Biskup Islandii: Najlepsza katecheza odbywa się podczas "przypadkowych" rozmów

Biskup Islandii: Najlepsza katecheza odbywa się podczas "przypadkowych" rozmów
Bp Dávid Tencer OFMCap. Fot. Deti Nepočkajú! / YouTube

"Znajomy luteranin przyszedł na basen i zawołał: »Witaj biskupie!«. Usłyszał to mężczyzna, który zainteresował się słowem »biskup« i zapytał, co ono znaczy. Wyjaśniłem mu więc, czym jest diecezja i czym się zajmuję. Wtedy zwrócił się do mnie: »Mógłbyś się za mnie pomodlić?«. Odpowiedziałem: »Oczywiście, ale teraz?«. »Tak, teraz«". Bp Dávid Tencer OFMCap w wywiadzie dla DEON.pl opowiada o Kościele pod kołem podbiegunowym, relacjach z luteranami oraz o tym, dlaczego basen na Islandii to dobre miejsce do Ewangelizacji.

Piotr Kosiarski: Będąc na Islandii, za każdym razem doświadczałem niezwykłej żywotności tamtejszego Kościoła. Tego "islandzkiego dynamizmu" na próżno jednak szukać w krajach Europy Zachodniej.

Bp Dávid Tencer OFMCap: Kościół w Europie Zachodniej w dużej mierze opiera się na tradycji. Kiedy przychodzą do niego obcokrajowcy, wierni mogą powiedzieć: "Witamy was, ale prosimy, żebyście dostosowali się do naszych zasad". Na Islandii jest to niemożliwe, ponieważ nie tylko nie mamy swojej głębokiej tradycji katolickiej, ale również sami jesteśmy obcokrajowcami. Jako biskup, nie stanowię wyjątku.

Co to oznacza w praktyce?

- Kiedy ktoś do nas przychodzi, prosimy, żeby tworzył tradycję razem z nami. I myślę, że każdy imigrant czuje się do tego zaproszony. Na świecie jest ponad 190 państw, a przedstawiciele aż 172 żyją na Islandii. I każdy z nich przywozi ze sobą coś charakterystycznego dla swojej wiary. W naszych kościołach często można znaleźć na przykład obraz Matki Bożej Częstochowskiej, ponieważ Polacy mają do niej szczególne nabożeństwo. Ale równie częstym przedstawieniem jest figurka Santo Niño - Dzieciątka Jezus, które jest jednym z najważniejszych symboli religijnych dla Filipińczyków. Nie brakuje też przedstawień czczonej w Ameryce Południowej Matki Bożej z Guadalupe. Ludzie z całego świata przynoszą ze sobą różne elementy swojej religijności - modlitwy, tradycje, obrzędy - a część z nich zostaje włączona w życie wspólnoty. Imigranci jednak przywożą ze sobą nie tylko religijność. Niedawno dowiedziałem się na przykład, jak zrobić sos sojowy (śmiech). Przepis na niego zna każdy Filipińczyk.

Drugim czynnikiem sprawiającym, że nasz Kościół jest dynamiczny, jest fakt, że tworzą go osoby młode. Emigrują zazwyczaj ludzie w sile wieku, rzadko starsze osoby. Imigranci przyjeżdżają do pracy i sprowadzają swoje rodziny, w tym dzieci, które następnie przygotowują się do sakramentów i uczęszczają do kościoła. Dlatego ktoś, kto przychodzi do nas na mszę, może być zaskoczony, widząc świątynię pełną młodych ludzi. Ale to naturalna konsekwencja migracji. W jednym roku mieliśmy na przykład 150 chrztów, a tylko 14 pogrzebów.

Zaskakujące, że dynamika, o której Ksiądz Biskup mówi, możliwa jest bez - mogłoby się wydawać - niezbędnej infrastruktury: salek parafialnych, wielkich kościołów, plebanii…

- Gdybyśmy mieli te budynki, moglibyśmy powiedzieć ludziom: "Wszystko jest już gotowe. Zostańcie z nami, jeśli wam się podoba". Ale nie możemy tego zrobić. Kiedyś pewien Filipińczyk z parafii, w której posługiwałem jako proboszcz, powiedział: "Mam pusty garaż. Jeśli chcecie, możemy tam się spotykać". Przez ponad rok odprawiałem w tym garażu msze. Wszystko zostało urządzone jak w kaplicy - mieliśmy prowizoryczny ołtarz, stary obraz na ścianie i ławki. Kiedy później przyjechali katolicy z Niemiec i to zobaczyli, powiedzieli: "To jest cool!". Ale to nie było "cool". To była nędza. Oczywiście, że wolałbym gotycką katedrę z XVII wieku - ogrzewaną i przestronną. Ale zamiast niej mieliśmy garaż, bo znalazł się dobry człowiek, który gotów był oddać przestrzeń w swoim domu.

