Węgry stawiają na rodzinę. Czy to socjalizm?
Aktywna i wspierająca polityka państwowa względem rodziny to nie "zbędny socjal". To konieczna inwestycja w przyszłość.
Od dobrych kilku lat duża część polskiej prawicy chętnie wskazuje na Węgry jako państwo, które odważyło się budować własną podmiotowość na arenie międzynarodowej. Rzadziej mówi się o tym, że nie byłoby to możliwe bez świadomej polityki społeczno-gospodarczej, którą w polskich realiach na ogół bezrefleksyjne nazywa się "socjalizmem".
Warto przyjrzeć się bliżej węgierskiej polityce prorodzinnej. Tym bardziej, że opiera się ona na konkretnych, już funkcjonujących rozwiązaniach, a nie czczej gadaninie polityków o "szacunku dla rodziny".
Zacznijmy od tego, że Węgrzy na pomoc rodzinie wydają aż 3 proc. swojego PKB. Średnia unijna wynosi 2,3 proc. PKB. W Polsce to 2 proc. - wedle niedawnego raportu Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej. Co składa się na węgierski pakiet wydatków i wsparcia?
Podstawowy płatny urlop wychowawczy trwa tam trzy lata, mogą brać go również dziadkowie dziecka. Istnieje także tzw. przedłużony płatny urlop wychowawczy, aż do ósmego roku życia dziecka. Poza tym od kilku lat węgierskie matki mają prawo do emerytury po przepracowaniu czterdziestu lat. Wlicza się im do niej osiem lat zajmowania się potomstwem. W przypadku kobiet, które wychowywały trójkę dzieci i więcej - to aż piętnaście lat. Natomiast sam urlop macierzyński trwa tam 24 tygodnie i jest płatny do 70 proc. pensji, ale nie więcej niż 376 euro miesięcznie. Świadczenia finansowe w tym czasie obejmują także matki, które wcześniej nie pracowały. Na marginesie: u nas podobne rozwiązania wprowadza dopiero czerwcowa ustawa Sejmu. Od stycznia 2016 r. 1 tysiąc zł miesięcznie zasiłku rodzicielskiego przez 52 tygodnie po urodzeniu się dziecka będą otrzymywać osoby bezrobotne, rolnicy, studenci i osoby pracujące na umowy cywilnoprawne.
Do węgierskich młodych rodzin i dzieci dopłaca całe społeczeństwo. Ale to wsparcie dla rodzin wielodzietnych jest dla Węgier koniecznością - wciąż znajdują się w pułapce niżu demograficznego. Stąd szeroka oferta wsparcia: rodziny z trójką dzieci mają tam zniżki w wysokości 90 proc. na bilety w pociągach i autobusach. A dzieci z wielodzietnych domów za obiady szkolne i podręczniki płacą jedynie 50 proc. ceny.
Nie mniej istotna jest perspektywa powrotu na rynek pracy dla młodych rodziców, która - paradoksalnie - może stanowić zachętę do podjęcia decyzji o kolejnym dziecku. Mowa o obniżeniu kosztów ubezpieczenia po powrocie do pracy i ułatwieniu podejmowania pracy w mniejszym wymiarze godzin.
Prof. Wielisława Warzywoda-Kruszyńska z Instytutu Socjologii Uniwersytetu Łódzkiego podkreślała niedawno w jednej z rozmów, że młode rodziny z dziećmi można wspierać niekoniecznie poprzez system zasiłków socjalnych z pomocy społecznej. Jak zauważyła: "pomocą mogą być np. ulgi podatkowe dla rodzin z dziećmi". Na Węgrzech to jeden z filarów wsparcia dla rodziny. Ta oferta odnosi się nie tylko do samych rodziców: ulgi podatkowe dotyczą firm/przedsiębiorców, którzy decydują się zatrudniać rodziców wychowujących małe dzieci. Oczywiście, obniżki podatków "należą się" przede wszystkim węgierskim rodzinom po urodzeniu pierwszego dziecka. A kwota ulgi zwiększa się z każdym następnym potomkiem. Portal ekai.pl podaje, że prorodzinne zmiany w opodatkowaniu zwiększyły budżet rodzin z trójką dzieci o niemal 24 proc.
Węgrzy w ostatnich latach niejednokrotnie byli szantażowani przez kraje zachodnie, że jeśli zmienią swój styl polityczny (i społeczno-gospodarcze realia), grozi im to poważnymi konsekwencjami na arenie międzynarodowej, obniżaniem ratingów firm ze strony wpływowych instytucji finansowych, itp. Straszono Węgry odpływem zagranicznego kapitału, jeśli rząd Orbána zacznie stawiać zachodniemu wielkiemu biznesowi twardsze warunki. Tego typu antywęgierski przekaz niejednokrotnie podejmowały także polskie media, a część naszego społeczeństwa z mądrą miną potakiwało tej propagandzie.
Węgrzy mają odwagę myśleć i działać na własną rękę. Chcą odbudować własne państwo, uczynić je czymś więcej niż zachodnią półkolonią, co z reguły groziło i grozi państwom naszego regionu po wyjściu z komunizmu. Ale Madziarzy przestali nabierać się na jeden z rozpowszechnionym w naszym regionie mitów, że wszelka działalność państwa to "socjalizm".
Nie sądzę, żeby rząd Orbána chciał powrotu "realnego socjalizmu" i żeby chciało tego węgierskie społeczeństwo. Ale nie przeszkadza to im w stosowaniu "socjalistycznych" rozwiązań społeczno-gospdarczych. Dobrze, żebyśmy zrozumieli to i w Polsce: Węgrzy chcą własnego, sprawnego państwa, podmiotowego społeczeństwa, szczęścia i dobrostanu swoich rodzin. A tego wszystkiego nie da się osiągnąć bez aktywnej polityki instytucji publicznych.
Skomentuj artykuł