Bóg jest Panem naszego work-life balance
Bóg wybiera nam pracę, o ile oczywiście chcemy oddać Mu i zawierzyć swoje życie zawodowe. On ocenia nie tylko to, ile potrzebujemy zarabiać i czy będziemy mogli rozwijać nasze talenty, ale także na ile jesteśmy potrzebni na życiowej drodze ludzi, z którymi pracujemy.
Piszę te słowa, żeby dać świadectwo dwóm prawdom – podstawowej: Pan Bóg jest dobry i jak nikt zna nasze potrzeby, a także, może mniej oczywistej: Pan Bóg jest Panem naszej rzeczywistości zawodowej i przenika nasze możliwości i talenty.
Już na V roku studiów udało mi się pracować na stanowisku zgodnym z moim wykształceniem, mimo że były to czasy, kiedy o dobrą, godną pracę było bardzo trudno. Po kilkunastu miesiącach podjęłam decyzję o konieczności zmiany pracy na stabilną i trwałą w przypadku zajścia w ciążę. Pan zesłał mi wtedy dobrego pracodawcę w postaci dużej firmy z wyjątkowo przyjaznym zespołem osób. Szef był osobą niewierzącą, ale Pan Bóg wyraźnie działał przez niego dla mojego dobra.
Kiedy po przepracowaniu kilkunastu miesięcy zaszłam w ciążę, szef na wieść o tym podarował mi (do dziś pamiętam ten dzień) wielką czekoladę, a kiedy musiałam pozostać na zwolnieniu lekarskim, sam uspokajał mnie, że będę pracować tyle, ile będę mogła, a on zatrudni osobę, która przejmie moje obowiązki. Czułam w tym mocno Bożą opiekę.
Kiedy mając niespełna roczne dziecko dostałam propozycję awansu, mogłoby się wydawać, że to zupełnie nieodpowiedni na to czas, a dobro małego dziecka powinno być dla mnie priorytetem. To jednak był Boży plan i propozycja wprost z Nieba: pracę udało się tak zorganizować, że podczas mojej nieobecności Maluchem zajęli się jego tata i babcia, a pieniądze, jakie w ten sposób zarobiłam, były nam bardzo potrzebne podczas budowy domu.
W tym czasie doświadczałam dużych wyrzutów sumienia dotyczących chwilowych nieobecności przy synu... z obecnej perspektywy widzę, że były one niczym innym jak dręczeniem pochodzącym od szatana. Od takich myśli powinnam po prostu jak najszybciej się odcinać, bo służą tylko mojej rozpaczy i pogrążaniu się w smutku, a oddalają mnie od uwielbiania Boga za te cudowne rzeczy, które mi dał: wspaniałe, zdrowe dziecko, oddanego męża, pomoc bliskich.
Kiedy po kilku latach przyszedł czas na zmianę pracy, postanowiłam ją sobie wymodlić. W rzeczywistości byłam w rozterce, ponieważ jednocześnie bardzo pragnęliśmy z mężem mieć kolejne dziecko. Pojawiały się możliwości zawadowe, które, po głębszym rozeznaniu, jednak nie okazywały się dla mnie dobre. Czas płynął, a mnie nie udawało się ani zmienić pracy, ani zajść w ciążę, co potraktowałabym jako znak od Pana Boga, że zmianę pracy mam odłożyć na późniejszy czas. W bolesnym, trudnym okresie bardzo pomógł mój ówczesny spowiednik, który powtarzał mi słowa Wyroczni Pana: "...bo Moje drogi nie są waszymi...". Dzięki niemu oddałam te sprawy w pełni Panu i modliłam się, żeby dał mi nową pracę lub dziecko, kiedy sam uzna to za najlepsze dla mnie. W końcu udało mi się zajść w ciążę, a kiedy walczyłam z problemami zdrowotnymi na ciążowym zwolnieniu lekarskim, zadzwonił długo oczekiwany telefon - z firmy, w której od dłuższego czasu bardzo chciałam pracować. Ze względu na moją sytuację nie przyjęłam propozycji, którą dostałam, i do dziś interpretuję to jako sygnał od Pana, że On panuje nad wszystkim. Kiedy zupełnie nie mogę zrozumieć tego, co się dzieje, wystarczy uśmiechnąć się do Niego i powiedzieć: "dziękuję" za to, że tak idealnie troszczy się o mnie.
