Antypapieski bunt oparty na kłamstwie
Codziennie przeglądam subskrypcje kilkunastu portali, magazynów katolickich i serwisów prasowych z kraju i zagranicy. To setki artykułów dziennie. Po odsianiu kilkunastu powtarzających się treści, nadal zostaje kilkadziesiąt tekstów. Robię dalszy odsiew: na bok odkładam lifestyle, a zostawiam czysto informacyjne.
Następnie zestawiam z tymi, które już były wcześniej publikowane. Wśród finalnej, powiedzmy, dwudziestki, co czwarty dotyczy papieża. Czyli po bardzo przybliżonej, ale prawdopodobnej kalkulacji otrzymujemy, że codziennie w mediach katolickich krąży około pięciu newsów na temat Franciszka. Wyobraźmy sobie, że dziennie jeden z nich jest zmyślony lub poddany manipulacji. W takiej postaci trafia na różne portale informacyjne na całym świecie. To daje nam 365 fałszywych informacji na temat papieża w perspektywie roku. Możliwe? Jak najbardziej.
"Papież ma raka mózgu"
Taki nagłówek dwa lata temu obiegł światowe media. Artykuł dotyczący rzekomej choroby papieża był opublikowany przez włoskie czasopismo "Quotidiano Nazionale". Pojawiły się wypowiedzi personelu szpitala, do którego przyjęto Ojca Świętego na konsultacje, jak również stanowisko lekarzy. Papież miał się mieć nieźle - jego stan, choć poważny, to jednak uleczalny.
Ile w tym prawdy? Ówczesny rzecznik prasowy Stolicy Apostolskiej, ks. Lombardi, błyskawicznie sprostował te doniesienia, które - co nie zaskakuje - pojawiły się w ostatnich dniach istotnego synodu o rodzinie, którego owocem jest do dziś szeroko dyskutowana adhortacja apostolska "Amoris Laetitia".
Ks. Lombardi, a obecnie Greg Burke, mają ręce pełne roboty. Nie jestem w stanie powiedzieć, ile razy natrafiłem na wypowiedzi przypisywane papieżowi, które nie znajdowały żadnego pokrycia w rzeczywistości. Tych bredni jest szalenie dużo, a ich produkcja nie wymaga wielkiego nakładu pracy. Co najwyżej fantazji, ale też niedużo. Weźmy kilka pierwszych z brzegu wypowiedzi przypisywanych Franciszkowi:
"Jezus Chrystus, Mahomet, Jahwe, Allah - to nazwy opisujące jedną osobę, tę samą na całym świecie. Przez wieki przelewano niepotrzebnie krew ze względu na chęć podzielenia nas wierzących" albo (o islamie): "Możemy osiągnąć wiele wspaniałych rzeczy poprzez połączenie naszych wyznań, a czas na to nadszedł teraz". Gorzkim owocem tych dwóch jest fake dotyczący orędzia papieża do Europejek, którym zalecał, by "rozmnażały się z imigrantami". Zrobił zawrotną karierę w Polsce za sprawą serwisu Wykop.pl czy Mariana Kowalskiego, a którego anatomię znakomicie ukazał portal wMeritum.pl.
Podobny zabieg można było niedawno zobaczyć na YouTubie. W Internecie krążył filmik, na którym - jeśli wierzyć opisowi - papież Franciszek całuje dłoń Davida Rockefellera i Johna Rothschilda. Tymczasem widzimy po prostu zapis z wizyty Ojca Świętego w instytucie Yad Vashem, gdzie Franciszek ucałował ręce ocalałych z Holocaustu. Wystarczy sam podpis, kilka podrzędnych portali, kanały dystrybucji oraz grupa ludzi, których interesują podobne bzdury, by wypromować taką informację.
Papieskie fake newsy mają wiele źródeł. Te powyżej należą do zdecydowanie niepoważnych i trollerskich - a jednak osiągają sukces i często oddziałują na wyobraźnię internautów. Jednak prócz zwykłych najprostszych kłamstw, istnieją fake newsy poważniejszego kalibru. Za jednego z naczelnych reżyserów zamieszania medialnego wokół Franciszka, można uznać redaktora naczelnego dziennika "La Repubblica" Eugenio Scalfariego, który niejednokrotnie przeprowadzał wywiady z papieżem. Po każdym z nich zasilał baterię plotek kolejnymi opowieściami. To od niego pochodzi doniesienie, że "wcześniej czy później wszyscy rozwodnicy, żyjący w nowych związkach, którzy o to poproszą, będą dopuszczeni do Komunii Świętej". Scalfari tłumaczy się tym, że rozmów z papieżem nie nagrywa, a spisuje z pamięci.
