Kawałek Polski w Himalajach
W Nepalu nie ma polskiej ambasady. Za to w leżącej niespełna 30 km od stolicy kraju wiosce łopocze już polska flaga. Wkrótce też powstanie tam miejsce, które będzie taką "małą Polską".
Wioska Dumre w okolicach Katmandu składa się z 17 domostw. A właściwie składała się, bo kwietniowe trzęsienie ziemi zniszczyło ją doszczętnie. Mieszkającym tam Nepalczykom za domy służą teraz konstrukcje z blachy falistej i bambusa. Kiedy jest gorąco, zmieniają się w piekarnik, a kiedy zimno - w lodówkę, gdy natomiast przechodzi monsun, ludziom leje się na głowę.
Tam, gdzie nie dotarli inni
Jeszcze przed trzęsieniem Nepal kilkukrotnie odwiedziła Katarzyna Kowalik, lekarz rodzinny i pediatra z Sopotu. - W tym kraju zasadniczo nie ma opieki medycznej. Ale zapamiętałam Nepalczyków jako bardzo pogodnych i przyjaznych ludzi, którzy nie narzucają się i nie proszą o pomoc, a jednocześnie okazują ogromną wdzięczność, gdy jej doświadczą - opowiada. Kiedy dowiedziała się o trzęsieniu ziemi, zaraz zaczęła szukać sposobu na to, jak mogłaby im pomóc. I tak z ramienia poznańskiej Fundacji Pomocy Humanitarnej "Redemptoris Missio" trafiła do Nepalu, gdzie przez ponad dwa tygodnie docierała wraz z czworgiem innych lekarzy wolontariuszy do trudno dostępnych miejsc. - Opatrywaliśmy złamania, rozmaite rany, najczęściej już zakażone, bo od trzęsienia ziemi minął mniej więcej tydzień. To wiązało się także z wtórnymi skutkami, jak biegunki. U ludzi zaczynał się też objawiać zespół stresu pourazowego, dzieci nie mogły jeść i spać - wspomina. Jak dodaje, chciała wtedy zrobić więcej, ale czuła się bezradna. Potrzebujących było znacznie więcej, niż byli w stanie objąć opieką. - Ludzie stracili bliskich, dach nad głową, dorobek własnego życia, a przy tym Nepal zaliczany jest do jednego z uboższych państw na świecie - mówi zapytana o rozmiary tragedii. Już wtedy była pewna, że to nie jest jej ostatnia wizyta w tym kraju…
Z kamienia i gliny
Nepalczyków poznał także Sławomir Matczak, dziennikarz i podróżnik. Chodził z nimi w góry, często dorabiają bowiem jako tragarze czy przewodnicy wycieczek. Jednym z nich jest Sujan Pandey, który razem ze swoją żoną Magdaleną, Polką poznaną w Nepalu, organizuje wyprawy trekkingowe w Himalaje. Po tym, jak przeżyli wraz z dzieckiem trzęsienie ziemi, które nawiedziło ten region, postanowili pomóc Nepalczykom. Tym bardziej że wśród poszkodowanych byli pracujący dla nich tragarze. Małżeństwo założyło więc w Warszawie fundację, którą nazwali "Mała Polska w Nepalu", a do jej zarządu zaprosili Sławomira Matczaka. Dzięki ofiarności Polaków fundacja stopniowo odbudowuje jedną, konkretną wioskę - Dumre. Zamieszkuje ją około stu osób, w większości żyjących w rodzinach wielopokoleniowych. Trzydzieścioro z nich to dzieci. Trzęsienie ziemi zniszczyło także małą szkołę, do której uczęszczały.
Jeszcze zanim, w październiku minionego roku, fundacja rozpoczęła działalność, jej założyciele za własne środki wybudowali w Dumre trzy ujęcia wody. Doprowadzana jest ona do zbiornika, a stamtąd, do mieszkańców wioski. - Brak czystej wody to podstawowy problem na nepalskiej wsi. Do tego trzęsienie wyrządziło tam wielkie szkody, bo domy budowane są z kamienia i gliny. W Katmandu wiele budynków miało żelbetonowe konstrukcje, które wytrzymały wstrząsy. Zresztą stolica już się jakoś podźwignęła po tej tragedii - wyjaśnia podróżnik.
