Wysoka przegranych polskich szczypiornistów
Polska przegrała w Barcelonie z Węgrami 19:27 (9:10) w meczu 1/8 finału i odpadła z mistrzostw świata piłkarzy ręcznych. Rywale w ćwierćfinale spotkają się z Danią.
Podobnie jak podczas spotkań grupowych w Saragossie tak i teraz spora grupa polskich kibiców dopingowała biało-czerwonych. Tym razem okazało się, że na próżno. Zaczęło się jednak dla nich bardzo pechowo, od przestrzelonego karnego przez Michała Kubisztala i dwóch niewykorzystanych akcji w ataku.
W odpowiedzi rywale zdołali zdobyć tylko jednego gola, bo w bramce znakomicie spisywał się Sławomir Szmal. W piątej minucie z karnego wyrównał na 1:1 Robert Orzechowski i widzowie nadal byli świadkami pojedynku dwóch bardzo uważnych linii defensywnych.
Bramek było jak na lekarstwo i w 11. min był remis 3:3. Pierwszy raz Polakom udało się objąć prowadzenie w 15. min. Po rzucie obrotowego Bartosza Jureckiego było 5:4. Chwilę później swoją cegiełkę dołożył Krzysztof Lijewski i biało-czerwoni wygrywali dwoma bramkami.
Tej tendencji nie udało się utrzymać i po dwóch prostych błędach Madziarzy wyrównali. W tym momencie trener Michael Biegler mocno się zdenerwował i zaczął głośno pokrzykiwać na swoich zawodników.
Najgorsze, że już drugą karę dwuminutową w 20. min otrzymał motor większości polskich akcji Michał Jurecki. Trzecia równała się czerwonej kartce. Dlatego selekcjoner zaczął go oszczędzać, żeby mógł wejść na boisko w najtrudniejszym momencie. To było spore osłabienie zespołu.
W 21. min przeciwnicy odzyskali prowadzenie (7:6). Węgierska obrona umiejętnie blokowała rzuty Polaków, ale atak nie grzeszył celnością. Do końca pierwszej połowy toczyła się wyrównana walka, a na przerwę to rywale schodzili prowadząc 10:9.
Drugą część Węgrzy rozpoczęli od udanego rzutu Laszlo Nagy’ego - jednej z największych gwiazd w ich szeregach. Polacy z kolei rozpoczęli serię rzutów z nieprzygotowanych sytuacji. Biegler był wyraźnie poirytowany. Jego złość musiała się wzmóc, gdy Orzechowski nie wykorzystał karnego.
Pierwszego gola Polacy zdobyli dopiero po sześciu minutach gry w drugiej połowie, ale było już wtedy 10:12. W odpowiedzi to Szmal wybronił karnego, ale rywalom nadal udawało się utrzymywać dwu-, trzybramkowe prowadzenie, które w 41. min urosło do pięciu 11:16 i wtedy polski selekcjoner poprosił o czas.
Dalej niewiele się udawało biało-czerwonym - gubili piłkę w ataku, a w odpowiedzi Madziarzy rzucali gole z kontry. Przez 14 minut po przerwie Polacy zaliczyli tylko trzy trafienia i przegrywali 12:17. W 47. Było jeszcze gorzej 13:19.
Węgrzy wchodzili w polską obronę jak w masło i przy takim prowadzeniu mogli sobie nawet pozwolić na grę gol za gol. Na osiem minut przed końcem prowadzili 23:17 i tylko cud lub jedna ze słynnych pogoni mogła uratować biało-czerwonych.
Tak się jednak nie stało - Polacy nadal słabo grali w obronie i brakowało im dobrych pomysłów w ataku. Brakowało też determinacji.
W końcówce Węgrzy, rozluźnieni wysokim prowadzeniem, tylko dokończyli dzieła zniszczenia i ostatecznie pewnie zwyciężyli 27:19.
Polska: Sławomir Szmal, Marcin Wichary - Bartosz Jurecki 5, Michał Kubisztal 3, Adam Wiśniewski 3, Krzysztof Lijewski 2, Karol Bielecki 2, Piotr Grabarczyk 1, Michał Jurecki 1, Bartłomiej Jaszka 1, Robert Orzechowski 1, Michał Bartczak 0, Kamil Syprzak 0, Marcin Lijewski 0.
Węgry: Roland Mikler, Peter Tatai - Gergo Ivancsik 6, Gabor Csaszar 5, Szabolcs Szollosi 3, Laszlo Nagy 3, Tamas Mocsai 3, Gergely Harsanyi 3, Barna Putics 2, Kornel Nagy 2, Mate Lekai 0, Timuzsin Schuch 0, Szabolcs Zubai 0, Gabor Ancsin 0.
Sędziowali: Lars Geipel i Marcus Helbig (Niemcy).
Skomentuj artykuł