Po porodzie cieszyłam się macierzyństwem i dziękowałam Bogu, że właśnie teraz dał mi wymarzone dziecko. Jednocześnie powróciłam do szukania pracy. Kiedy dobiegał końca mój urlop macierzyński, dostałam - wydawało mi się - idealną propozycję, ostatecznie jednak, z dość niejasnych przyczyn, nie mogłam podpisać umowy z nowym pracodawcą. Byłam jednak już dość zdeterminowana, żeby zmienić pracę, odmawiałam kolejne nowenny i modlitwy (m.in. do św. Józefa) w tej intencji. Modlił się za mnie również mój mąż i wielu znajomych. Pewnej nocy przyśniła mi się moja niedawno zmarła babcia, która mówiła mi, że wyprosiła już dla mnie u Matki Bożej zmianę pracy. Z jakiegoś powodu nowe możliwości jednak się nie pojawiały, a mnie coraz trudniej było modlić się wciąż o to samo.
Wiem teraz, że był to dla mnie czas swoistych rekolekcji - szkoły wiary, zaufania Bogu, wytrwałości w modlitwie, doświadczenia bardzo namacalnie sytuacji, kiedy stery w swoim życiu musiałam przekazać Komuś innemu, nie tylko ufać swojej wiedzy, doświadczeniu, intuicji. Mój mąż, wspierając mnie, również przeszedł taką szkołę i mogę dziś powiedzieć, że to doświadczenie było ważne również dla naszej jedności.
W końcu dostałam zaproszenie na rozmowę do firmy, z którą wiązałam duże nadzieje, jednak dość słabo oceniałam swoje szanse na sukces w rekrutacji. Rozmowa kwalifikacyjna odbyła się w święto Matki Bożej Fatimskiej, a pierwszą rzeczą, jaka rzuciła mi się w oczy podczas rozmowy z przyszłą szefową, był różaniec na jej palcu. Pracę tę dostałam; jak się później dowiedziałam, byłam jedną z 42 kandydatów, którzy spełniali postawione kryteria. I jak tu nie uwierzyć, że Pan wraz ze swoją Mamą prowadzą mnie w życiu (również zawodowym) za rękę?
Nowa praca dała mi szansę rozwoju, zarobki lepsze niż te, które były pierwotnie moim wymaganiem, a także pozwoliła poznać wiele wyjątkowych osób, z którymi wspieramy się nie tylko w zawodowych aspektach życia. Również w poprzednich miejscach pracy doświadczyłam, jak silny może być pozytywny wpływ obecności w moim życiu ludzi, których sobie przecież nie wybierałam jako przyjaciół czy towarzyszy życia, a z którymi pracuję i codziennie spędzam wiele czasu. Wierzę głęboko, że te osoby wybiera dla mnie Bóg.
Kiedy moje dziecko poszło do przedszkola, nowa szefowa zgodziła się na taką zmianę moich godzin pracy, żebym mogła je odpowiednio wcześnie odbierać. Wiem, że w niewielu miejscach pracy taki warunek byłby możliwy do spełnienia i traktuję to jako jeszcze jeden ze znaków, jak bardzo dopasowana do moich potrzeb jest specyfika tej pracy. Bóg jest przecież również Panem naszego work-life balance.
Z całym przekonaniem powtórzę, że to Bóg wybiera nam pracę, o ile oczywiście chcemy oddać Mu i zawierzyć swoje życie zawodowe. On ocenia nie tylko to, ile potrzebujemy zarabiać i czy będziemy mogli rozwijać nasze talenty, ale także na ile jesteśmy potrzebni na życiowej drodze ludzi, z którymi pracujemy. Ma też na uwadze wiele innych aspektów, których nie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić ani przewidzieć.
Chwała Mu!
***
Jeśli przeżyłeś/przeżyłaś/przeżyliście coś podobnego, poniższy formularz jest od tego, aby się tym podzielić. Niech również Twoje/Wasze świadectwo stanie się tym, co utwierdzi wiarę innych!
Skomentuj artykuł