Juliusz Cezar, jeszcze przed narodzinami Chrystusa, napisał o nich w De Bello Gallicum: "Helweci swą walecznością przewyższają wszystkich innych Galów". Od XII wieku byli powszechnie uważani za najlepszych najemników na świecie, a dzisiaj każdy kto odwiedza Watykan chce mieć z nimi zdjęcie.
Co świętują 6 maja i czy ich mundury naprawdę zaprojektował sam Michał Anioł? Trochę historii dzisiejszej wizytówki państwa watykańskiego.
Historia najstarszej armii świata
Szwajcaria, zwana dawniej Helwecją, od starożytności mimo swojej niewielkiej powierzchni odgrywała bardzo istotną rolę w historii naszego kontynentu. Ten naród już starożytnym rzymianom dał się we znaki w bitwach pod Varcellą (101r.p.n.e.), pod Bibractą (58r.p.n.e.) czy pod Alezją (52 r.p.n.e.). Miał również istotny wpływ na walki wewnątrz imperium rzymskiego po śmierci Nerona w 68 roku n.e. Poprzez okres średniowiecza Szwajcarzy zyskali sobie sławę najlepszych wojowników ze względu na wolę walki, szczytność celów i przysłowiową wręcz wierność swoim panom. Wszystkie królestwa i księstwa europy chciały ich mieć po swojej stronie, bo było to zapewnieniem osobistego bezpieczeństwa i zwycięstwa w każdej bitwie.
W czasach kiedy najemnik był czymś normalnym, środkowe Alpy stały się wylęgarnią wspaniałych i -co bardzo ważne w okresie wielu zdrad i zakulisowych przymierzy- wiernych żołnierzy. Niewielka konfederacja, licząc prawie pół miliona mieszkańców i bardzo niekorzystne warunki do prowadzenia gospodarki wiejskiej, była nie tylko bardzo biednym regionem ale wręcz obszarem przeludnionym. Nic więc dziwnego, że jedynym wyjściem dla mężczyzn z tego regionu była emigracja zarobkowa, a w tamtych czasach najlepsze zarobki gwarantowano właśnie najemnikom. Więc przez większość roku walczyli oni po stronie raz Francuzów, raz Hiszpanów innym razem wenecjan czy neapolitańczyków, a na okres zimowy wracali do swoich domów i wydawali zarobione pieniądze.
Ciekawe że konfederacja - ten mały organizm państwowy - potrafiła to wszystko zorganizować: zarówno przeszkolenie swoich wojsk jak i ich pracę na rzecz innych państw, otrzymując w zamian dobra naturalne takie jak zboża czy sól. Szwajcarscy najemnicy nie byli więc prawie nigdy samowolni ani nie mogli sami decydować pojedynczo dla kogo chcą walczyć - cały czas pozostawali wierni swojej ojczyźnie i walczyli zawsze dla niej. Nie posiadająca jazdy armia, wypracowała specjalną taktykę poruszania swoich wojsk, którą zapracowała sobie na opinię "ruchomych murów naszpikowanych żelazem i nie do sforsowania". Była to tak doskonale wyszkolona armia i robiła takie wrażenie, że papież Juliusz II zechciał ich jako swoją gwardię przyboczną.
Od najemników po wiernych "obrońców wolności Kościoła"
Juliusz II (1444-1513), z rodu Della Rovere, zasłynął jako jeden z najbardziej wojujących papieży w historii. Osobiście mógł podziwiać walczących Szwajcarów na dworze Ludwika XI gdzie był legatem papieskim w latach 1480-1482 a już od 1474 legatem w Avignonie. Szwajcarzy, w ramach armii Ludwika XI, właśnie triumfowali swoje zwycięstwo nad wojskami Karola Zuchwałego pod Grandson (1474) i ich sława ogarniała wszystkie ówczesne dwory Europy.