Pokazuje to, że okołopapieskie kłamstwa pojawiają się niezależnie od politycznych sympatii ich twórców, bo "La Repubblica" to lewicowe czasopismo. Gdy w trakcie Roku Miłosierdzia papież Franciszek uprawnił wszystkich księży do rozgrzeszania z aborcji, w liberalnych mediach pojawiły się sformułowania o "zniesieniu grzechu" przez papieża. Podobny przypadek miał miejsce po pielgrzymce do USA, w trakcie której papież pytany o homoseksualistów odpowiedział retorycznie: "Jeśli ktoś jest gejem i szuka Boga, i ma dobrą wolę, kim ja jestem, aby go sądzić?", a następnie odesłał zainteresowanych do Katechizmu. Z tej wypowiedzi dziennikarze wyprowadzili wniosek, że Franciszek jasno ustosunkował się do problemu księży o orientacji homoseksualnej, bo zaprezentował "dużą zmianę w stosunku do postawy jego poprzednika, który uważał, że nie powinni oni pełnić posługi kapłańskiej". Wbrew intencjom mediów papież nie wspomniał wtedy ani jednym zdaniem o kapłanach. Skąd więc takie rozumowanie? Naprawdę nie wiadomo.
Zwracała na to uwagę Lucetta Scaraffia, która w tekście "Fałszywe przemówienia papieża Franciszka" opisała proces pojawiania się fałszywych przemówień papieża. Rzekome wypowiedzi "często krążą po hiszpańsku", co ma podnieść ich wiarygodność i zawierają "coraz bardziej rewolucyjne i nieprzewidywalne" słowa Franciszka. "Tworzenie obrazu Papieża postępowego i permisywnego osiąga tu poziom bardzo wysoki, lecz w gruncie rzeczy powiela jedynie, w sposób zwielokrotniony, model bardzo lubiany przez media" - podkreśla publicystka "L'Osservatore Romano".
O ile część z tych materiałów nie ma najmniejszego sensu, to jednak są wśród nich takie, które bywają bardzo szkodliwe - zwłaszcza jeśli zyskują na cytowaniach wśród katolików.
Tropiciele Franciszka
Trudno powiedzieć, kto był pierwszy, ale obecny pontyfikat był wyzwaniem dla komentatorów od samego początku. Zaczyna się od kontrowersji z czarnymi butami, domniemanego "końca karnawału", a kończy na próbach podważenia prawomocności pontyfikatu. Można to jakoś zrozumieć, a przynajmniej dało się na samym początku, bo o papieżu w chwili wyboru nie wiedzieliśmy prawie nic. Wtedy każde zdanie obraca się trzy razy, a każde zdarzenie ma rangę kluczowego dla pontyfikatu. Przecież od samego początku zarówno konserwatyści, jak i liberałowie mówili o rewolucji Franciszka. Łatwo o dezinformację, zaś kapitał operujący na obcości czy inności papieża buduje się sam.
Franciszek znajdował się na celowniku konserwatywnych środowisk katolickich od pierwszych dni pontyfikatu. O ile część tej krytyki można uznać za próbę zrozumienia papieża "z dalekiego kraju", o tyle w ostatnim czasie wydają się szczególnie brutalne, zaś wiele z nich ociera się o czystą propagandę. Obłudną w dwójnasób, bo nie dość, że operującą na fałszu, to także próbującą bronić się deklarowaną walką o ortodoksję.
Dobrym przykładem takiego podejścia jest działalność The Lepanto Institute, który bywa często cytowany przez niektóre środowiska konserwatywno-katolickie w Polsce jako wiarygodne źródło informacji. Gdy wejdziemy na stronę rzeczonego instytutu, to właściwie nie dowiemy się z niej, jaki jest jego statut, dlaczego to instytut i ilu ma członków.
Możemy przeczytać, że działalność Instytutu ma na celu "przywracanie wszystkich rzeczy w Chrystusie". Organizacja ma także "prezydenta", którym jest założyciel Instytutu - Michael Hichborn. To jedyna osoba wymieniona z nazwiska na stronie Instytutu. Hichborn jest także autorem wszystkich wpisów w dziale blogowym, który informuje nas, kiedy mógł powstać Instytut (pierwszy wpis w 2014 roku). Instytut prowadzi również "news room" (ostatni news z lipca 2015 roku) i pion badawczy, zajmujący się głównie działalnością śledczą.
