Ukraina. Rzeczniczka praw dziecka: Rosja mogła przymusowo deportować 200-300 tys. dzieci
Rosja mogła wywieźć z Ukrainy 200-300 tys. dzieci - oświadczyła ukraińska rzeczniczka praw dziecka Daria Herasymczuk. Udało się dotychczas sprowadzić na Ukrainę tylko 373 deportowanych dzieci.
- Z naszych obliczeń wynika, że może chodzić o 200-300 tys. dzieci - powiedziała Herasymczuk w wywiadzie dla agencji Interfax-Ukraina.
- Dlaczego nie możemy podać dokładnej liczby? Po pierwsze, terytoria Ukrainy są okupowane. Nie mamy dokładnej informacji, co stało się z dziećmi. Dopiero po wyzwoleniu danej miejscowości możemy dokładnie ustalić, czy jest tam rodzina z konkretnym dzieckiem. Jeśli nie, rozpoczynamy poszukiwania - powiedziała doradczyni prezydenta Wołodymyra Zełenskiego.
Jak dodała, „pomimo tego, że może chodzić o 200-300 tys. deportowanych i przymusowo wywiezionych dzieci, strona ukraińska potwierdziła dotąd 19 499 takich przypadków”.
Władze ukraińskie już wcześniej wielokrotnie wskazywały na ogromny problem z ustaleniem losów deportowanych dzieci, a także z rozbieżnością między pojawiającą się w mediach, w tym po stronie rosyjskiej, liczbą nawet kilkuset tysięcy dzieci, a potwierdzoną przez władze liczbą przypadków.
Dane te, jak powiedziała Herasymczuk, znajdują się w Narodowym Biurze Informacyjnym. To urząd, który otrzymuje zgłoszenia od rodziców, bliskich, świadków, władz lokalnych, a następnie je weryfikuje.
- Szukamy dziecka także na podstawie zweryfikowanych danych od MSW, policji, SBU, Biura Prokuratora Generalnego. Po dokładnym sprawdzeniu informacje trafiają do rejestru Narodowego Biura Informacyjnego. Kiedy więc mówimy o 19 499 dzieci, (są to te przypadki, w których) mamy dane osobowe każdego, wiemy, kim są te dzieci i skąd zostały wywiezione. Nie oznacza to jednak, że wiemy, gdzie te dzieci się znajdują - powiedziała Herasymczuk.
Dotychczas na Ukrainę udało się sprowadzić 373 dzieci, przy czym, jak zaznaczyła, „nie ma na dzień dzisiejszy jednego mechanizmu”.
- Nie ma rozmów z Rosją na temat sprowadzenia dzieci. Oni nie uznają tych dzieci za przetrzymywane, zatrzymane, deportowane, przymusowo przesiedlone. Oni nazywają to „ewakuacją” - zaznaczyła.
Negocjacje, jak dodała, mogłyby wyglądać, że Ukraina „kogoś na kogoś wymienia”.
- U nas nie ma rosyjskich dzieci. Nikogo nie zatrzymywaliśmy, nikogo nie ewakuowaliśmy. (…) Rosjanie powinni po prostu natychmiast oddać dzieci. Kropka - powiedziała rzeczniczka.
Dzieci, które już udało się sprowadzić na Ukrainę, również nie wróciły do domu, „na podstawie negocjacji”. - Z rosyjską stroną nigdy nie było żadnych ustaleń czy uzgodnień - zaznaczyła Herasymczuk.
W każdym przypadku konieczna jest „oddzielna, przygotowana operacja uratowania dziecka” - powiedziała. Wcześniej ukraińskie władze oraz media opisywały, że często po dzieci, ryzykując swoim bezpieczeństwem, jadą do Rosji ich rodzice, krewni czy opiekunowie. Władze ukraińskie deklarują, że wspierają rodziny w tych działaniach.
Międzynarodowy Trybunał Karny w Hadze wydał 17 marca nakazy aresztowania prezydenta Rosji Władimira Putina i rosyjskiej komisarz ds. praw dziecka Marii Lwowej-Biełowej. Sędziowie uznali, że są realne podstawy by sądzić, iż są oni odpowiedzialni za zbrodnie wojenne polegające na bezprawnych deportacjach dzieci z okupowanych terenów Ukrainy do Rosji.
Na stronie https://childrenofwar.gov.ua władze ukraińskie aktualizują potwierdzone dane o deportowanych dzieciach.
PAP/dm
Skomentuj artykuł