Gra w media
Euro to dziś odległy sen, mama Madzi zdążyła się znudzić, swąd po trotylu ulotnił się, a doktor z Uniwersytetu Rolniczego wydaje się raczej wiejskim głupkiem, niż poważnym zamachowcem. Niestety w zimę wraz z bezrobociem, tradycyjnie wzrasta również skala społecznego niezadowolenia - a te z kolei, wzmaga zapotrzebowanie na tematy zastępcze.
Machina rusza, ktoś rzuca temat i wszystko dzieje się jak w medialnej wersji prawa Kopernika-Gershama, gdzie zamiast pieniądza; "gorsze informacje wypierają lepsze". Oczywiście cały ten proces przebiegnie przy milczącym, ponadpartyjnym przyzwoleniu. W końcu w sprawie eutanazji, marihuany, krzyża w Sejmie i polityki historycznej - wszyscy jesteśmy ekspertami.
"Bezrobotni szturmują polskie urzędy pracy. Tak źle nie było od lat" - czytam nagłówek na jednym z portali finansowych. W samej Nysie bezrobotnych zarejestrowało się już dwa razy więcej niż przez cały styczeń ubiegłego roku. I choć Davos gości właśnie Międzynarodowe Forum Ekonomiczne, a w Mali trwa wojna, o której francuzi mówią, że może być drugim Afganistanem - nie te kwestie zaprzątają umysły naszych polityków i mediów.
O tym, że straciliśmy poczucie skali problemów, niech dobitnie świadczy obrazek, krążący parę dni temu po internecie - strona główna TVN24, a zaraz pod nią printscreen z jednego z ważniejszych brytyjskich portali. U nas krzykliwe informacje na temat wypadku helikoptera w londyńskim city, u nich niewielka wzmianka i pokaźny artykuł na temat wojsk francuskich, wyruszających do Afryki. I choć nasz premier wspomniał nieśmiało na Twitterze, że może wyśle tam kilku żołnierzy na misje szkoleniową, na pytanie jednego z internautów o to, dlaczego do Davos się nie wybiera, odparł, że ma ważniejsze sprawy w Sejmie. A Sejm jak Sejm, zawsze ma ważniejsze sprawy i żyje sobie tylko znany rytmem, za którym jak w hipnozie, podążają urzeczone media.
W tej chwili na tapetę wróciła spraw krzyża, eutanazji, sporu o "stalinowskie metody" CBA i marihuany. Dawno nie było już takiego natłoku rywalizujących o naszą uwagę problemów światopoglądowych. Kiedy Janusz Palikot wnioskował ze znanym tylko sobie tupetem o powołanie międzynarodowej komisji ds. ścigania zbrodni Kościoła katolickiego - wzruszyłem ramionami. Niestety zaraz potem, używając starego jak Arystoteles błędu logicznej implikacji, stwierdził, że zalegalizowanie "trawki" przyczyni się do zmniejszenia liczby samobójstw. Tego już, jako filozof na urlopie dziekańskim nie zniosłem. Siedziałem wtedy w pociągu do Warszawy, na który musiałem wstać o 4 rano, aby dojechać z Krakowa na seminarium doktoranckie po 10 (ale po co pisać o kiepskich kolejach?). Spojrzałem po ludziach, próbujących za wszelką cenę wydrzeć z tego zimnego poranka jeszcze trochę snu albo siedzących z nosem w ekranach laptopów - i zupełnie jasno do mnie dotarło. Choć na co dzień nikt nie żyje tymi problemami, wszyscy gramy w podobną grę. Raz oszukujemy, innym razem dajemy się oszukać, uwodzeni wyrazistością przekazu. Śmierć, narkotyki, spory o powstanie i spuściznę po PRL. Gotujemy się w tym regionalno-zaściankowym sporze, bez żadnego okna na horyzont.
Jest dla mnie jasne, że jako katolicy jesteśmy zobowiązani do dawania świadectwa i walki o wyznawane przez nas pryncypia. Czy jednak nie dajemy się dziecinnie podejść? Czy rozpaczliwe pokrzykiwania polityków nie mają jedynie na celu odwrócenia naszej uwagi od spraw naprawdę istotnych? Może zamiast wdawać się w polemikę z każdym głupcem, zamiast odpowiadać na każde oszczerstwo i podchwytywać co lepszy kontrowersyjny temat, spróbujmy wyjść z tego błędnego kręgu świętego oburzenia. Kiedy absolutnie wszystko nas rozprasza, jeszcze mocniej walczy się o naszą uwagę, ale w tej walce mamy przecież dobrą broń. Oczywiście nie o kapitulację tutaj chodzi, ale powrót do zdrowego dystansu. Bez niego wszyscy szybko zachorujemy na krótkowzroczność, a przecież jakkolwiek tematy bieżące byłyby ważne - "królestwo Jego nie jest z tego świata". I my też nie jesteśmy. Warto o tym pamiętać.
Skomentuj artykuł