Seria talibskich ataków w centrum Kabulu
Afgańscy talibowie poinformowali, że skoordynowane niedzielne ataki w Kabulu i innych regionach kraju to początek wiosennej ofensywy przeciw siłom rządowym i międzynarodowej koalicji. Jest kilkanaście ofiar śmiertelnych.
Tego samego dnia rzecznik wywiadu afgańskiego powiedział, że zatrzymano czterech członków siatki Hakkaniego w związku z próbą zamachu na wiceprezydenta Afganistanu Karima Chaliliego. Zatrzymanie nastąpiło w niedzielę, zanim talibowie rozpoczęli swoje ataki w stolicy i w trzech prowincjach. Szczegółów nie ujawniono.
Siatka Hakkaniego to rebelianckie ugrupowanie afgańskie z siedzibą w Pakistanie. Jest uznawana za największe zagrożenie dla wojsk NATO i sił afgańskich. Rzecznik afgańskiego MSW Sedik Sedikki powiedział, że w atakach prowadzonych przez talibów biorą udział także rebelianci z siatki Hakkaniego.
Według MSW Afganistanu zginęło w niedzielę co najmniej 17 rebeliantów i dwóch funkcjonariuszy afgańskich sił bezpieczeństwa. 17 policjantów i dziewięciu cywilów zostało rannych. W stolicy rebelianci szturmowali kilka ambasad i parlament. Wieczorem walki jeszcze trwały.
- Dzisiejsze ataki to początek wiosennej ofensywy, planowaliśmy je od miesięcy - powiedział rzecznik talibów Zabihullah Mudżahid w rozmowie telefonicznej z agencją Reutera. W innym oświadczeniu rzecznika talibów podano, że rebelianci zaatakowali też silnie strzeżony kompleks pałacowy prezydenta Hamida Karzaja.
Mudżahid powiedział również, że ataki przeprowadzono w odwecie za spalenie Koranu w bazie NATO i zabicie 17 afgańskich cywilów przez amerykańskiego żołnierza, jak również nagrania wideo ukazujące bezczeszczenie zwłok talibów przez amerykańskich żołnierzy piechoty morskiej oddających na nie mocz.
W Kabulu talibowie przypuścili atak na parlament oraz dzielnicę dyplomatyczną, w tym na ambasady Niemiec, Wielkiej Brytanii i USA. O zmierzchu w mieście nadal słychać było eksplozje i ogień z broni maszynowej. Według Sedikkiego starcia trwają nadal w centrum stolicy, w tym w rejonie Szer Pur i supermarketów, w których cudzoziemcy najczęściej robią zakupy.
Rzecznik polskiego MSZ Marcin Bosacki poinformował PAP, że ambasada RP nie była obiektem ataku, a jej pracownicy są w bezpiecznych miejscach.
Kabulem wstrząsnęło w niedzielę co najmniej 10 eksplozji. Napastnicy ostrzelali afgański parlament, a wielu z nich wdarło się do budynku i parlamentarzyści - jak podało kilku z nich - stawili im opór. Jak informują afgańskie media, bojownicy wkroczyli również do hotelu Kabul Star niedaleko pałacu prezydenckiego i irańskiej ambasady.
Talibowie przypuścili również ataki na placówki sił rządowych i NATO w stolicach prowincji Nangarhar, Logar i Paktia.
Rzecznik talibów Mudżahid powiedział: "We wszystkich tych atakach dziesiątki mudżahedinów z lekką i ciężką bronią, w kamizelkach szahidów, z granatnikami, rakietami i granatami ręcznymi atakują cele". Dodał, że bojownicy zabili wielu żołnierzy NATO i afgańskich oraz policjantów, ale nie podał liczby. Agencja Reutera zaznacza przy tym, że talibowie często wyolbrzymiają dane o ofiarach.
Ponadto talibscy bojownicy zaatakowali lotnisko w Dżalalabadzie, około 130 km na wschód od Kabulu, gdzie mieści się ważna baza sił NATO. Rzecznik afgańskiego MSW podał, że w Dżalalabadzie, stolicy prowincji Nangarhar, zginęło czterech napastników. Według niego walki we wschodnich prowincjach Paktika i Nangarhar zakończyły się, ale trwają starcia w prowincji Logar.
Niedzielne ataki budzą obawy o powodzenie stopniowego wycofywania wojsk zachodniej koalicji i przekazywanie odpowiedzialności za bezpieczeństwo siłom afgańskim - zauważa Reuters. Proces ten ma się zakończyć w 2014 roku.
Skomentuj artykuł