Groza życia bez sushi

Groza życia bez sushi

Jestem głęboko wdzięczny Michałowi Figurskiemu za jego szczere i krające serce wyznanie w sprawie sushi. Bo dobrze czasem popatrzeć na swój kraj oczyma "kosmity".

Przypomnę: w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" niegdysiejszy żartowniś z radia Eska Rock wypłakał się w mankiet dziennikarzowi: "Liczymy z Odetą, na czym oszczędzić, co jest zbędne. Wiesz, przestajesz chodzić co tydzień na sushi, kupować w drogich sklepach. Zauważasz, ile kosztuje benzyna. Zaczynasz liczyć, ile warte są twoje samochody".

Cała ta wypowiedź ma kilka interesujących aspektów. Pierwszy, najmniej na pierwszy rzut oka widoczny, pokazuje, jak kruchy jest dobrobyt naszych nowobogackich. Kilka miesięcy bez pracy i... już nie wystarcza na sushi, zaś paliwo i eksploatacja samochodów obciążają kieszeń - Rothschild by się uśmiał. Raptem nowobogacki okazuje się jedynie nieco zamożniejszym krewniakiem niepewnego swego bytu i przyszłości prekariusza, a jego finansowa nonszalancja i tryb życia bon vivanta znikają jak oszczędności ulokowane w Amber Gold. Daleko mu jeszcze oczywiście do ojca wielodzietnej rodziny, ale już wie, że "życie kosztuje".

Druga rzecz dotyka sprawy nie mniej interesującej społecznie - ludzie nie mają dziś poglądów, ale mają kredyty w bankach i hipoteki na mieszkanie. Albo mają poglądy jak najbardziej obłe, szczególnie, gdy zarabiają na sushi, paliwo i wizyty w drogich sklepach w mainstreamowych mediach. Choć może nie jest to akurat casus Michała Figurskiego: on miał poglądy nader wyraziste, gdy razem z Kubą Wojewódzkim urządzali sobie coraz mniej smaczne kpiny. Każdy niewybredny żart, które trafiał w gusta ich odbiorców (żywiących się pewnie nieco mniej wykwintnie od tandemu celebrytów), zapewniał im środki na luksusowe życie. Taka to już nasza nowa tradycja: jako nauczyciel zarobisz grosze w szkole, która coraz bardziej przypomina maszynkę do produkcji młodej polskiej ćwierćinteligencji, a jako popularny trefniś będziesz żył wcale nieźle, bawiąc młodszych i starszych półgłówków.

Jest w tym wszystkim jeszcze jeden, może banalny, ale ważny element. Polska jest krajem przyjaznym dla bogatszych i ustosunkowanych, a coraz bardziej wrogim (i także niebezpiecznym) dla mniej majętnej części społeczeństwa. Tych drugich jest więcej, ale z wielu przyczyn znacznie trudniej decydować im o tym, co przebija się do debaty publicznej, którą na ogół zawłaszczyły środki masowego przekazu nastawione na reklamodawcę, a nie na odbiorcę. Kogo obchodzi, że wiele polskich rodzin ma problemy ze szkolną wyprawką dla dzieci? Że mamy w skali Europy bardzo wysoki odsetek dzieci i młodzieży żyjących w biedzie? Kogo wreszcie obchodzi, że rozwierają się w Polsce nożyce płacowe, ceny wciąż rosną, demografia leci na łeb na szyję, a kolejna fala kryzysu (o którym mówi się już otwarcie) sprawi, że kolejne polskie rodziny będą myśleć, na czym jeszcze oszczędzić i co jest zbędne... prawie jak Michał Figurski.

Powie ktoś, że nie lubię bogatych i stąd wydźwięk mojego felietonu. Przeciwnie, życzę sobie i bliźnim, by w Polsce było jak najwięcej bogatych ludzi, by płacili tutaj wysokie podatki, a moja ojczyzna była na tyle zdrowym państwem, by te środki sensownie i dalekowzrocznie potrafiła inwestować (prowadzić redystrybucję). Bliski jest mi bowiem skandynawski model społeczno-gospodarczy, choć bez tej nachalnej propagandy "świeckiego państwa".

A Michała Figurskiego też przecież żal. Życie bez ulubionych przysmaków - istna tragedia! Mnie też ciężko, gdy nie zjem czasem porządnie przyrządzonej kaszanki.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Groza życia bez sushi
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.