Ośmiolatka przez 7 lat nie opuściła domu. Przetrzymywali ją w nim matka i dziadkowie
Na zewnątrz prawie nikt nie znał dziecka. Ani sąsiedzi, ani władze, ani nawet lekarz. Ośmioletnia dziewczynka z Attendorn (Nadrenia Północna-Westfalia) została całkowicie odcięta od świata zewnętrznego. Była jak niewidzialna, bo od lata 2015 roku nie wychodziła z domu.
W domu dziewczynkę przetrzymywali matka i dziadkowie. Trudno sobie wyobrazić, co do tej pory zebrała w tej sprawie prokuratura w Siegen, pisze tygodnik "Spiegel". Dziecko dorastało z matką i dziadkami, stawało się coraz większe i nie znało niczego poza własnymi czterema ścianami. Na zewnątrz prawie nikt nie znał dziecka. Ani sąsiedzi, ani władze, ani nawet lekarz. Dziewczynka została całkowicie odcięta od świata zewnętrznego, de facto była niewidzialna, bo od lata 2015 roku nie wychodziła z domu.
Kluczem w tej sprawie był, jak się dziś wydaje, spór rodziców biologicznych o opiekę: para rozeszła się przed urodzeniem dziecka. Matka później zabroniła ojcu obcowania z dzieckiem - opisuje "Spiegel". W trakcie procesu sądowego w czerwcu 2015 roku matka wraz z półtoraroczną córką wyjechała do Kalabrii we Włoszech, jak wynika z wpisu do rejestru urzędu ewidencji ludności. Adwokat ojca już wtedy określił rzekome nowe miejsce zamieszkania we Włoszech jako "fałszywy adres", mówi kierownik wydziału ds. młodzieży, zdrowia i spraw społecznych w powiecie Olpe Michael Faerber. Wiosną 2016 roku obojgu rodzicom przyznano prawo do opieki nad dzieckiem. "Potem jednak ojciec nie poinformował ani urzędu ds. młodzieży, ani sądu rodzinnego, że nie może dotrzeć do dziecka" - mówi Faerber.
Dziecko przypuszczalnie nadal żyłoby w całkowitej izolacji od świata zewnętrznego, gdyby 1 lipca nie dotarły do urzędu ds. młodzieży szczegółowe wskazówki o sprawie. 14 dni później do właściwych władz włoskich został wysłany wniosek mający na celu sprawdzenie, czy matka i jej córka mieszkają we Włoszech - pisze tygodnik. Dwa miesiące później z Włoch nadeszła informacja, "że matka dziecka nigdy nie zamieszkiwała pod podanym adresem".
23 września policja zabrała z domu dziecko, które obecnie jest w rodzinie zastępczej. "Dziewczynka została mi opisana jako bystra", mówi Faerber. Najwyraźniej nie doświadczyła przemocy fizycznej, "nie ma dowodów na wykorzystywanie seksualne, wszystkie badania fizyczne były pozytywne". Dziecko nauczyło się też czytać i pisać. Obecnie jest pod opieką psychologów dziecięcych i młodzieżowych.
Według prokuratury wobec matki, babci i dziadka dziecka prowadzone jest śledztwo w sprawie pozbawienia wolności i złego traktowania podopiecznej, za co grozi kara pozbawienia wolności do 10 lat - pisze "Spiegel".
Czy urząd ds. młodzieży czekał zbyt długo, czy powinien działać wcześniej? Farber mówi, że na to pytanie należy odpowiedzieć w rozpoczętej już analizie procesu. On sam uważa, że "w przyszłości będziemy musieli podejść do rzeczy z większą wrażliwością (...)".
PAP / mł
Skomentuj artykuł