Opinie o wykluczeniu z PiS Kluzik i Jakubiak
To będzie większa szkoda dla partii niż ewentualne przewinienia Kluzik-Rostkowskiej i Jakubiak. Tą decyzją PiS zapewnił sobie kilkudniowy medialny spektakl, przez kilka dni kampanii wyborczej wszystko, co na ten temat będą mówić - zarówno członkowie partii, jak i wyrzucone posłanki - będzie poddawane w wątpliwość i roztrząsane - opiniuje dr Jarosław Flis z Instytutu Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej UJ.
Ale nawet jeśli jest to odpowiedź na jakieś problemy, patrząc z dobrą wiarą na wyjaśnienia posła Mariusza Błaszczaka, to zastosowane lekarstwo jest gorsze niż choroba.
Jest to postawienie wszystkiego na jedną kartę i to nie najmocniejszą. Jeśli traktować to jako odpowiedź na słowa posła Jacka Kurskiego, że PiS może wrócić do władzy tylko w razie jakiejś katastrofy, zakładając, że jest to wybranie jednoznacznego przekazu, bez niuansów, jakie były widoczne w kampanii prezydenckiej, to trzeba powiedzieć, że nie jest to najskuteczniejsza strategia. W tym roku mieliśmy już kilka burzliwych wydarzeń - katastrofę smoleńską, powódź, kłopoty z umową gazową, czy wreszcie zabójstwo w Łodzi - a żadne z nich nie uwiarygodniło przekazu PiS, nie wzmocniło partii w sondażach. Tylko w czasie kampanii prezydenckiej notowania PiS wyraźnie wzrosły.
Najciekawsze jest to, co teraz zrobią wyrzucone posłanki. Czy będą czekać na powrót do PiS w nowej roli, czy będą próbować stworzyć własną formację, czy raczej szukać miejsca w istniejących strukturach? Jest mało prawdopodobne, by znalazły miejsce w PO, ale mogłyby np. stworzyć skrzydło w PSL. PSL nie ma urzędujących posłów, którzy zdobyli mandat w wielkich miastach, więc nie ma tej blokady, że ktoś z czołówki musiałby się przesunąć, by zrobić im w przyszłości miejsce na listach. To mógłby być taki łagodny PiS w PSL - zagrożenie dla PiS i deska ratunkowa dla PSL.
Oczywiście Kluzik-Rostkowska i Jakubiak mogą próbować stworzyć coś własnego, ale jest to bardzo trudne. Wielu ostatnio próbowało: Marek Jurek, Kazimierz Ujazdowski, Janusz Palikot i widać na ich przykładach, że jest to strategia mniej obiecująca".
Politolog dr Rafał Chwedoruk z Uniwersytetu Warszawskiego:
- Przeceniamy znaczenie tego typu wydarzeń dla polskiej polityki. Wszyscy wciąż stosujemy metodologię z lat 90., gdzie podziały, zwłaszcza na prawicy oparte na czynniku personalnym, dewastowały wręcz prawą stronę sceny politycznej. Sam Jarosław Kaczyński był tego najlepszym przykładem. Natomiast teraz, w XXI wieku, po pewnym zamknięciu się systemu partyjnego, po utrwaleniu się ordynacji wyborczej z 5-procentowym progiem zaporowym i finansowaniem partii z budżetu państwa, to tak naprawdę partie stają się reżyserem polskiej polityki, a nie politycy, jako jednostki.
Stąd więc myślę, że znaczenie polityczne odejścia tych dwóch pań i także posła Jana Ołdakowskiego nie jest aż tak duże, jakby się nam na pozór zdawało i nie odbije się raczej w prosty sposób na wyniku wyborczym PiS-u; a jeśli już, to w skali lokalnej, warszawskiej, ale tutaj paradoksalnie PiS i tak zdawał się być skazany na pozostanie w tyle za Platformą Obywatelską.
