Skazany za pedofilię ksiądz prowadzi modlitwy na antenie Radia Maryja
"Skazany za pedofilię ks. Michał M. z Tylawy odprawia msze i prowadzi różaniec w Radiu Maryja. Czy Kościół w jakikolwiek sposób go ukarał?" - pyta Tomasz Krzyżak na łamach "Rzeczpospolitej".
Dziennikarz wspomina, że poznał ks. Michała osobiście, gdy starał się poznać działania Kościoła przy głośnej sprawie oskarżeń o wykorzystywanie seksualne proboszcza z Tylawy, który został skazany na dwa lata więzienia w zawieszeniu na pięć za molestowanie sześciu dziewczynek.
Pokrótce przypomina przebieg sprawy z Tylawy. "W 2001 roku, w marcu, osobom zgłaszającym sprawę molestowania nieletnich arcybiskup Michalik nie uwierzył. Ponieważ nie były one spokrewnione z molestowanymi dziećmi poprosił o ich dane personalne. Nie otrzymał ich, bo zgłaszający - jak twierdzili - nie zostali do tego upoważnieni. Hierarcha nie chciał odsłuchać opowieści dzieci nagranych na taśmie magnetofonowej. Odesłał zgłaszających do prokuratury" - pisze Krzyżak.
"Klerykalizm polega właśnie na tym, że ksiądz myśli o sobie, że jest jak Jezus" >>
Niezależnie od uruchomionego postępowania państwowego, hierarcha rozpoczął wewnętrzną procedurę, mającą służyć zbadaniu zarzutu. Poprosił o opinię na temat ks. Michała i rozmawiał z nim, jednak ten zaprzeczał popełnieniu przestępstw. Księdza bronili parafianie i nauczyciele ze szkoły, w której pracował. Arcybiskup czekając na wynik śledztwa prokuratury, "popełnił jednak błąd". "Napisał do proboszcza w Tylawie list, w którym wyrażał z nim solidarność. Pisał także, że medialny atak jest próbą nadszarpnięcia dobrej opinii o księżach" - komentuje Krzyżak. Ksiądz M. korzystał z tego listu do swojej obrony.
Prokuratura w Krośnie, w której pracował m.in. Stanisław Piotrowicz, umorzyła postępowanie, ale po interwencji ministra sprawiedliwości przejęła ją prokuratura w Jaśle. Potwierdziła zarzuty wobec księdza, a do sądu trafił akt oskarżenia przeciw M. Od strony kościelnej uruchomiono proces kanoniczny, który doprowadził do usunięcia go z tylawskiego probostwa. Księdza skazano na dwa lata więzienia w zawieszeniu na pięć i zakazano mu pracy z dziećmi na lat osiem. Mimo tego pozostał w Tylawie, tłumacząc, że plebania jest jego prywatną własnością zbudowaną z własnych pieniędzy. "Biskup nie mógł mnie usunąć z mojego domu" - wyjaśniał Krzyżakowi ks. M.
Prymas: Rada Stała KEP podjęła pracę nad systemową odpowiedzią na problem wykorzystania >>
Arcybiskup Michalik chciał suspendować ks. M., ale w końcu ksiądz przepisał majątek na parafię, otrzymał zakaz pojawiania się w Tylawie i odesłano go na emeryturę. Kongregacja Nauki Wiary nie suspendowała go z uwagi na wiek. Jak wygląda jego sytuacja obecnie?
"Wobec prawa cywilnego ksiądz jest obecnie osobą nie karaną. Wyrok uległ zatarciu" - pisze Tomasz Krzyżak. Z perspektywy prawa kościelnego wypada podkreślić, że ówcześnie nie było takich narzędzi jak dziś, a zwłaszcza nie było wytycznych postępowania i każda sprawa funkcjonowała eksperymentalnie. "Dziś prawdopodobnie zakończyłaby się usunięciem ks. M. ze stanu kapłańskiego" - dodaje dziennikarz "Rzeczpospolitej".
Polscy biskupi: nie ma słów, aby wyrazić nasz wstyd >>
"Ks. M. po odejściu na emeryturę otoczył się ludźmi, którzy tak jak on są przekonani o jego niewinności" - wyjaśnia Krzyżak. "Samo przekonanie o czyjejś niewinności nie jest rzecz jasna naganne, ale próby wybielenia takiej osoby (…) budzą niesmak i dobitnie pokazują jak wielką pracę trzeba wykonać, by zmienić mentalność w odniesieniu do molestowania nieletnich" - podsumowuje autor.
Cały tekst Tomasza Krzyżaka można przeczytać tutaj.
Skomentuj artykuł