Nie ma się co dziwić, że gdy tylko Juliusz II został wybrany na papieża w 1503 roku, prawie natychmiast poprosił konfederacje o wysłanie swoich wojsk "pro custodia palatii nostrii" - czyli do bezpośredniej obrony pałaców apostolskich. Pierwszych 150 gwardzistów przybyło do Rzymu 22 Stycznia 1506 roku pod dowództwem Kaspara Von Silenena: natychmiast otrzymali Papieskie błogosławieństwo i do dyspozycji kościół Św. Pielgrzyma i budynki do niego przynależne, 100 metrów od pałaców papieskich. Papież potrzebował ich wtedy do wygrania bitwy o panowanie nad półwyspem apenińskim, głównie przeciwko Wenecji . Gdy w 1512 roku sytuacja była już jasna, a papież mógł spać spokojnie chroniony przez oddziały Gwardii Szwajcarskiej z wdzięczności nadał im tytuł "obrońców wolności Kościoła".
Ale prawdziwą, najwyższą cenę w obronie papiestwa przyszło Gwardii Szwajcarskiej zapłacić kilka lat później, w 1527 roku za czasów panowania Klemensa VII. Rankiem 6 maja wojska niemiecko-hiszpańskie Karola V rozpoczęły słynne "złupienie Rzymu" - "Sacco di Roma". Pierwszym obiektem schodząc ze wzgórza Giannicolo w kierubku wschodnim była właśnie bazylika Św. Piotra i Pałace Apostolskie. Gwardia Szwajcarska wraz z kilkoma pozostałymi oddziałami papieskimi stawiała silny opór na prawej ścianie bazyliki, ale niestety barbarzyńskie wojska Karola V przeważyły.
Ówczesny komendant gwardii Kaspar Roist został zraniony i pojmany, by chwilę później, w brutalny sposób zostać zamordowanym przez Hiszpanów w drzwiach swojego rzymskiego domu, na oczach małżonki Elisabeth Klingler. W ostatnim momencie niewielka grupa Szwajcarów pod dowództwem Herculesa Goldi ewakuowała papieża Klemensa VII do zamku Św. Anioła, używając tajnego tunelu zwanego "passetto", który do dzisiaj łączy pałac apostolski z zamkiem. Ze 189 szwajcarskich żołnierzy, pełniących swoją służbę przy papieżu, do wieczora dożyło tylko czterdziestu dwóch.
Między tradycją a nowoczesnością
To właśnie na pamiątkę tej ofiary, rekruci Papieskiej Gwardii Szwajcarskiej składają swoją przysięgę właśnie 6 maja. Nieprzerwanie od ponad pięciuset lat, cały czas oddziały Szwajcarów stoją u boku papieża: i w momentach zwycięstw i porażek. Gdy papież stracił wszystkie swoje ziemie po wtargnięciu oddziałów królestwa włoskiego do Rzymu w 1870 otrzymali rozkaz zabarykadowania się w pałacach apostolskich i nie doprowadzenia do rozlewu krwi włoskich żołnierzy. Podczas podpisywania paktów laterańskich w 1929, i przez cały okres II wojny światowej - Gwardia Szwajcarska nigdy nie zostawiła papieża samego.
Również w tym roku, we wtorek 6 maja złożyło swoją przysięgę trzydziestu nowych gwardzistów. Grupa młodych szwajcarów, przysięgała wiernie służyć papieżowi Franciszkowi, jego prawowitym następcom i kolegium kardynalskiemu, a "w razie potrzeby, poświęcić własne życie w ich obronie". Przysięgę składają trzymając jedną rękę na fladze Gwardii Szwajcarskiej a drugą mają uniesioną w górę z wyprostowanymi trzema palcami, które symbolizują świadectwo trójcy przenajświętszej. To jedna z niewielu okazji kiedy zakładają pełny mundur galowy: wypolerowane na błysk metalowe napierśniki i bogato zdobione hełmy wykończone zawinięciem do góry i ozdobnym pióropuszem.
Dzisiaj Gwardia Szwajcarska, oprócz męstwa i motywacji ma niewiele wspólnego ze średniowiecznymi najemnikami. Kandydaci muszą posiadać nie tylko szwajcarskie pochodzenie, ale również silną wiarę i bardzo dobre zdrowie: zarówno fizyczne jak i psychiczne. Muszą najpierw odbyć zasadniczą służbę wojskową w armii szwajcarskiej i ukończyć przynajmniej trzyletnie studia licencjackie. Powinni znać przynajmniej trzy języki: Włoski, Niemiecki i Francuski, być kawalerami i posiadać mniej niż 30 lat.