Nędza tak naprawdę ma w sobie dużo kreatywności. Załóżmy, że tracisz pracę, ktoś zajmuje twój dom, nie wiesz, co się dalej wydarzy. A mimo to, w obliczu tych wyzwań, musisz zabezpieczyć los swój i swojej rodziny. I zaczynasz od tego, gdzie spędzicie najbliższą noc. To paradoks, że nędza i niedostatek mogą być tym, co pobudza nas do działania.

Katolicy, którzy nie przybyli na Islandię za chlebem, stanowią zdecydowaną mniejszość. Jak wyglądają relacje między imigrantami a tymi, których rodziny mieszkają na wyspie od pokoleń?

- Chociaż w krajach skandynawskich jest to norma, na Islandii stosunek katolików-imigrantów do wierzących, rdzennych mieszkańców wyspy może wynosić nawet 90 do 10 proc. Katolików urodzonych na Islandii jest więc naprawdę niewielu. Z tego powodu ta mała grupa nie może oczekiwać, że imigranci będą się do niej dostosowywać. Jest oczywiście pewna pula zasad, które przyjezdni muszą zaakceptować. Ale pamiętajmy też o tym, o czym powiedzieliśmy wcześniej - jest wiele przestrzeni, które mogą oni wzbogacić swoją obecnością.

Staramy się, aby każdy miał dostęp do kościoła. Organizujemy regularne msze święte w języku islandzkim, angielskim, polskim, hiszpańskim i litewskim, a czasem również w innych językach. Jednak nie akceptujemy sytuacji, w której ktoś próbuje stworzyć tutaj "mały kraj". Jeśli chcesz mieszkać w danym państwie, korzystać z jego zasobów i dobrodziejstw, ważne jest, abyś również okazywał szacunek.

W filmach publikowanych na YouTube i Facebooku zachęca Ksiądz Biskup młodych mężczyzn do wstąpienia do seminarium i pracy duszpasterskiej pod kołem podbiegunowym.

- To otwarte zaproszenie, które ogłaszam co roku w czterech językach: islandzkim, angielskim, polskim i słowackim - ponieważ pochodzę ze Słowacji. Moje wezwanie jest skierowane przede wszystkim do tych, którzy mają powołanie misyjne. W takim przypadku jedną z możliwości dla nich może być praca w diecezji Reykjavík. Trzeba przyznać, że księża chcą realizować swoje powołanie misyjne, ponieważ nawiązują kontakt. Co miesiąc otrzymuję kilka zgłoszeń - głównie z Afryki i Indii, ale również z Polski.

Niestety czasami okazuje się, że przyjazd na Islandię związany jest z przekonaniem, że to bogaty kraj. Staram się wtedy skonfrontować takie wyobrażenia z rzeczywistością: "W tym bogatym kraju Kościół katolicki jest biedny". Wielu księży jest wtedy zaskoczonych. To bardzo oczyszczający moment. Okazuje się bowiem, że jeśli ktoś chce być księdzem na Islandii, musi liczyć się z wyrzeczeniami. "Z takimi jak zakonnicy?" – pytają niektórzy, a ja odpowiadam: "Jeszcze większymi. Tu trzeba samemu gotować, prać i dbać o siebie w codziennym życiu". Dla wielu jest to szokujące.

Ale to nie koniec zaskoczeń.

