To reakcja na uznanie przez sąd w Rangunie, że pracujący dla agencji prasowej Reuters 28-letni Kyaw Soe Oo i 32-letni Wa Lone powinni być pozbawieni wolności za rzekomo nielegalne wejście w posiadanie dokumentów państwowych. Skazani nie przyznali się do winy.
"Dzisiejsza decyzja (sądu) (...) podważa wolność mediów, prawo opinii publicznej do informacji i rozwój praworządności w Birmie" - podkreśliła w oświadczeniu wydanym w tej sprawie rzeczniczka unijnej dyplomacji Maja Kocijanczicz.
Jak zaznaczyła, skazanie i uwięzienie dziennikarzy za zajmowanie się sprawą domniemanych poważnych naruszeń praw człowieka w stanie Rakhine (Arakan) ma też na celu zastraszanie innych dziennikarzy, którzy będą się obawiać bezpodstawnego nękania, aresztowania czy ścigania za wykonywanie swojej pracy.
Kyaw Soe Oo i Wa Lone zostali aresztowani w grudniu 2017 roku pod zarzutem posiadania tajnych dokumentów, gdy badali sprawę masakry muzułmańskiej mniejszości Rohingja w Rakhine na zachodzie Birmy, dokonanej przez birmańskie wojsko, siły bezpieczeństwa oraz ludność cywilną.
"Wolność mediów i krytyczne dziennikarstwo są podstawowymi filarami demokracji. Wolna prasa odgrywa kluczową rolę w propagowaniu przejrzystości i odpowiedzialności demokratycznych rządów" - przypomniała rzeczniczka.
Podkreśliła, że dyplomaci UE oraz krajów członkowskich byli wśród wielu międzynarodowych obserwatorów na każdej rozprawie od aresztowania dziennikarzy. Sprawa była też ciągle podnoszona w rozmowach z rządem Birmy.
"Z tego powodu ponownie wyrażamy nasze oczekiwanie, że władze zapewnią odpowiednie warunki, aby dziennikarze mogli wykonywać swoją pracę. Wyroki więzienia dla Kyaw Soe Oo i Wa Lone powinny być zrewidowane, a oni sami powinni zostać uwolnieni natychmiastowo i bezwarunkowo" - napisała Kocijanczicz.
Dziennikarze Reutera byli oskarżeni o złamanie przepisów o tajemnicy państwowej, za co groziło im do 14 lat więzienia. Obaj zapewniali, że stosowali się do zasad etyki dziennikarskiej. Po aresztowaniu powiedzieli swoim bliskim, że zostali zatrzymani, gdy w restauracji w Rangunie dwaj nieznani im policjanci wręczyli im jakieś dokumenty.
W wyniku prowadzonej przez birmańskie wojsko operacji wymierzonej w muzułmanów Rohingja do sierpnia 2017 roku z kraju uciekło ok. 700 tys. przedstawicieli tej mniejszości, głównie do sąsiedniego Bangladeszu. W opublikowanym w ubiegłym tygodniu raporcie śledczy ONZ uznali, że birmańska armia dokonała masowych zbrodni z "zamiarem ludobójstwa", a naczelnego dowódcę i pięciu generałów należy osądzić za zorganizowanie najcięższych przestępstw. Władze w Rangunie odpierają te zarzuty.
Skomentuj artykuł