Mińsk sprawdza, na ile może sobie pozwolić?
Zajęcie przez białoruską milicję Domu Polskiego w Iwieńcu świadczy o chęci władz w Mińsku kontrolowania wszelkich niezależnych organizacji – oceniają polscy eksperci. Nie spodziewają się oni przełomu po zbliżającej się wizycie w Warszawie szefa MSZ Białorusi.
Marek Bućko z Fundacji Wolność i Demokracja wskazuje, że "Iwieniec nie jest przypadkiem odosobnionym", a jego "sprawa trwa już od bardzo dawna". Szykanowane też są Domy Polskie w Baranowiczach oraz Borysowie – dodaje. Przypomina, że działacze ZPB są obiektem stałego nękania i "permanentnej inwigilacji".
Zdaniem wicedyrektora Ośrodka Studiów Wschodnich w Warszawie Adama Eberhardta nową odsłonę konfliktu wokół polskiej organizacji "być może należałoby wiązać z próbą przykręcania śruby przed wyborami samorządowymi na Białorusi, które odbędą się za dwa miesiące".
Zauważa on również, że "dla władz białoruskich priorytetową sprawą jest (...) przeciwdziałanie funkcjonowaniu niezależnych od państwa struktur społeczeństwa obywatelskiego. Natomiast dążenie do poprawy stosunków z Zachodem ma z punktu widzenia władz białoruskich charakter wtórny, uzupełniający, drugorzędny. (...) Jeżeli dochodzi do konfliktu (między tymi celami), to kluczowe dla Łukaszenki będzie (...) przeciwdziałanie niezależnym instytucjom, a tak Związek Polaków na Białorusi jest traktowany" – ocenia Eberhardt.
Polski dyplomata proszący o zachowanie anonimowości uważa, że poprzez ostatnie działania wobec polskiej organizacji "władze białoruskie testują polską stronę, na ile można sobie pozwolić". Przypomniał on, że w 2008 roku podjęto próby nawiązania dialogu między środowiskiem kierowanym przez Andżelikę Borys a zwolennikami Stanisława Siemaszki, popieranego przez Mińsk. – Te próby były nieudane, dlatego że władze białoruskie postawiły pewne warunki", a teraz od roku próbują one "postawić na swoim" – dodaje dyplomata.
W ocenie Marka Bućki strona białoruska traktuje próby dialogu ze strony Unii Europejskiej "jako dowód słabości". Polska i europejska dyplomacja – jego zdaniem – "za dobrą monetę bierze zapewnienia białoruskich władz o chęci odwilży, liberalizacji; wykonuje pewne pozytywne gesty w stronę (prezydenta Alaksandra) Łukaszenki", natomiast Mińsk odbiera te gesty "jako dowód słabości (...) i nasila represje".
– Władze najwyraźniej uznały – a KGB dosyć precyzyjnie obserwuje działania polskiej dyplomacji i tego, co się dzieje w sprawie Polaków na Białorusi w polskiej opinii publicznej – że moment jest sprzyjający (...), że nie będzie twardej reakcji Polski, w związku z czym przystąpiono do ostatecznej pacyfikacji Związku Polaków – dodaje Bućko.
Za najpoważniejszą sprawę uważa on ukaranie kierowanej przez Borys spółki Polonika grzywną, co – jak ocenia – jest równoznaczne z jej likwidacją. Według niego "likwidacja spółki Polonika to praktycznie koniec jakiejkolwiek legalnej działalności polskiej na Białorusi".
Eksperci podkreślają, że pod koniec tygodnia złoży wizytę w Polsce minister spraw zagranicznych Białorusi Siarhiej Martynau. Zdaniem Eberhardta zbieżność wizyty z wydarzeniami w Iwieńcu może być nieprzypadkowa. – Być może jest to próba ustawienia warunków rozmów z Polską – pokazanie Polsce, również na użytek wewnętrzny, że Białorusi tak bardzo nie zależy na dialogu, albo że ten dialog jest prowadzony wtedy, o ile jest prowadzony na białoruskich zasadach – przypuszcza wicedyrektor OSW.
Według Bućki, strona białoruska chciała "stworzyć jak najwięcej faktów dokonanych" przed wizytą swego ministra. Przedstawiciel Fundacji Wolność i Demokracja jest zdania, że "należałoby zadać pytanie, czy ta wizyta ma sens". – Jeżeli ta wizyta niczego nie rozwiąże, to tak, jakby Polska faktycznie po cichu zgodziła się na to, co się dzieje – podkreśla Bućko.
Zapytany o możliwą reakcję ze strony polskiej na działania wobec jej mniejszości na Białorusi Marek Bućko wylicza "cały szereg instrumentów". To na przykład – wskazuje – zwrócenie się do Unii Europejskiej "o wprowadzenie embarga handlowego na tak długo, jak długo prawa mniejszości narodowych na Białorusi będą łamane". – Kolejną metodą mógłby być zakaz wjazdu dla "urzędników, znanych często z imienia i z nazwiska, którzy bezpośrednio zajmują się represjami wobec Polaków – dodaje Bućko. Polska mogłaby również, jego zdaniem, odwołać swojego ambasadora z Białorusi i obniżyć rangę stosunków dyplomatycznych z tym krajem.
Zastrzegający anonimowość polski dyplomata wskazuje, że Polskę i Białoruś łączą interesy gospodarcze i inwestycje i "strona białoruska dobrze wie, że stronie polskiej bardzo zależy na takich projektach". Jego zdaniem, władze białoruskie w odpowiedzi na naciski Polski mogą uciec się do używania w kontaktach z innymi partnerami z UE "argumentu, że strona polska chce wywołać konflikt o charakterze narodowościowym". W jego ocenie władze białoruskie w kontaktach z Polską kierują się przede wszystkim kalkulacją ekonomiczną.
Skomentuj artykuł