Obama "głęboko zmartwiony" kryzysem euro
Prezydent USA Barack Obama, który składa wizytę w Australii powiedział w środę w Canberze, że jest "głęboko zmartwiony" kryzysem strefy euro i że niepokój na rynkach utrzyma się aż Europa wypracuje konkretny plan rozwiązania kryzysu zadłużenia.
Głos prezydenta USA dołączył do chóru polityków i przywódców spoza Europy, którzy wzywają do podjęcia bardziej radykalnych kroków mających rozwiązać narastający od dwóch lat problem eurolandu. Odbija się on na rynkach akcji i obligacji oraz migruje poprzez systemy bankowe na inne kontynenty - pisze Reuters.
Azjatyckie giełdy spadały w środę, a niecałą godzinę po wystąpieniu Obamy giełdy Europy otworzyły się "na czerwono" (spadkami) - zwraca uwagę agencja.
Inwestorzy są wystraszeni oznakami rozprzestrzeniania się kryzysu z Grecji i Włoch do jądra Europy, czego ewidentnym dowodem były we wtorek wzrosty oprocentowania 10-letnich obligacji Belgii, Austrii i Francji do najwyższych poziomów w historii euro. We wtorek francuskie papiery znalazły się "pod ostrzałem" na rynkach światowych. Inwestorzy obawiają się, że Francja, druga największa gospodarka strefy euro, będzie kolejną ofiarą kryzysu finansowego.
Gubernator banku centralnego Japonii Masaaki Shirakawa powiedział w środę podczas konferencji prasowej, że są oznaki, iż kryzys, który przenosi się przez takie kanały jak system bankowy i handel, wpływa już niekorzystnie na wschodzące gospodarki.
W bankach europejskich coraz trudniej o finansowanie dolarowe - dodał Shirakawa.
Również bank centralny Chin wyraził niepokój, zamieszczając w raporcie kwartalnym opinię, że "nie widzi szybkiego końca" kryzysu europejskiego zadłużenia.
Minister finansów Kanady Jim Flaherty podczas środowego wystąpienia w Japonii powiedział, że to, co Europejczycy będą musieli zrobić, to "zbudować ścianę ogniową", która odizoluje kryzys i wyśle jasny sygnał na światowe rynki, że strefa euro podejmuje zdecydowane kroki, by powstrzymać "zarazę".
Prezydent USA podkreślił też, że Europa stanęła przed problemem, który jest raczej "brakiem woli politycznej", niż trudnością techniczną.
Skomentuj artykuł