórzy zginęli, niektórzy żyją do tej pory i głównym problemem jest moralność. Wojna nie uczy przecież żadnej moralności, żadnej etyki, dlatego największym zadaniem Kościoła w tej chwili jest zmiana mentalności i sposobu myślenia ludzi.
Obecnie panuje w Angoli sprzyjająca atmosfera. Państwo pomaga m.in. w odbudowywaniu zniszczonych świątyń. Przychylnym okiem patrzy też na społeczne i charytatywne zaangażowanie Kościoła. "W Angoli Kościół jest aktywnie obecny w życiu kraju przez dzieła charytatywne - mówi ks. Henryk Ślusarczyk SVD. - Kościół w dużych miastach zajmuje się tzw. dziećmi ulicy. Kiedyś były to sieroty czy "dzieci wojny", których rodzice zginęli w czasie działań zbrojnych. Obecnie większość z nich to dzieci, których rodzice nie mają środków, żeby się nimi opiekować. Są też dzieci oskarżane o czary. Takie dziecko musi uciekać z domu, bo może zostać zabite. Często trafiają one na ulice miast, zbiegając gdzieś z odległych wiosek, prześladowane, bo ktoś oskarżył je o czary. Kościół zajmuje się tymi dziećmi. My, jako werbiści, mamy w Luandzie jeden z największych ośrodków dla "dzieci ulicy" w dzielnicy Palanca. Oprócz tego prowadzimy ośrodki zdrowia i szkoły różnych szczebli. Mamy też różne programy, jeśli chodzi o AIDS, profilaktykę i edukację. W tej ostatniej dziedzinie coraz częściej skupiamy się na nauczaniu miejscowej historii, tradycji. Organizujemy nawet kursy w tutejszych językach".
Skomentuj artykuł