Policja przekazała w komunikacie, że demonstranci ustawili barykady i zablokowali ruch na ulicy Wai Yip, a niektórzy spośród nich "złośliwie uszkadzali latarnie" i dokonywali innych aktów wandalizmu.
Protestujący rzucali również w stronę policjantów cegły i inne przedmioty - przekazały lokalne media. Według publicznej stacji RTHK jeden z rzuconych przedmiotów przypominał koktajl Mołotowa.
Wcześniej w sobotę kilkaset osób przeszło w tej okolicy w zatwierdzonym przez policję marszu. Domagali się, aby władze odpowiedziały na pięć postulatów ruchu protestu. Wielu wyrażało również obawy o ochronę prywatności w związku z próbną instalacją "inteligentnych latarni ulicznych" - podała RTHK.
Władze Hongkongu zapewniają, że kamery i czujniki zamontowane na tych latarniach nie będą wykorzystywane do zbierania prywatnych informacji dotyczących mieszkańców, choć nie wszyscy dają wiarę tym zapewnieniom. Protestujący mężczyzna powiedział dziennikowi "South China Morning Post", że jego kompani usiłują wyłączyć latarnie, a na jednej z nich wymalowali hasło: "Koniec z nadzorem".
Również w sobotę setki osób o nastawieniu prorządowym pikietowały przed siedzibą RTHK, które zarzucają stronniczość w relacjonowaniu protestów. Stacja poinformowała, że jej dziennikarz, który usiłował przeprowadzić wywiad z uczestnikami pikiety, został przez nich zwyzywany i zarzucono mu m.in., że "nie jest prawdziwym Chińczykiem".
Antyrządowe protesty, które trwają w Hongkongu niemal bez przerwy od trzech miesięcy, pogrążyły ten specjalny region administracyjny ChRL w największym kryzysie politycznym od dekad. W ubiegłą niedzielę w pokojowym marszu protestu wzięło według organizatorów udział 1,7 mln osób.
Demonstranci domagają się wycofania projektu nowelizacji prawa ekstradycyjnego, który przewiduje możliwość odsyłania podejrzanych do Chin kontynentalnych. Żądają również dochodzenia w sprawie działań policji, wypuszczenia wszystkich osób zatrzymanych w związku z protestami, wycofania wobec nich określenia "zamieszki" oraz powszechnych, demokratycznych wyborów władz regionu.
Popierana przez Pekin szefowa administracji Hongkongu Carrie Lam deklarowała chęć dialogu ze społeczeństwem, ale wykluczyła ustępstwa wobec protestujących. Wielokrotnie zapewniała, że projekt nowelizacji prawa ekstradycyjnego "jest martwy" i "nie ma planów jego ożywienia", ale odmawia wycofania go z parlamentu.
Skomentuj artykuł