Pan od gwałtu
Janusz Palikot, stwierdzając, że "być może Wanda Nowicka podświadomie chce być zgwałcona", wymierzył siarczysty policzek popierającym go feministkom i znieważył zgwałcone kobiety. Ale już znalazł obrońców - choćby w osobie Magdaleny Środy. To smutne i znamienne.
W sobotni wieczór, w rozmowie z "Faktami" TVN Janusz Palikot stwierdził: "Być może Wanda Nowicka chce być zgwałcona, ale to nie ze mną". Polityk, biznesmen, niegdyś wydawca prawicowego tygodnika opinii "Ozon" po raz kolejny udowodnił, że może pozwolić sobie publicznie na bardzo dużo. Najwyraźniej sądzi, że ujdzie mu to bezkarnie. Jak dotąd wszystko wskazuje, że to trafna intuicja. Już znalazły się osoby chętne do obrony jego wypowiedzi.
Magdalena Środa, specjalistka od piętnowania Kościoła katolickiego, w tym wypadku okazała wiele wyrozumiałości. Jak stwierdziła, Palikotowi potrzebny jest po prostu urlop, a jego wypowiedzi winni są... partyjni koledzy, którzy sprowadzają go na złą drogę. To naiwność czy premedytacja? Podejrzewam, że to drugie - wiele wskazuje na to, że Środa liczy na dobre miejsce na liście wyborczej Ruchu Palikota do Parlamentu Europejskiego. Pytanie, jaka będzie reakcja bezpośrednio zainteresowanej - jeśli Wanda Nowicka zdecyduje się zostać w RP, będzie to świadczyło, że nie tylko ma dość mocno obniżone standardy co do własnej godności, ale że nie rozumie także znaczenia etycznego i społecznego słów swojego partyjnego szefa.
Był taki moment, w którym Palikot także w środowiskach odnoszących się do niego dość krytycznie uważany był za "ekscentrycznego filozofa", kogoś w rodzaju "błazna" wedle typologii Leszka Kołakowskiego. Jak to się mówi kolokwialnie - "mieścił się w dyskursie". Przekraczał kolejne granice przyzwoitości, sprowadzał debatę publiczną coraz niżej i wciąż "mieścił się w dyskursie". Ba, był dobrze widziany i fetowany w mediach. Lewica obyczajowa, acz z pewną ostrożnością, uznawała go za "swojego człowieka": w końcu wynosił na sztandary wszystko, co bliskie tej lewicy. Obecność ludzki takich jak Wanda Nowicka czy Anna Grodzka są właśnie konsekwencją tego stanu rzeczy. Zdecydowanie negatywne uwagi pod adresem Palikota (wskazującego jego cynizm, praktyczne i ideowe wsparcie dla neoliberalnych wzorców ekonomicznych) płynące choćby ze strony mojego środowiska, "Nowego Obywatela" były lekceważone. Teraz część moich koleżanek i kolegów z lewicy rozgląda się wokół ze zdziwieniem i oburzeniem, gdy przypomnieć im tę kwestię. Obawiam się jednak, czy wzorem Magdaleny Środy szybko sprawy nie zbagatelizują. W końcu biznesmen z Biłgoraja wciąż będzie dostarczał odpowiedniej dawki antyklerykalnych bon motów, bez których część lewicy (tej bardziej promowanej przez media) czuje się źle. Taka to już ich "obyczajowa lewicowość". Chciałbym się mylić w tej sprawie, ale - niestety - małe widzę po temu szanse. Powtórzę: w najbliższych dniach dużo będzie zależało od reakcji samej Wandy Nowickiej.
Najsmutniejsze w tej sprawie jest to, co odnosi się do najbardziej obrzydliwego elementu wypowiedzi Palikota: sugestii, że "kobieta chce być podświadomie zgwałcona". Czy Palikot miałby odwagę powiedzieć coś takiego w twarz jakiejkolwiek zgwałconej kobiecie? Spojrzeć w oczy i wyśmiać jej krzywdę i cierpienie? Czy feministki, które go popierają, będą umiały logicznie wyjaśnić jego słowa? Bo wypowiedź Magdaleny Środy logiczna nie jest - chyba że w kluczu politycznego i środowiskowego pragmatyzmu.
Jest jeszcze jedna sprawa. W Sieci krąży dowcip rysunkowy autorstwa Krzysztofa Karnkowskiego (Budynia78). Bardzo ładnie odmalowuje sprawę, o której jeszcze nie było w tym tekście mowy. Pierwsza część rysunku: chłopak zwraca się do dwóch młodych osób ze słowami: "Palikot powiedział, że Pawłowicz chce być zgwałcona". Reakcje: "Ha ha ha, Janusz mistrz!", "Lajk!". Druga część: "A, nie, sorry. To o Nowickiej mówił". Reakcje tej samej dwójki osób: "Przegięcie", "cham!". I to jest niestety także smutna prawda o funkcjonowaniu Janusza Palikota w życiu publicznym i zachowaniach wobec jego wypowiedzi ze strony części jego zwolenników. Czy teraz to się skończy?
Zwolennicy Janusza Palikota okazali pokłady swojej bardzo selektywnej "tolerancji" już w przypadku czarnoskórego posła Godsona. Istnieje zatem obawa, że i teraz wykażą się tolerancją - tyle że wobec swojego idola. Ale wbrew przedstawionym wyżej przesłankom wciąż mam cichą nadzieję, że wiele przyzwoitych osób, nie uwikłanych w partyjne rozgrywki, które z jakichś przyczyn zdecydowane były popierać lidera RP, skończą teraz z "panem od gwałtu" na dobre.
Skomentuj artykuł