Wszystko to brzmi bardzo dostojnie, ale jak na razie sprowadza się do jednoosobowej działalności blogerskiej. Przynajmniej taki wniosek można wyprowadzić, jeśli się spojrzy na oficjalne źródła. Mimo to media nie krępują się przed korzystaniem z "raportów" dostarczanych przez Instytut. Sam trafiłem do tej instytucji przez informację o odznaczeniu holenderskiej działaczki społecznej Lilianne Ploumen przez papieża Franciszka Orderem Świętego Grzegorza Wielkiego. Zdaniem badaczy (badacza?) Instytutu była holenderska minister otrzymała to watykańskie odznaczenie za prowadzoną przez nią działalność proaborcyjną.
Całą sprawę analizowałem z Karolem Wilczyńskim w innym miejscu, ale warto pokrótce przyjrzeć się, jak skonstruowano bombę, która wysadziła katolickie media. Zacznijmy od tytułu wpisu na stronie Lepanto Institute, który brzmi: "Franciszek odznacza architektkę funduszu ds. bezpiecznej aborcji papieskim odznaczeniem". Źródłem informacji o odznaczeniu był Twitter, na którym o całej sytuacji poinformował Nick Donnelly - autor zamkniętej przez biskupa Lancasteru strony szkalującej papieża o wdzięcznej nazwie protectthepope.com (ang. "chrońpapieża.com").
Skąd Donnelly miał takie wiadomości? Z nagrania na YouTube, na którym Ploumen w wywiadzie mówi, że otrzymała jedno z czterech watykańskich odznaczeń od samego papieża, mimo że jest działaczką na rzecz aborcji. Podkreśla, że Franciszek wyróżnił ją właśnie za prowadzoną przez nią działalność. Angielskie tłumaczenie wypowiedzi Ploumen dostarczył Marco Tosatti, włoski dziennikarz specjalizujący się w szukaniu potknięć Franciszka.
W sprawie wypowiedział się także kardynał Willem Eijk z Utrechtu, który twierdzi, że nie został wcześniej poinformowany o odznaczeniu dla Ploumen od papieża. Gdy zwróciliśmy się z pytaniem do samej Ploumen, w odpowiedzi otrzymaliśmy tylko potwierdzenie otrzymania orderu. Za co? Nie wiadomo. Dodatkowo w internecie krążą zdjęcia Ploumen z papieżem. Wygląda na to, że mamy gotową, sprawdzoną informację - papież odznaczył Holenderkę za działalność proaborcyjną. Nagłówki piszą się same.
Problem w tym, że prawda tej historii kończy się na fakcie, że Ploumen otrzymała odznaczenie papieskie. Dalej mamy do czynienia z opowiastką zbudowaną w "raporcie" The Lepanto Institute. Jak było naprawdę? Ploumen była członkinią pierwszej w historii delegacji dyplomatycznej Holandii do Watykanu. Ta niezwykła okazja została podkreślona wymianą podarunków dyplomatycznych, wśród których znalazły się odznaczenia dla wszystkich członków delegacji holenderskiej. Dlatego na przykład kardynał Eijk nie został poinformowany o odznaczeniu. Można by go zapytać o to, czy wie, że dostała je para królewska - też bez jego wiedzy. A zdjęcie z papieżem? Tak, ale sprzed trzech lat, kiedy Ploumen uczestniczyła w dyskusji na temat zmian klimatycznych podczas konferencji w Watykanie. Podsumowując: jeden blogger jednym fake newsem w ładnej oprawie jest w stanie postawić w stan gotowości połowę katolickiego internetu.
Strona Hichborna, na której można znaleźć takie kwiatki jak np. komentarz do encykliki "Laudato Si’" jeszcze sprzed jej publikacji, to nie odosobniony przypadek. Wtóruje mu krytyczny wobec II Soboru Watykańskiego portal One Peter Five, za którym stoi Steve Skojec. Serwis wygląda na poważniejsze źródło niż jednoosobowy projekt Hichborna. Można na nim znaleźć solidne publikacje - także krytyczne w stosunku do papieża, choć lepiej udokumentowane. Wśród autorów jest m.in. wyżej wymienieni Donnelly czy Tosatti, ale także prominentni krytycy obecnego papieża, tacy jak Roberto de Mattei, Sandro Magister czy Antonio Socci. Niestety, także tutaj zdarzają się poważne manipulacje i fałszywe informacje, jak na przykład wywołana kilka dni temu dyskusja na temat zmian w Katechizmie.