- Jeśli jesteś księdzem na Islandii, ludzie nie traktują cię w jakiś szczególny sposób. Nie mają również w zwyczaju zwracać się do ciebie per ksiądz. Wiedzą tylko, że jest tu jakiś człowiek z brodą, ma na imię tak i tak i podobno jest katolickim księdzem. Zamiast wynosić go na piedestał, patrzą na niego z bliska i mówią: "Okej. Czyli chcesz tutaj z nami być?". A jeśli on odpowie: "Jestem tu dlatego, bo mnie potrzebujecie", usłyszy: "Wiesz co? My do tej pory żyliśmy bez ciebie. Naprawdę chcesz z nami żyć i umierać?". To kolejny oczyszczający moment. Czasem dostaję wiadomości od księży w stylu: "Proszę Księdza Biskupa, chciałbym trzy lata popracować za granicą. Znam kilka języków. Jeśli mnie potrzebujecie, mogę przyjechać". Jeśli ktoś już na początku podkreśla, że chce przyjechać tylko na trzy lata, nie jest to dobry początek rozmowy. Taki człowiek prawdopodobnie spędzi trzy lata na Islandii, kolejne trzy lata na Alasce, później może w Australii, a na koniec w Afryce. Następnie wróci do siebie i będzie mógł powiedzieć: "Jestem wielkim misjonarzem". Nie o to w tym chodzi.

Między wyznaniami chrześcijańskimi na Islandii zdarzają się konwersje. Czy może Ksiądz Biskup o nich opowiedzieć?

- Każdego roku w Kościele katolickim mamy około 20 dorosłych konwertytów z Kościoła luterańskiego. Ale trzeba też podkreślić, że mniej więcej tyle samo katolików przechodzi na luteranizm. Nawet nie nazywam tego konwersją. To po prostu wybór Kościoła, w którym ktoś chce realizować swoje życie religijne. Weźmy przykład: katolicki imigrant żeni się z islandzką luteranką. Często przychodzą razem do naszego Kościoła i po pewnym czasie żona stwierdza, że chce być katoliczką. Ale dzieje się też odwrotnie - katoliczka wychodzi za luteranina, żyją razem, mają dziecko. Ona nie ma ślubu w kościele katolickim, bo wzięła go w Kościele luterańskim. Naturalnie dziecko również jest wychowywane w tradycji luterańskiej. I po latach ta kobieta zaczyna się zastanawiać: "Dlaczego tylko ja w rodzinie jestem poza Kościołem luterańskim? Byłam katoliczką, ale życie potoczyło się inaczej - śpiewam w chórze luterańskim, dobrze dogaduję się z panią proboszcz". I następuje zmiana. Dlatego te konwersje działają w obie strony. W praktyce jednak nie mają one większego znaczenia. Dla mnie liczy się tylko to, że każdy wybiera taki Kościół, w którym najlepiej realizuje swoją wiarę.

Jak wygląda współpraca między Kościołem katolickim a luterańskim?

- Jako katolicki biskup mam dobre relacje z Kościołem luterańskim. Czasem niestety słyszę aroganckie opinie ze strony niektórych katolików, na przykład: "Kościół luterański jest słaby, bo ludzie nie chodzą w nim na nabożeństwa". Ale ci katolicy nie zdają sobie sprawy, że luteranie nie mają obowiązku uczestniczenia w nabożeństwach w taki sposób jak my. Dla nich brak obecności w kościele w niedzielę nie jest grzechem. Nawet luterański proboszcz nie musi odprawiać nabożeństwa w każdą niedzielę.

Mógłby Ksiądz Biskup rozwinąć ten wątek?

- My, katolicy, mamy swoje zobowiązania - na przykład uczestniczymy w każdą niedzielę we mszy świętej. Ale ktoś inny takiego obowiązku nie ma i to, że nie uczestniczy w niedzielnym nabożeństwie, nie oznacza, że jest gorszy. Wiara luteran  funkcjonuje na bardziej indywidualnym poziomie. Jeśli ktoś czuje potrzebę, idzie do kościoła, jeśli nie czuje - nie idzie, bo nie ma takiego obowiązku. W Kościele katolickim wiara nie jest tylko sprawą indywidualną, ale także społeczną - chodzimy w niedzielę do kościoła nie tylko dlatego, że czujemy taką potrzebę, ale także dlatego, że mamy taki obowiązek. Luteranie są bardzo wierzący, ale w sposób właściwy dla nich. Nie zawsze musimy to rozumieć.

Z jakimi wyzwaniami mierzy się Kościół katolicki na Islandii?

- Najpierw opowiem o wyzwaniach duchowych. Pan Bóg powołuje ludzi wszędzie i w każdym czasie, również na Islandii. Naszym zadaniem jest więc tych powołanych przyjmować i wspierać w kształtowaniu wiary i życia religijnego. Dla konwertytów na przykład zmiana wiary wiąże się z wieloma wyzwaniami. Często muszą oni na nowo poukładać swoje życie - dostosować się choćby do uczestniczenia w niedzielnej mszy świętej w nowym miejscu. Naszym zadaniem - zadaniem Kościoła - jest im to ułatwiać. Innymi słowy staramy się by to, co obecnie jest tylko tymczasowe i okazjonalne, stało się regularne i zwyczajne.

