Łukaszenka o opozycji: to są wrogowie narodu
Prezydent Białorusi Alaksandr Łukaszenka nazwał w czwartek opozycjonistów wrogami narodu, szkodzącymi państwu. Występując na zjeździe związków zawodowych, wbrew oczekiwaniom nie złożył deklaracji ws. swego kandydowania w wyborach prezydenckich 19 grudnia.
- Żadni z nich opozycjoniści. To wrogowie narodu. Gdzie tylko można, szkodzą państwu. Wczoraj Europa, Ameryka dławiły nas - oni tam byli. Dzisiaj Rosja nas dławi - oni też tam są - powiedział Łukaszenka na odbywającym się w Mińsku zjeździe prorządowej Federacji Związków Zawodowych Białorusi.
Ocenił jako bezpodstawne zarzuty opozycji, że władze przed wyborami podwyższają zarobki, aby przypochlebić się narodowi. Przypomniał, że w ciągu pięciu lat dokonano 18 podwyżek płac.
- Zlitujcie się. My już po raz 19. je wprowadzamy. Ludzie wcale nie uważają, że ich ktoś przekupuje. Niepotrzebna mi taka prezydentura, jeśli ludzie będą myśleli, że się do nich przymilamy - powiedział Łukaszenka.
Składanie nierealnych obietnic zarzucił opozycjonistom - podała TV Biełsat. - Gdy obiecują obniżyć podatki o dziesięć razy, podnieść płace, stypendia - nie trzeba być ekonomistą, żeby zrozumieć gołosłowność tych oświadczeń, to całkowita nieprawda - powiedział.
- Milion nowych miejsc pracy - to oczywiście ładnie brzmi - dodał, odnosząc się do hasła wyborczego kandydata opozycyjnej Zjednoczonej Partii Obywatelskiej Jarosława Romańczuka. - Tylko, że autorzy takich idei nie mówią, że taki "przyrost" planują kosztem zmniejszenia ilości istniejących miejsc (pracy) - oświadczył prezydent. Jego zdaniem, białoruska władza "nie buduje zamków na piasku, nie głosi populistycznych haseł, żeby przypodobać się ludziom".
- Chciałoby się wszystko zrobić szybciej, zwiększyć płace, stypendia i przydzielić bezpłatnie mieszkania wszystkim, którzy tego potrzebują. Jednak przez wszystkie te lata władza była uczciwa przed narodem i brała na siebie tylko te zobowiązania, o których wiedziała, że może je zrealizować - mówił Łukaszenka.
Ocenił też, że "wzrostowi gospodarczemu trzeba dać nowy mocny impuls", co według niego oznacza zwiększenie PKB o 1,7 raza, i o jedną trzecią liczby zmodernizowanych miejsc pracy. - Priorytetowym zadaniem władzy jest to, by jakość życia nie ustępowała poziomowi europejskiemu - dodał.
Białoruskie władze wielokrotnie zapowiadały, że do końca tego roku przeciętna pensja w budżetówce wzrośnie do poziomu 500 dolarów z 335 dolarów w 2009 roku. Ekonomiści jednak ostrzegają, że takiemu wzrostowi płac nie towarzyszy wzrost wydajności i w sytuacji, w której nie są znane przyszłoroczne ceny na surowce energetyczne importowane z Rosji, białoruski budżet może temu nie podołać.
Skomentuj artykuł