Skojec w artykule "Is the Vatican Tinkering With the Online Catechism to Remove Catholic Teaching on Homosexuality?" (ang. "Czy Watykan majstruje w internetowym Katechizmie, by usunąć katolickie nauczanie o homoseksualizmie?") tropi na oficjalnej stronie Watykanu spisek mający podkreślić pragnienie papieża do dokonania zmian w treści Katechizmu.
Zdaniem autora rewolucja miała polegać na zmianie zawartej w punkcie 2358, który dotyczy osób o skłonnościach homoseksualnych. Czytamy w nim, że "Pewna liczba mężczyzn i kobiet przejawia głęboko osadzone skłonności homoseksualne. Skłonność taka, obiektywnie nieuporządkowana, dla większości z nich stanowi trudne doświadczenie". Skojec zauważył, że w wersji znajdującej się na stronie internetowej Stolicy Apostolskiej pojawia się sformułowanie o "niewybieraniu kondycji homoseksualnej", a także brakuje zwrotu o obiektywnym nieuporządkowaniu. Wniosek gotowy - ktoś kombinuje przy katechizmowych sformułowaniach. Problem w tym, że Katechizm zawarty na stronie internetowej Watykanu to jego oryginalna wersja z 1992 roku, która nie zawiera późniejszych poprawek - a to z nich bierze się sformułowanie o nieuporządkowaniu. Wystarczyłoby zjechać do stopki strony, żeby uniknąć tej wpadki.
Antypapieski bunt oparty na kłamstwie
Prócz serwisów eksperckich funkcjonują niezależni watykaniści, których niekoronowanym królem jest Antonio Socci. Pomimo kontrowersyjnego statusu w środowisku dziennikarzy katolickich książki Socciego cieszą się dużą popularnością. Nic dziwnego, skoro autor lansuje w nich radykalne tezy. Problem w tym, że mają one poważne reperkusje praktyczne w postaci generowania realnych podziałów w Kościele.
Jedną z najbardziej znanych książek Włocha przetłumaczonych na język polski jest publikacja "Czy to naprawdę Franciszek?". To w niej Socci próbuje udowodnić tezę, że wybór kardynała Bergoglia na Stolicę Piotrową jest nielegalny. Argumentacja jest gęsta i zrobiła wrażenie na pewnych polskich dziennikarzach. Dość powiedzieć, że jeden z najbardziej dyskutowanych historyków polskich - Sławomir Cenckiewicz - na łamach "Plusa Minusa" zbudował wokół niej narrację, w której wnioskuje, że to nie przypadek, że "[Benedykt XVI] również z jakichś powodów - zachował przy sobie atrybuty i symbole papiestwa. Zaś Franciszek nie tylko to toleruje, ale i mówiąc o sobie, że jest jedynie «biskupem Rzymu», jakby ustępuje miejsca [poprzednikowi]".
Brzmi to ładnie i poetycko, ale ciągnie za sobą możliwe rewelacje, które podważają urząd papieski. Idzie za nimi Hubert Kozieł w artykule "Czy tajne służby dokonały puczu w Watykanie w 2013 roku?" opublikowanym na stronie Rzeczpospolitej. Tekst sugerujący, że za wyborem Franciszka mogły się kryć działania agenturalne CIA, ukazał się wprawdzie w dziale dedykowanym na luźniejsze formy śledcze (Spiskowa Teoria Wszystkiego), ale sam fakt jego pojawienia się podkreśla, jaką pożywkę mogą stanowić rewelacje Socciego także w środowisku poważniejszych publicystów.
Jak wygląda sama argumentacja Włocha, dzięki której podważono legalność wyboru Franciszka? Doskonale wypunktowuje ją ks. Przemysław Śliwiński w tekście "Tak, to naprawdę Franciszek. Socci nie ma racji", który ukazał się na łamach Stacji7. Okazuje się, że Socci nie wie, jak wygląda procedura wyboru papieża, a brakiem znajomości poszczególnych, złożonych reguł dzieli się z czytelnikami na całym świecie. Nietrudno o radykalne tezy, jeśli te są oparte na braku wiedzy.
