Adam Szustak OP o tym, do czego może doprowadzić beztroskie i pozbawione przeciwności życie
"Czyż nie chcielibyśmy takiego życia, w którym możemy pozwolić sobie na to, by po południu spokojnie uciąć sobie drzemkę, w którym mamy pieniądze na realizację różnych pomysłów i dobrych pragnień, a ponadto w którym nic nam nie zagraża i o nic nie musimy się troszczyć, bo mamy bardzo dobre warunki do życia? Mnie by pasowało takie życie. A jednak ten stan staje się dla Dawida początkiem jego wielkiego końca. W takim życiu staje się kimś, kto jest tchórzem, cudzołożnikiem i mordercą" - pisze dominikanin.
Widząc, jaką rolę odegrało w życiu Dawida owo popołudnie, warto zadać pytanie: Co było jego źródłem? Co doprowadziło do tego, że taki moment w ogóle wydarzył się w historii króla Izraela? Otóż źródłem tego popołudnia było to, że Dawidowi wszystko dobrze się układało.
Gdyby sięgnąć do wcześniejszych rozdziałów Drugiej Księgi Samuela, znajdziemy w nich opis śmierci króla Ammonitów, która wydarzyła się kilka miesięcy przed owym pamiętnym popołudniem. Gdy Dawid dowiedział się, że umarł władca sąsiedniego państwa, wysłał do Ammonitów poselstwo z wyrazami współczucia i żalu po ich stracie. Izrael nie był wtedy w stanie wojny z Ammonitami, więc król Dawid, wysyłając swoich posłów do syna zmarłego władcy, chciał po prostu złożyć mu kondolencje. Niestety, nowy król Ammonu znieważył posłów Dawida, sądząc, że ich przybycie na dwór ammonicki to żart ze strony Dawida. Młody król nie uwierzył w dobre intencje władcy Izraela, więc poucinał brody jego posłów. Dla Żydów zaś taki czyn to ogromna zniewaga, ponieważ broda w tamtej kulturze jest oznaką dostojeństwa i mądrości. Mało tego, król ammonicki kazał swoim sługom skrócić tuniki posłów, by z tymi krótkimi brodami i kusymi szatami wyglądali jak mali chłopcy. Ammonici nie skrzywdzili więc posłów Dawida, za to bardzo boleśnie ich ośmieszyli. Gdy król Dawid dowiedział się o tym, uniósł się ogromną dumą. Stwierdził, że jako król bardzo potężnego państwa nie może czegoś podobnego puścić płazem. Uważał, że jeśli inne narody zobaczą, że Ammonici tak go wyśmiali, znieważając posłów, również one zaczną lekceważyć Izraela. Wypowiedział więc Ammonitom wojnę.
Dawid w tym momencie swojej historii miał w ówczesnym świecie pozycję absolutnego lidera. Postrzegano go jako króla pełnego mocy i potęgi, zwyciężającego wszystkich swoich wrogów. Przepełniała go więc duma wynikająca z tego, że jest władcą silnego państwa. Wypowiedzenie wojny sąsiadującym z Izraelem Ammonitom było z pewnością podyktowane chęcią utrzymania swej pozycji. Duma Dawida i przekonanie o własnej potędze doprowadziły go zatem do totalnego upadku. Owo popołudnie, o którym mówiliśmy, miało więc swe początki w pysze i zbytniej pewności swojej pozycji. Co to zaś oznacza dla nas? Czyżby Biblia sugerowała, że wtedy, gdy wszystko w naszym życiu się układa - gdy żyjemy niczym królowie, nie mamy żadnych przeciwników, wszystko jesteśmy w stanie pokonać, a to, co nas obraża, potrafimy stłamsić w zarodku - wtedy zaczynają się wszystkie nasze największe problemy?
