ME: Drugie oblicze polskiego zespołu
Polska przegrała w ostatnim meczu fazy zasadniczej Mistrzostw Europy w piłce ręcznej z Francją 24:29 (10:15). W sobotę w półfinale zmierzymy się z Chorwacją, rywalem Francji będzie Islandia.
Zawsze szkoda kiedy po wielkich czynach przychodzi coś, czego należy się wstydzić. A Polacy powinni wstydzić się pierwszych 30 minut spotkania z Francją. Nie dlatego, że przegrywali, ale dlatego, że na parkiecie zachowywali się, jakby pierwszy raz mieli wystąpić w meczu piłki ręcznej. Kompromitujące podania, które wyglądały jakby były adresowane do rywali, a nie partnerów z własnego zespołu, fatalne rzuty (byle tylko rzucić, a gdzie poleci piłka to już mniej istotne) i wreszcie całkowity brak koncentracji i współpracy. I o to można mieć, co więcej należy mieć, pretensje do profesjonalistów, którymi nasi zawodnicy z pewnością są.
Polacy pierwszą bramkę zdobyli dopiero w 7 minucie spotkania. Francuzi zdążyli trafić wcześniej trzy razy. W 18 minucie było 5:11. Na przerwę nasi schodzili przegrywając 10:15.
Jeśli ktoś liczył, że w drugiej połowie coś się zmieni, musiał zweryfikować swoje nadzieje. Chwilami nasi reprezentanci grali tak jak z Hiszpanią czy Niemcami. Głównie dlatego, że pozwolili im na to Francuzi. "Trójkolorowi" mieli słabszy okres, zaczęli popełniać więcej błędów. Jednak kiedy w 43 minucie nasi zbliżyli się na trzy gole, rywale przycisnęli i odskoczyli ponownie na pięć bramek. Po 50 min. Polacy na moment się obudzili i doprowadzili do stanu 23:25. Ale o ostatnich dwóch minutach szybko zapomnijmy.
Polacy dzięki przegranej z Francją zakwalifikowali się do przyszłorocznych MŚ. Było to możliwe, gdyż kwalifikację z ME w Austrii uzyskują trzy najlepsze ekipy + Francja, jako obrońca tytułu. Gdybyśmy z Francją wygrali, by zagrać w MŚ, musielibyśmy w Austrii wywalczyć co najmniej brązowy medal.
Skomentuj artykuł