Przywiązani do Polskości - Dzień Polonii i Polaków za granicą
Żyli i żyją w różnych epokach, w wielu krajach na całym świecie. Zawsze jednak dźwięk słowa „Polska”, „ojczyzna” wywoływały w nich żywe reakcje. Czasami mocniejsze bicie serca, dumę, innym razem nostalgię i łzę w oku. Dziś Dzień Polonii i Polaków za Granicą.
„Każdy jest kowalem swojego losu”. Można by dopowiedzieć: do pewnego stopnia, bo przecież historia każdego życia jest jednostkowa, choć uwikłana w szereg różnego rodzaju zależności, wydarzeń historycznych czy społecznych, na które większość z nas nie ma wpływu.
Obchodzimy Dzień Polonii i Polaków za Granicą. Migracja, także wyjazdy w dalekie kraje Polaków czy ludzi zamieszkujących tereny polskie ma długą historię i trudno w krótkim słowie zebrać całe to doświadczenie.
Pierwsze skojarzenie z emigracją to wyjazd „za chlebem”. Przesiedlanie się czy to do Europy, czy tym bardziej za ocean w poszukiwaniu lepszego życia to dla wielu z nas typowy obraz, jaki mamy w wyobraźni.
Wielu było też takich, którzy uciekali za granicę przed problemami osobistymi czy rodzinnymi. Nie mogąc sobie poradzić z sytuacjami, które ich przerastały, po prostu wyjeżdżali. Osobną kategorią wśród tych „uciekinierów” są ci, którzy ratowali się emigracją przed represjami i prześladowaniami politycznymi.
Wielką grupę wśród Polaków za granicą stanowią ci, którzy nie mogli wrócić do kraju po zawierusze wojennej. Rzuceni bez własnej woli w różne sytuacje, osiadali w krajach, które ich po wojnie przyjęły i rozpoczynali tam na nowo swoje życie. W większości z nostalgią wspominali ojczyznę i, na ile to było możliwe, utrzymywali kontakt z rodziną, która pozostała w kraju.
Jest też taka grupa Polonii czy Polaków za granicą, którzy sami nie wyjeżdżali nigdzie, ale granice się przesunęły. Stali się Polonią wbrew swojej woli. W pewnym sensie ponad ich głowami zdecydowano o ich losie i przynależności do jakiejś politycznej struktury państwowej.
Dlatego właśnie „każdy jest kowalem swojego losu do pewnego stopnia”, a każda historia emigranta jest wyjątkowa. Wielu z nas, w naszych rodzinach, mamy większe czy mniejsze doświadczenie „polskości za granicą”, bo przecież ostatnie kilkadziesiąt lat to wielkie narodowe przeżywanie przemian społecznych i politycznych, ale też dla wielu z nas to doświadczenie migracji.
Kościół zawsze towarzyszył migrantom. Zorganizowanie życia na emigracji, dbanie o ciągłość wiary i pielęgnowanie tradycji narodowych zawsze było powiązane jakoś ze wspólnotami religijnymi. Dotyczy to nie tylko Polaków. To dotyczy emigrantów w ogóle. Tak samo było z Włochami, Niemcami i wieloma innymi nacjami. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu, jak wspominali moi amerykańscy współbracia, można było iść do kościoła katolickiego w swojej dzielnicy, mijając po drodze także katolickie kościoły Włochów, Polaków, Niemców czy Ukraińców. A nawet Irlandczycy, którzy mieli trochę łatwiej, bo mówili już po angielsku, mieli też swoje kościoły i swoich duszpasterzy.
Wspominamy tych, którzy przez ostatnie dwa wieki przyczyniali się na różne sposoby do tego, że Polska jest dzisiaj wolna i niepodległa. Ich przywiązanie do polskości owocowało promowaniem tego, co wspierało najlepsze i najgłębsze aspiracje Polaków w kraju i za granicą. Warto tu wspomnieć przynajmniej o kilku przykładach takiego działania na różnych polach, jak choćby Tadeusz Kościuszko czy gen. Kazimierz Pułaski, Fryderyk Chopin, Adam Mickiewicz i wielu polskich artystów. To także Maria Skłodowska-Curie i wielu innych świetnych naukowców. To w końcu także nasz największy „emigrant” i orędownik wolności Polski i Polaków, św. Jan Paweł II. To cała plejada tych, którzy zasłużyli się w odzyskaniu naszej niepodległości i wspomagali kraj w najtrudniejszych chwilach.