Na dobrym gruncie
Teraz fundacja skupia się na odbudowie szkoły i postawieniu przylegającego do niej małego, piętrowego Domu Polskiego. Gotowe są już fundamenty, a mury powoli pną się do góry. Dom otrzymał taką nazwę, bowiem ma to być miejsce, w którym przybliżana będzie także polska kultura. Już gotowe są na przykład plansze o Warszawie wykonane przez warszawskich gimnazjalistów. W przyszłości planowane są tam rozmaite warsztaty i spotkania na temat Polski, która staje się bliska mieszkańcom Dumre i okolic właśnie poprzez pomoc niesioną im przez Polaków. Fundacja myśli też o stypendiach dla zdolnych Nepalczyków, którzy obecnie kończą edukację już na szóstej klasie szkoły podstawowej. - Szkoła i Dom Polski powstają na terenie, który dostaliśmy od lokalnych władz. Przed trzęsieniem stała na nim poprzednia szkoła. Musieliśmy najpierw zburzyć to, co z niej zostało, i przygotować grunt. Domy nepalskie nie mają fundamentów, ale w tym przypadku będzie inaczej. Zależy nam na tym, żeby budynek wytrzymał kolejne trzęsienia, które prawdopodobnie zdarzą się w tym rejonie - tłumaczy Sławomir Matczak. Prace postępują naprzód dzięki kilkunastu wolontariuszom z Polski, którzy w ostatnich miesiącach dotarli do Dumre w trzech grupach. Zakończenie budowy zaplanowano na koniec lutego, a patronat nad tym przedsięwzięciem objął ambasador honorowy Polski w sąsiadujących z Nepalem Indiach.
Domek Doktora
W salach Domu Polskiego dzieci, szczególnie te, których domów jeszcze nie odbudowano, będą mogły również odrabiać lekcje. Stawiany jest on przede wszystkim z myślą o tym, aby stanowić bazę dla przybywających w te okolice wolontariuszy, m.in. lekarzy z Fundacji "Redemptoris Missio". Jej wiceprezes, Justyna Janiec-Palczewska, usłyszała w radiu o pomocy, jaką niesie Fundacja "Mała Polska w Nepalu". Zaraz się też z nią skontaktowała, ponieważ szukała sposobu na dobre spożytkowanie pieniędzy, które zostały po powrocie lekarzy wolontariuszy z Nepalu. W efekcie obie organizacje nawiązały współpracę, a jej owocem będzie zorganizowanie w Domu Polskim punktu medycznego nazwanego Domek Doktora. Na jego utworzenie Fundacja "Redemptoris Missio" przekazała 20 tys. zł.
Już w marcu do Domku Doktora pojadą pierwsi polscy lekarze. Najpierw przez miesiąc przebywać będzie tam Katarzyna Kowalik oraz Jacek Jarosz, ratownik medyczny z Poznania, który był już na wolontariacie na Madagaskarze. - Nasi wolontariusze nie tylko będą leczyć mieszkańców Dumre i okolicznych wiosek, ale zrobią też rozeznanie, w co trzeba doposażyć gabinet. Po nich pojadą kolejni chętni. Zbieramy już środki na ten cel i szukamy następnych wolontariuszy - mówi Janiec-Palczewska. Takie wsparcie jest bardzo potrzebne. Wielu Nepalczyków nie ma bowiem na co dzień możliwości dotarcia do pomocy medycznej, nie mówiąc już o profilaktyce.
Wróciła im nadzieja
Szkoła w Dumre powstaje również z myślą o dzieciach z okolicznych wsi, które w wyniku trzęsienia ziemi także nie mają się gdzie uczyć. Kiedy jej budowa, razem z Domem Polskim, zostanie ukończona, Fundacja "Mała Polska w Nepalu" zamierza skupić się na odbudowie kolejnych domostw. Koszt postawienia jednego budynku to około 5 tys. dolarów. Zresztą już teraz Nepalczycy razem z wolontariuszami odbudowują swoją wieś. - To dumni ludzie i nie chcą od nas jałmużny. Po tym, jak zobaczyli, że wspierają ich w pracy inni ludzie, wróciła im nadzieja. Wyrwali się z marazmu, jaki ogarnął ich po trzęsieniu ziemi, i zaczęli działać - zauważa Sławomir Matczak. Podkreśla przy tym, że szukając wsparcia dla działań fundacji, puka w Polsce m.in. do serc ludzi gór, którzy niejednokrotnie wędrowali po Himalajach. - Nepal to rolnictwo i turystyka. Z tego zasadniczo żyją jego mieszkańcy, stąd też trasy dla turystów są już po trzęsieniu ziemi w większości dostępne. Najlepszą formą pomocy jest więc wybranie tego kraju na cel swojej podróży i tym samym danie żyjącym tam ludziom pracy - podkreśla. Również wolontariusze z naszego kraju, którzy odbudowują Dumre to m.in. osoby, które pojechały do Nepalu na trekking i po prostu zostały tam dłużej, na tydzień czy dwa. - Każdy, kto zechce nam pomóc, musi "tylko" opłacić sobie bilet. My zapewniamy jedzenie, spanie i… ciężką pracę.
Skomentuj artykuł