Opozycja wygrała wybory w Tajlandii
Opozycyjna Phak Puea Thai, Partia dla Tajów, którą de facto kieruje były szef rządu, obalony przez wojskowy pucz w 2006 roku, Thaksin Shinawatra, wygrała niedzielne wybory parlamentarne, uzyskując bezwzględną większość głosów - wynika z sondaży exit polls.
Z kolei Associated Press, powołując się na wyniki jeszcze innego exit polls, pisze, że opozycyjna Phak Puea Thai mogła zdobyć nawet 313 mandatów, a rządząca Partia Demokratyczna - 152 mandaty.
"Thaksin zadzwonił do mnie, by pogratulować mi zwycięstwa i dodać odwagi" - powiedziała dziennikarzom Yingluk Shinawatra. "Powiedział mi, że mamy jeszcze przed sobą wiele ciężkiej pracy" - dodała.
Ze swej strony Thaksin oświadczył, że "chce wrócić do Tajlandii, lecz poczeka na odpowiedni moment".
Z kolei rzecznik Partii Demokratycznej premiera Abhisita Vejjajivy oświadczył: "Poczekajmy na oficjalne wyniki zanim będziemy komentować". Wyraził nadzieję, że "wszyscy będą przestrzegać wyników głosowania".
Phak Puea Thai, utworzona w 2008 roku, jest kolejną "reinkarnacją" zdelegalizowanej w 2007 roku partii Thai Rak Thai (Tajowie Kochają Tajlandię), założonej przez Thaksina.
Odsunięcie oskarżanego o korupcję i brak szacunku dla króla Thaksina zapoczątkowało okres niestabilności w Tajlandii. Jego zwolennicy, zwani "czerwonymi koszulami", przez dwa miesiące demonstrowali w zeszłym roku w stolicy przeciwko rządowi, domagając się od Abhisita rozpisania przedterminowych wyborów. Doszło do aktów przemocy, w których zginęło 91 osób, a 1,4 tys. odniosło obrażenia.
Światowe agencje podkreślają, że dla wielu Tajlandczyków niedzielne wybory niosą nadzieję na koniec politycznego kryzysu, który paraliżuje kraj od puczu wojskowych sprzed pięciu lat. To drugie wybory od obalenia premiera Thaksina Shinawatry.
Niektórzy analitycy obawiają się jednak, że wybory mogą spowodować rozruchy, jeśli ich wyniki nie przypadną do gustu skłonnej do puczów armii wrogo usposobionej do ugrupowania Shinawatry lub stronie przeciwnej, która jest również nastawiona wojowniczo - zwraca uwagę AP.
Skomentuj artykuł