Zasadnicza służba w Papieskiej Gwardii Szwajcarskiej trwa dwa lata i w tym czasie, oprócz zwykłych ćwiczeń wojskowych, z użyciem broni szturmowej i standardowych technik wojennych na poligonach w pobliżu wiecznego miasta, mogą oni poznać tajniki gry na różnych instrumentach w Orkiestrze Gwardii Szwajcarskiej i oczywiście poznać inne zabytki Włoch. Nie trzeba tutaj wspominać że to oni są głównymi odpowiedzialnymi za bezpieczeństwo Papieża i jego pałaców, więc Watykan znają jak nikt inny, łącznie z jego najtajniejszymi miejscami czy sekretnymi przejściami. Są odpowiedzialni za bezpieczeństwo Papieża również poza Watykanem i towarzyszą mu we wszystkich pielgrzymkach.
Czy to jest rysunek Michała Anioła?
Gdy pierwsi Szwajcarzy przybyli do Papieża w 1506 roku, na pewno swoim ubiorem nie odróżniali się specjalnie od innych wojaków swojej epoki. Wiemy tylko, z kronik znajdujących się w archiwach watykańskich, że byli oni odziani i obuci -"vestiti usque ad calceas"- za pieniądze papieża. Zapewne ich odzienie i uzbrojenie nie różniło się bardzo od standardowego ubioru i zbroi żołnierzy tamtego okresu w rejonie basenu morza śródziemnego.
Pierwsze obrazy na których mamy Gwardie Szwajcarską u boku papieża znajdziemy we freskach Raffaella i Pintauricchia, ale mają one bardzo niewiele wspólnego z dzisiejszym wizerunkiem tych halabardzistów. Możemy przypuszczać, że aż do roku 1800 nie było niczego szczególnego w ich umundurowaniu i nawet na pewno nie było ono jednakowe dla wszystkich. Dopiero okres renesansu w jakiś sposób zaczął ujednolicać ich umundurowanie i wprowadzać stałe kolory takie jak żółty i niebieski - kolory rodziny Della Rovere, która sprowadziła ich do Rzymu - i kolor czerwony jako tło - tworząc tak kolor kolejnej rodziny De Medici, z której pochodzili papieże: Leon X, następca Juliusza II i Klemens VII w którego obronie polegli pierwsi gwardziści.
Dzisiejszy rysunek umundurowania Gwardii Szwajcarskiej zawdzięczamy tak naprawdę jej kapitanowi z lat 1910-1921 Julesowi Repond. Ten miłośnik sztuki i człowiek o bardzo wysublimowanym guście estetycznym przeprowadził żmudne poszukiwania w archiwach i inspirując się malowidłami Raffaella zamienił najpierw kapelusze na dzisiejsze kaszkiety baskijskie, na których są wyróżnione stopnie oficerskie. Renesansowe kryzy zamienił na krótkie białe kołnierzyki podniesione do góry w mundurze dziennym, albo opuszczone do dołu na umundurowaniu ćwiczebnym, który jest cały niebieski. Również na podstawie obrazów Raffaella zaprojektowano okrycie zimowe z owczej wełny farbowanej na granatowo i połączonej niebieskimi frędzlami na biodrach. Widoczna kryza została jeszcze tylko przy mundurze galowym, który gwardziści zakładają na Boże Narodzenie, Wielkanoc i do przysięgi. Stalowe napierśniki i naramienniki zakładają tylko z okazji przysięgi, natomiast przy okazji Świąt gwardziści zakładają również białe rękawiczki i zdobione hełmy wywinięte na końcach ku górze, zdobione strusimi piórami: w kolorze białym dla komendanta i starszego sierżanta, ciemno fioletowym dla poruczników, czerwonym dla halabardzistów a żółto-czarny dla bębniarzy.
Jak widać Michał Anioł raczej nie ma nic wspólnego z umundurowaniem papieskiej Gwardii Szwajcarskiej, chociaż tworzył w Rzymie właśnie w okresie kiedy pierwsi Szwajcarzy przysięgali po raz pierwszy wierność Papieżowi. Od tamtej pory minęło już ponad pięćset lat i wszystko wskazuje na to że mimo zmian cywilizacyjnych i technicznych, halabardziści ze środkowych Alp pozostaną wierni swej przysiędze i przelanej krwi, strzegąc bezpieczeństwa papieża i jego pałaców przynajmniej na kolejnych pięćset lat. Tego im serdecznie życzymy.
Skomentuj artykuł