Symetryzm a chrześcijaństwo
Każdy poważnie traktujący mądrość Mistrza z Nazaretu i jego apostołów staje prędzej czy później wobec pytania, czy ważniejsza jest dla niego wspólnota wierzących czy wymyślona na potrzeby rządzących wspólnota narodowa, państwowa itd. Podzielam pogląd Szymona Hołowni, że "[…] państwo nie jest najwyższą wartością. Nasze chrześcijańskie braterstwo jest ważniejsze".
Od pewnego czasu w polskich mediach toczy się spór o symetryzm. Jest to postawa części środowisk opiniotwórczych wyrażająca się w manifestowaniu dużego dystansu wobec zaciekłej walki toczonej na spolaryzowanej scenie politycznej i społecznej w naszym kraju. Powściągliwość w jednoznacznym utożsamianiu się z gorliwymi wyznawcami obecnej władzy lub z jej coraz bardziej zaciekłymi przeciwnikami nie przeszkadza w ocenianiu działań każdej z walczących stron. I jednym i drugim wytyka się błędy, chwali za dobre decyzje i działania, porównuje, obnażając obłudę wskazywania drzazgi w oku przeciwnika mimo belki w swoim.
Symetryści nie są lubiani. Zarzuca się im relatywizm, stanie okrakiem na barykadzie (swoją drogą to misja straceńcza albo heroiczna, gdyż jest się łatwym celem dla walczących po obu stronach tejże), tchórzliwe unikanie jednoznaczności, obojętność wobec polityki wygodnictwo i niechęć do zaangażowania się w ważne sprawy narodu i państwa, itd. Są obiektem kpin i bezlitosnej nieraz krytyki. Wszak obecny stan wielu umysłów powoduje, że każdy poważny obywatel ma tylko dwie możliwości. Albo staje się gorliwym i bezkrytycznym wyznawcą kultu opartego na mitotwórstwie, albo jest "komunistą i złodziejem", "ubecką wdową", jednym słowem kanalią i zdrajcą. Dwubiegunowość - kształt polskiego życia politycznego - zaczyna zbyt nachalnie kojarzyć się z określeniem pewnej jednostki chorobowej.
Tymczasem symetryści nie odżegnując się od swoich sympatii i poglądów deklarują pragnienie obiektywizmu w ocenie bieżącej rzeczywistości i dążenie do upowszechnienia postaw konsensualnych, nacechowanych umiarem i roztropnością, które jako cnoty kardynalne są warunkiem sine qua non odpowiedzialności. Indywidualnej i społecznej.
W wydanym niedawno trzytomowym "Świecie Chrystusa" autorstwa prof. Roszkowskiego ukazana jest panorama rzymskiego imperium i sytuacji w zatęchłej prowincji - Palestynie - gdy wśród ludzi pojawiła się światłość prawdziwa. Nie wiem czy jest to pocieszeniem, ale świat wówczas niewiele różnił się od tego, w którym żyjemy. Z pewnością ludzkie emocje nie zmieniają się mimo upływu wieków.
Nie, wcale nie zamierzam sugerować, że Jezus był symetrystą, ale gdy mówił o Królestwie Bożym, to chyba jasno stwierdził, że mocarze tego świata są przemijający, a spory ich zwolenników i przeciwników szybko przepadną w otchłani dziejów. Warto także przypomnieć sobie jego bardzo surowy osąd faryzeizmu, wszak nadzwyczaj integrystycznego, propaństwowego i narodowego oraz silnie zideologizowanego nastawienia.
W tegorocznym upalnym politycznym lecie pojawiło się coraz głośniej brzmiące pytanie. Dlaczego Kościół milczy? Domagający się odpowiedzi, mówiąc Kościół, mieli na myśli jego pasterzy, polskich biskupów. Ci zaś w większości, co nie jest przecież tajemnicą, bardziej życzliwie patrzą na żarliwie szafujących frazesami o wartościach, niż na tych, którzy w swoim myśleniu i mowie przedkładają tryb przypuszczający nad oznajmujący. Milczenie bywa często dobrą oznaką roztropności lub po prostu braku czegokolwiek sensownego do powiedzenia. Problem w tym, że nauczyciel milczący niczego nie nauczy, nauczyciel kategorycznie oznajmujący, oceniający i egzekwujący będzie kontestowany, nauczyciel stawiający pytania i skłaniający do poszukiwania rozwiązań osiągnie cel.
Czy zatem polski Kościół ma być symetrystyczny? Czy chrześcijanin może albo powinien być symetrystą? Mam nadzieję, że dostrzeżone zostało uczestnictwo katolików w miesięcznicach smoleńskich i w zgromadzeniach pod budynkami sądów w polskich miastach. Ufam, że niepokój budzi buczenie katolików, gdy inni katolicy przemawiają podczas choćby uroczystości w rocznicę Powstania Warszawskiego. Wierzę, że obecny stan umysłów i wynikające z niego emocje nie przerodzą się trwale w stan ducha.
Czekam na jasno brzmiące zapewnienie i polecenie, umacniające intuicję, że chrześcijańskie braterstwo jest najważniejsze.
Marek Lasota - polski publicysta, polityk i samorządowiec, adiunkt w Akademii Ignatianum, poseł na Sejm I kadencji.
Skomentuj artykuł