Przełożenie szczytu w Jałcie reakcją na bojkot
Przełożenie szczytu państw Europy Środkowej to - według ekspertów - "próba ratowania twarzy" przez Ukrainę i "zapobieżenie oczywistej klęsce wizerunkowej" w sytuacji, gdy spotkanie zbojkotowała większość zaproszonych prezydentów.
MSZ Ukrainy oświadczyło we wtorek, że zaplanowany na 11-12 maja szczyt państw Europy Środkowej w Jałcie został odłożony na czas nieokreślony. Powodem było to, że - jak powiedział rzecznik ukraińskiego MSZ - "przywódcy wielu państw europejskich nie mogą wziąć udziału w szczycie".
Wicedyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich dr Adam Eberhardt ocenił w rozmowie z PAP, że "decyzja władz ukraińskich o przełożeniu szczytu środkowoeuropejskiego w Jałcie to próba ratowania twarzy w sytuacji bojkotu spotkania przez większość zaproszonych prezydentów".
- Odkładając spotkanie prezydent Ukrainy Wiktor Janukowycz chce uniknąć oskarżeń o fiasko szczytu - nieuchronnych w przypadku organizacji spotkania przy niewielkiej frekwencji - powiedział Eberhardt.
Ekspert uważa, że obecnie trudno sobie wyobrazić, aby stronie ukraińskiej udało się narzucić inny temat ewentualnego spotkania niż sytuacja wewnętrzna na Ukrainie. "To się zupełnie (Janukowyczowi - PAP) nie kalkulowało" - podkreślił.
Zdaniem Eberhardta przełożenie szczytu prezydentów, choć - jak zauważył - naturalne z punktu widzenia wizerunkowego, jednak nie zmienia nic, jeśli chodzi o pogłębiające się izolowanie Ukrainy ze strony państw unijnych.
- Władze ukraińskie nie umieją przedstawić przekonującej argumentacji na rzecz swych działań wewnątrzpolitycznych, a osadzona w więzieniu Julia Tymoszenko efektywnie buduje poparcie dla siebie w Unii Europejskiej, szczególnie ze strony Niemiec. Nie spodziewam się w najbliższych tygodniach ani miesiącach żadnego przełomu, który mógłby poprawić wizerunek Ukrainy w Europie - przewiduje ekspert.
Jak ocenił, w obliczu zaplanowanych na jesień wyborów parlamentarnych kluczowym celem dla ekipy Janukowycza nie jest zbliżenie z Unią, ale osłabienie opozycji. - Wyłączenie byłej premier z bieżącej polityki jest kluczowym elementem tej strategii - podkreślił Eberhard.
Zdaniem politologa dr. Łukasza Adamskiego przełożenie szczytu to "próba zapobieżenia oczywistej klęsce wizerunkowej Ukrainy". - Gdyby Ukraina zorganizowała szczyt, na którym nikt by się nie pojawił, to wszyscy w Europie by o tym mówili, dlatego organizacja takiego wydarzenia nie miałaby jakiegokolwiek sensu - powiedział Adamski PAP.
- Gdyby doszło to takiej sytuacji, byłaby to wizerunkowa klęska Janukowycza i Ukrainy, przełożenie szczytu to racjonalna próba ratowania twarzy. Gdyby doszło do szczytu w niepełnym składzie, nie przyniósłby on Ukrainie jakichkolwiek zysków politycznych, a tylko straty - powiedział ekspert.
Drugim powodem przełożenia szczytu - podkreślił Adamski - mogła być próba uniknięcia rozmów z partnerami unijnymi o sytuacji Julii Tymoszenko. - Sprawa Tymoszenko zależy w tej chwili od jednego człowieka - od Janukowycza, który jest w trudnej sytuacji. Chęć niedopuszczenia Tymoszenko - której się bardzo obawia - do życia politycznego, jest dominująca i zwycięża nad interesem państwa, które nakazuje wypuszczenie przywódczyni opozycji i zmianę ukraińskiego prawa - ocenił.
Ekspert niezależny dr Paweł Wołowski, w latach 2001-2010 kierownik działu Ukrainy, Białorusi i Państw Bałtyckich w Ośrodku Studiów Wschodnich, uważa, że "Ukraińcy dają sobie czas na ochłonięcie, na reakcję". - Na pewno nie świadczy to o zaostrzeniu ich stanowiska wobec Unii, trudno tu się dopatrzyć czegoś więcej - powiedział Wołowski PAP.
Jego zdaniem Ukraińcy "dają sobie czas, żeby ochłonąć, przemyśleć reakcję europejską, zastanowić się chwilę nad swoją reakcją, być może podjąć jakieś kroki w sprawie Tymoszenko". Ale - zaznaczył Wołowski - również "Europie oraz Polsce także przyda się chwila namysłu na dopracowanie stanowiska w sprawie Ukrainy".
Przyznał jednocześnie, że w Kijowie stanowisko części polityków europejskich, w tym przede wszystkim niemieckich - na rzecz bojkotu ukraińskiej części Euro2012 - zrobiło wrażenie. - Kijów nie spodziewał się, że to będzie kampania na taką skalę - ocenił Wołowski.
Skomentuj artykuł