Początkiem nieszczęść Dawida było właśnie poczucie totalnego panowania nad wszystkim. Owo popołudnie dlatego mogło stać się początkiem grzechu, ponieważ obrazowało "wymarzone" życie, które wiódł Dawid: mógł spać w ciągu dnia, nie musiał pracować, co prawda, jego kraj trwał w wojnie, ale on nie przebywał na froncie, bo miał od tego ludzi, swobodnie mógł z tarasu podziwiać swoją potęgę, wiedząc, że jego słudzy wykonają absolutnie każdy jego rozkaz. Dawid był tak pewny swojej potęgi, że ani myślał walczyć ze swoim wojskiem w wojnie z Ammonitami. Przekonany o swojej sile, spokojnie ucinał sobie popołudniowe drzemki, nie martwiąc się o zwycięstwo. Nie miał żadnych wątpliwości, że wojna z Ammonitami to dla jego kraju pestka - nie musiał więc doglądać wojsk, wymyślać planów strategicznych, wystarczyło, że wysyłał ludzi, a oni rozgramiali przeciwnika i wracali zwycięsko. Jak widać, Dawid był w komfortowej sytuacji, niczego się nie bał, a jeśli już miał jakichś przeciwników, to wiedział, że z łatwością ich pokona. Gdy zaś potrzebował jakiejkolwiek przyjemności - snu, kawy, kobiety, seksu - natychmiast to dostawał. Wszystko w jego życiu było w porządku, miał wszystko, czego potrzebował, i niczego się nie bał - któż z nas nie chciałby być w takiej sytuacji?
Oczywiście nie należy życia Dawida widzieć w ciemnych barwach, nazywając obiektywne dobro złem. Król Izraela nie był człowiekiem, który z lenistwa spał w ciągu dnia, a gdy jego ludzie walczyli na froncie, on organizował libacje w pałacu. Dawid wiódł spokojne i bezpieczne życie. Czyż nie chcielibyśmy takiego życia, w którym możemy pozwolić sobie na to, by po południu spokojnie uciąć sobie drzemkę, w którym mamy pieniądze na realizację różnych pomysłów i dobrych pragnień, a ponadto w którym nic nam nie zagraża i o nic nie musimy się troszczyć, bo mamy bardzo dobre warunki do życia? Mnie by pasowało takie życie. A jednak ten stan staje się dla Dawida początkiem jego wielkiego końca. W takim życiu staje się kimś, kto jest tchórzem, cudzołożnikiem i mordercą.
Zupełnie na drugim biegunie komfortu życia i pozycji społeczno-osobistej znajdował się Dawid w momencie walki z Goliatem. Zestawienie tych dwóch scen i tych dwóch sytuacji życiowych daje możliwość dostrzeżenia, co poszło nie tak w historii króla Izraela, i co się dzieje z człowiekiem, który nie doświadcza przeciwności, któremu wszystko przychodzi bez trudu. Dawid stojący na tarasie swego pałacu jest kimś, kto nie ma wrogów i kto trzyma swoje życie w garści - każde jego życzenie jest spełnione, a każda prośba natychmiast realizowana. Dawid stojący przed Goliatem nie ma zaś niczego pewnego, nad nikim i nad niczym nie panuje, znajduje się na zupełnie przegranej pozycji.
Nasz problem polega na tym, że wszyscy jednak chcielibyśmy być Dawidem na tarasie. I oczywiście wiadomo, że nie chcielibyśmy trwać w jego grzechach, ale raczej żyć w poczuciu bezpieczeństwa i wewnętrznej stabilizacji. Każdy z nas chciałby po prostu, by wszystko wreszcie się nam uspokoiło, by zostały pokonane wszystkie męczące nas problemy, by odeszły wszelkie przeciwności. Biblia pokazuje jednak, że najlepszą życiową pozycją, w której naprawdę warto funkcjonować, jest sytuacja Dawida stojącego przed totalnie przerastającym go Goliatem, pozycja przegranego, zalęknionego, słabego i nieporadnego. Życie na tarasie prowadzi bowiem do totalnej degrengolady, a życie w cieniu Goliata do absolutnego zwycięstwa.
Fragment książki Adama Szustaka OP: "Z procą na olbrzyma".
Skomentuj artykuł