Pokazuje to natomiast, że do końca nasze partie i nasi politycy nie zdają sobie sprawy ze skali odpowiedzialności. My, jako podatnicy, płacimy na nich pieniądze, o które zresztą od czasu do czasu oni się kłócą, i powinniśmy otrzymywać od nich czytelny sygnał - jeśli rozpoczyna się kampania wyborcza, to przedmiotem debaty powinny być programy partii, a nawet w ostateczności wizerunki polityków, natomiast jest to już nie pierwsza kampania wyborcza, w której musimy dokonywać psychologicznej analizy sfrustrowanych polityków bez względu na to, o jakiej partii byśmy mówili.
Dopóki nasi politycy nie uświadomią sobie, że jest odpowiedni moment na debatę, a nawet kłótnię wewnątrz partii i moment, kiedy ta partia powinna działać zgodnie, to będziemy mieli do czynienia od czasu do czasu z czymś, co sprawia wrażenie przedszkola politycznego. A jeśli coś można zarzucić tu kierownictwu PiS-u, to fakt, że jeśli wiedziało, że coś w partii jest nie tak, to miało wystarczająco dużo czasu, by rozstrzygnąć to przed rozpoczęciem właściwej kampanii wyborczej, a nie w jej trakcie.
Bardzo trudno jest o pełny komentarz do decyzji o wykluczeniu obu pań z PiS, bo tak naprawdę nie znamy kulis sprawy. PiS był zawsze partią zamkniętą, co wynikało z doświadczeń Jarosława Kaczyńskiego z lat 90., gdy kolejne formacje ulegały rozpadowi, stąd pewna aura tajemniczości - co paradoksalnie prawdopodobnie bardzo odpowiada wyborcom tej formacji - i tak naprawdę nie znamy do końca wszystkich powodów, które stały za decyzją kierownictwa PiS.
Natomiast w planie generalnym jest to działanie o charakterze prewencyjnym. Widać, że Jarosław Kaczyński obawia się powtórki z lat 90. - że od odejścia jednego polityka czy grupy osób rozpocznie się atrofia całej partii. Dlatego woli dokonać brutalnego, niepopularnego, źle odebranego przez media personalnego cięcia wcześniej, a nie czekać na moment, gdy zagrozi to istnieniu całej partii. Jarosław Kaczyński pogodził się prawdopodobnie z tym, że do przyszłego roku PiS nie zdąży odrobić strat sondażowych do PO, stąd ważniejsze jest przygotowanie partii do długiego trwania przez kolejną kadencję w opozycji. W takiej sytuacji lojalność, często oparta na osobistych więzach, jest prawdopodobnie dla niego ważniejsza niż różnorodność.
Nie przypominam sobie rozłamu w polskich partiach, któremu nie towarzyszyłoby oświadczenie w podobnym tonie, jak oświadczenie Kluzik-Rostkowskiej i Jakubiak - z konkluzją zapewniającą o wierności wartościom, które ta partia niegdyś głosiła zanim zeszła na manowce. Z tego oświadczenia nic konkretnego nie wynika.
Paniom i posłowi Ołdakowskiemu grozi teraz wypadnięcie w ogóle z polityki, znalezienie się w niebycie. Widać to na przykładach Ludwika Dorna, czy nawet Polski Plus, która dotarła do etapu tworzenia partii politycznej. Ja bym raczej w tym oświadczeniu wyczuwał pewną bezradność. Czas prostych transferów z partii do partii trochę się w Polsce kończy, jednocześnie istnieją poważne instytucjonalne i społeczne ograniczenia tworzenia nowych partii politycznych.
Trudno też sobie wyobrazić, by kolejna inicjatywa wychodząca z obrzeży PiS-u cokolwiek zmieniła, jeśli wcześniejsze próby podejmowane przez osoby o dużo większej osobistej popularności nie zakończyły się sukcesem.
Skomentuj artykuł