Na inne braki książki Socciego zwracają uwagę jezuici Jacek Siepsiak i Marek Blaza w obszernej rozmowie "Czy Franciszek jest ważnie wybranym Papieżem?". Ich zdaniem Włoch nie rozumie zasad funkcjonowania Towarzystwa Jezusowego, a także używa pokrętnych argumentów, które mieszają ze sobą porządki dogmatyczny i prawny. Blaza mówi wprost:
Właśnie na tym polega kunszt tej książki, że pewne rzeczy są tam prawdziwe, że to nie jest tak, że tu wszystko jest bajką. Ale pewne rzeczy są ideologią. Muszę się przyznać, że najbardziej mi ona przypomina książkę «Anioły i demony» Dana Browna. To znaczy jest ładnie napisana, dobrze się ją czyta. Akcja jest wartka, prawie jak kryminał, tylko że to nie jest prawda. To jest pewna fabuła i ewentualnie postawienie ciekawych hipotez. Byłyby one godne uwagi, gdyby faktycznie opierały się na pewnych podstawach. Niestety mamy tu do czynienia tylko z domysłami i sugerowaniem niewyobrażalnych zachowań kardynałów.
Nie zmienia to faktu, że książki włoskiego dziennikarza cieszą się w Polsce dużym powodzeniem. Na tyle dużym, że Tomasz Terlikowski, komentując jego kolejną publikację, pisze:
Część z zarzutów Socciego niewątpliwie jest przesadzona, część wyrażona w sposób histeryczny, ale… nie ulega też wątpliwości, że warto się w nie wsłuchać. Także dlatego, że nie ulega wątpliwości, że włoski publicysta trafnie diagnozuje problemy, jakie z recepcją pontyfikatu Franciszka ma niemała część zaangażowanych katolików.
Socci przynajmniej publikuje pod własnym nazwiskiem, bo wśród łowców Franciszka nie brakuje i odważnych anonimów. Na początku stycznia Paweł Lisicki w tekście "Czarne chmury nad Franciszkiem" komentował książkę "The Dictator Pope" (ang. "Papież Dyktator"), autorstwa Marcantonio Colonny. Trudno wierzyć w to, że osoba nosząca imię i nazwisko zwycięskiego admirała włoskiej floty spod Lepanto (jakżeby inaczej…) istnieje naprawdę, ale podobno pod tym pseudonimem kryje się faktyczny publicysta, który pragnie utajnić swe personalia przed watykańskimi agentami.
Demaskatorska publikacja ma obnażać prawdziwe oblicze papieża, który okazuje się bezwzględnym dyktatorem. Problem w tym, że redaktor Lisicki podkreśla, że książka "robi wrażenie solidnej i dobrze udokumentowanej", a "cytaty z oficjalnych wywiadów i źródeł dają spójny opis bohatera", to jednak przy anonimowym autorstwie takie opinie Lisickiego brzmią co najmniej naiwnie, jeśli nie po prostu śmiesznie. Anonimowy autor może napisać cokolwiek - byle książka się sprzedała i napędziła ruch. Jako taka nie powinna stanowić żadnego punktu odniesienia w poważnej debacie, bo jej status leży niedaleko dalej niż fałszywy mem Mariana Kowalskiego wspomniany na początku tego tekstu.
Tym bardziej niepokojąco brzmią ostatnie zdania felietonu Lisickiego, który opierając się na plotkarskiej publikacji Collony, twierdzi, że od wieków nie było tak blisko do "buntu przeciwko Franciszkowi", któremu sprzeciwia się "coraz silniejsza koalicja", w której "są (…) nie tylko, jak niegdyś, tradycjonaliści, ale także liczne i pełne zaangażowanych świeckich ruchy obrońców życia, umiarkowani katoliccy konserwatyści, a nawet po prostu zwykli watykańscy zwolennicy porządku, którego tak brakuje państwu papieskiemu". Tak od jednego do drugiego Lepanto fantazyjne wizje dostarczają paliwa do realnego sprzeciwu wobec biskupa Rzymu i głowy Kościoła pielgrzymującego. Buntu, który będzie opierał się na kłamstwach.
Karol Kleczka - redaktor DEON.pl, doktorant filozofii na UJ, współpracuje z Magazynem Kontakt.
Skomentuj artykuł