Biskupi o szczycie międzykoreańskim: kamień węgielny pokoju

Kamieniem węgielnym pokoju nazwał przewodniczący konferencji episkopatu Korei szczyt przywódców obu państw koreańskich. Moon Jae-in i Kim Dzong-un spotkali się 27 kwietnia w Panmundżomie, który przecina linia demarkacyjna między Koreą Północną i Koreą Południową, wyznaczona po wojnie koreańskiej (1950-53).

Ustalili oni m.in., że będą dążyli do formalnego zakończenia trwającego od 65 lat stanu wojny miedzy obu krajami, a także do denuklearyzacji półwyspu Koreańskiego. Był to trzeci szczyt międzykoreański w historii i pierwszy od 11 lat. Kim Dzong-un jako pierwszy przywódca północnokoreański przekroczył linię demarkacyjną.

Kierujący episkopatem Korei bp Kim Hee-Joong stwierdził, że szczyt w Panmundżomie "kładzie kres trwającemu od dawna konfliktowi i stanie się kamieniem węgielnym pokoju na półwyspie Koreańskim". Będzie też "punktem zwrotnym dla pojednania między Północą i Południem [Korei] oraz pokoju na świecie".

Z kolei przewodniczący komisji episkopatu ds. społecznych, bp Lazzaro You Heung-sik przyznał, że płakał oglądając w telewizji relację ze szczytu. - To historyczny dzień. Teraz już nie można się cofnąć - stwierdził ordynariusz diecezji Daejeon. Przyznał, że Koreańczycy nie wierzyli, że do tego spotkania przywódców w ogóle dojdzie.

Przywołał słowa wpisane przez Kim Dzong-una w księdze gości w Panmundżomie: "Teraz zaczyna się nowa historia". Wyraził przekonanie, że dialog będzie dalej prowadzony "z sercem, a nie tylko w języku dyplomatycznym".

Zdaniem hierarchy doszło do szybkiej normalizacji sytuacji, która była anormalna przez ponad 60 lat. Odzyskano braterstwo narodu koreańskiego, "tak jakby wiosna nadeszła po długiej zimie".

Kościół katolicki w Korei towarzyszył modlitwą przygotowaniom do szczytu. Teraz oczekuje na spotkanie Kim Dzong-una z prezydentem USA Donaldem Trumpem, do którego ma dojść pod koniec maja lub na początku czerwca. Wcześniej, w połowie maja, do Waszyngtonu pojedzie prezydent Korei Południowej.