Ważnym wyzwaniem jest także budowanie świadomości wiernych. Często osoby, które mieszkają tu od lat, wciąż czują się bardziej związane ze swoimi dawnymi parafiami w ojczystych krajach. Wspierają tamte wspólnoty, ale nie identyfikują się jeszcze w pełni z Kościołem na Islandii. Musimy pomóc im zrozumieć, że Pan Bóg postawił ich tutaj nie tylko po to, by zarabiać i budować domy w swoim kraju, ale również aby wzrastać we wspólnocie.

Oprócz wyzwań duchowych ważne są również te materialne.

- Wiążą się one z kwestiami praktycznymi. Na Islandii potrzebujemy nowych kościołów i parafii, potrzebne są samochody, którymi księża będą mogli do tych parafii dojeżdżać. Przede wszystkim jednak potrzebni są nowi księża, żeby ludzie nie musieli pokonywać 300 kilometrów do najbliższego duszpasterza. Zmniejszenie tej odległości do 50 kilometrów byłoby ogromnym ułatwieniem. Aby to wszystko było możliwe, potrzebne są fundusze.

Kościół katolicki na Islandii - w porównaniu do wspólnoty protestanckiej - nie może liczyć na wsparcie państwa.

- Kościół protestancki na Islandii jest Kościołem narodowym. Oznacza to, że ma zapewnione stabilne finansowanie państwa. Ale wiążą się z tym również pewne ograniczenia. Kiedy na przykład Islandczycy zdecydują, że aborcja do 22. tygodnia jest dopuszczalna, luterańscy duchowni to zaakceptują. Kościół katolicki na Islandii - księża i siostry zakonne - nie mają takich zobowiązań. Dzięki Bogu.

Na Islandii gorące źródła pełnią ważną rolę społeczną. To nie tyko miejsca uprawiania sportu i wypoczynku, ale również przestrzeń integrująca mieszkańców.

- Chodzę na basen każdego dnia i musze przyznać, że jest to idealne miejsce do ewangelizacji. Podczas "przypadkowych" rozmów odbywa się tam często najlepsza katecheza. Kiedyś na basenie jednocześnie spotkałem imama i pastora. Zaczęliśmy rozmawiać o wierze, a inni - chcąc, nie chcąc - przysłuchiwali się naszej rozmowie. Co ciekawe, później imam i pastor zaczęli do mnie przychodzić na kawę. Zanim nie spotkaliśmy się w basenie, nie przychodzili.

Innym razem mój znajomy luteranin też przyszedł na basen i krzyknął do mnie w języku angielskim: "Witaj biskupie!". Usłyszał to mężczyzna, który zainteresował się słowem "biskup" i zapytał, co ono znaczy. Wyjaśniłem mu więc, czym jest diecezja i czym się zajmuję. Wtedy zwrócił się do mnie: Mógłbyś się za mnie pomodlić?". Odpowiedziałem: "Oczywiście, ale teraz?". "Tak, teraz". I nagle, na środku basenu, zamknął oczy i schylił głowę, czekając na moją modlitwę. Wstałem i pomodliłem się w jego intencji, ale szybko zaczęło mi się robić bardzo zimno, dlatego powiedziałem na koniec modlitwy: "Panie Boże, już marznę, dlatego proszę, wysłuchaj nas. Amen!". Choćbyś nie wiem, jak się starał, nie przygotujesz takiej ewangelizacji, jaką Pan Bóg może przygotować w basenie.

Dziennikarz, podróżnik, bloger i obserwator świata. Laureat Pierwszej Nagrody im. Stefana Żeromskiego w 30. edycji Konkursu Nagrody SDP przyznawanej za publikacje o tematyce społecznej. Autor książki "Bóg odrzuconych. Rozmowy o Kościele, wykluczeniu i pokonywaniu barier". Od 10 lat redaktor DEON.pl. Interesuje się historią, psychologią i duchowością. Lubi wędrować po górach i szukać wokół śladów obecności Boga. Prowadzi autorskiego bloga Mapa bezdroży oraz internetowy modlitewnik do św. Józefa. Można go śledzić na Instagramie.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Biskup Islandii: Najlepsza katecheza odbywa się podczas "przypadkowych" rozmów
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.