Dzisiaj jednak chcemy pamiętać nie tylko o historii. Jesteśmy różni, emigranci także się różnią i są podzieleni nie mniej niż Polacy mieszkający w kraju. To, co jest jednak szczególne u Polonusów to swego rodzaju „mityczne poczucie przynależności”, odczuwanie więzi z krajem, z rodakami, z tradycjami i językiem, z kulturą i religią. Miliony naszych bliskich na emigracji pokazują, co w Polsce i polskości jest najpiękniejsze.
Wychowani jesteśmy na różnych obrazach. Kto nie oglądał trylogii „Sami swoi” z wątkiem emigracyjnym czy sarkastycznego komediodramatu „Szczęśliwego Nowego Jorku”. Wielu z nas zżyma się, że środowiska polonijne są staroświeckie, prezentują taki „przaśny” patriotyzm. Mają wyidealizowany i w praktyce już nieistniejący w rzeczywistości obraz życia w Polsce. Być może w niektórych przypadkach tak jest, ale to nie jest prawdziwy obraz Polaków mieszkających za granicami. Wielu z nich, nawet czasami w skrajnie trudnych warunkach, pokazało charakter, hart ducha i bogactwo rozlicznych talentów.
Polskie Muzeum w Ameryce - ChicagoPolonia bowiem to pielęgnowanie tradycji, o których my w Polsce czasem już zapominamy. Sam się o tym mogłem przekonać, kiedy dane mi było pracować wśród Polaków w Chicago. To było naprawdę poruszające, kiedy się spotykało osoby urodzone na obczyźnie, mówiące tak piękną polszczyzną, że niejednego mogłyby zawstydzić i wielopokoleniowe rodziny pielęgnujące polskie tradycje, pieśni czy kolędy, których ja sam nawet nie znałem.
Polonia to także wiele instytucji i organizacji, dla których „polskość” jest istotą działania. Pamiętam, jak będąc w Baltimore, słyszałem: „kiedyś mieliśmy tu trzy polskie parafie i szkołę, a teraz jest tylko kilku Polaków w domu opieki”. I tak też bywa. Warto jednak zdać sobie sprawę, że na świecie funkcjonują dzisiaj setki polskich szkół, kształci się w nich tysiące młodych ludzi polskiego pochodzenia. W wielu kościołach odprawiane są Msze św. po polsku. Prężnie działa polskie harcerstwo, mające swe struktury w wielu krajach na całym świecie. Warto sobie też uświadomić, że w wielu miejscach działają polonijne organizacje kulturalne, muzea, orkiestry, zespoły taneczne, teatry, promujące polską kulturę. Dzisiaj to się zmienia bardzo szybko, ale przez wiele dziesiątków lat istniała na obczyźnie polska prasa, radio i telewizja. Zanim świat stał się ogólnie dostępny przez Internet, to często właśnie lokalne media były ostoją polskości. Wiem coś o tym, bo jako jezuici przez kilkadziesiąt lat publikowaliśmy w USA po polsku czasopisma, prowadziliśmy programy radiowe, organizowaliśmy działalność kulturalną czy społeczną, nie wspominając już o działaniach duszpasterskich. I dzisiaj, na różne sposoby to kontynuujemy, o czym świadczy działalność m.in. Jezuickiego Ośrodka Milenijnego w Chicago i działającego przy nim Radia Deon.
Polonia bowiem to ludzie z „polskim sercem”, często z „ułańską fantazją”, promujący na wiele sposobów to, co dla nas najcenniejsze. To oni są dla wielu pierwszym kontaktem, reprezentantami polskości i przez ich świadectwo jesteśmy oceniani. Polonia i Polacy za granicą to nasi najlepsi ambasadorzy. Nie tylko ci historyczni, ale właśnie ci, którzy są tam teraz, od najstarszych po najmłodszych.
Skomentuj artykuł