Dlaczego stoję i patrzę w niebo?

Dlaczego stoję i patrzę w niebo?
fot. depositphotos.com

Przykuwa uwagę to, co dzieje się na Górze Oliwnej. Niecodzienne zjawisko, by człowiek unosił się w stronę nieba i znikał. Nie dziwi więc, że Apostołowie patrzą się bez końca w punkt, w którym po raz ostatni widzieli fizycznie swojego Mistrza. Nie zdziwiłoby, gdyby chcieli postawić tablicę w miejscu, gdzie po raz ostatni widzieli Pana.

Na marginesie mówiąc, rzeczywiście w Jerozolimie do dziś stoi Kaplica Wniebowstąpienia (przekształcona w meczet) upamiętniająca to wydarzenie – i jest w niej otoczona pobożną czcią skała, na której miały odbić się stopy Jezusa, gdy po raz ostatni dotykały ziemi. Nie mają się jednak uczniowie zatrzymywać w tym miejscu, lecz według nakazu Pana, to jest ich punkt wyjścia – pozbawieni odtąd fizycznej obecności Mistrza mają oczekiwać przyjścia Ducha Świętego, który wypchnie ich z wieczernika i rozpędzi po całym świecie: „(…) gdy Duch Święty zstąpi na was, otrzymacie Jego moc i będziecie moimi świadkami w Jerozolimie i w całej Judei, i w Samarii, i aż po krańce ziemi” (Dz 1,8).

I to pytanie aniołów niosące w sobie jednocześnie ważną naukę: „Mężowie z Galilei, dlaczego stoicie i wpatrujecie się w niebo?” (Dz 1,11). Po co wpatruję się w niebo? Może dlatego, że chcę uciec od ziemi, od swojego życia, które czasami jest nie do zniesienia? Jako chrześcijanie mamy mieć oczy utkwione w wieczności, mamy z nadzieją patrzeć w przyszłość, która jest dla nas tam, na wysokościach: „Zachęcam was ja, więzień w Panu, abyście postępowali w sposób godny powołania, do jakiego zostaliście wezwani (…)” (Ef 4,1). Jednocześnie jednak musimy patrzeć na to, co przemijalne – żyć tu i teraz, stąpać twardo po ziemi, mierzyć się z problemami, które przynosi nam życie. Bo to jest naszą drogą do nieba. Tęsknota ma nas pociągać, ale jednocześnie motywować, żeby poszukiwać sposobów otwarcia swojego serca na wypełnienie obietnicy nieustannej obecności Pana pośród nas. On słowa dotrzymuje – jest: „Oni zaś poszli i głosili Ewangelię wszędzie, a Pan współdziałał z nimi i potwierdzał naukę znakami, które jej towarzyszyły” (Mk 16,20).

Jednakże tę Jego obecność trzeba zauważyć, dopuścić do swojej świadomości, a nie wciąż patrzeć w niebo ze łzami w oczach i tęsknotą pozbawioną nadziei, zahaczającą więc prawie o rozpacz i zadającą sobie pytanie: „Co teraz, skoro Pan nas zostawił samych sobie?”. Jego nie ma fizycznie, byśmy odkryli to, że obecność Boga nie jest ograniczona czasem i przestrzenią. Bóg stał się w Chrystusie człowiekiem, byśmy uwierzyli w to, że w każdym z nas On żyje. Dlatego mamy zbierać się jako Kościół, czyli wspólnota ludzi świadomych, że tę samą naturę ma Syn Boży, który „został wzięty do nieba i zasiadł po prawicy Boga” (Mk 16,19) – i że to właśnie odkrycie jest podstawową motywacją do ewangelizacji. Dobra Nowina, którą mamy się dzielić z innymi „aż po krańce ziemi” (Dz 1,8), jest taka, że Duch Święty działający z mocą w Chrystusie przetarł w Nim szlak w ludzkiej naturze, czyniąc ją zdolną do wielkich rzeczy, wykraczających poza to, co ograniczone jest śmiercią.

Idąc dalej tym tokiem rozumowania, możemy też zauważyć, że tajemnica Wniebowstąpienia powraca do nas w liturgii rokrocznie właśnie po to, żebyśmy przypominali sobie o konieczności szerszego patrzenia. Łatwo jest mieć bowiem wzrok utkwiony w niebie, do którego drzwi uchylają się dla nas w sakramentach świętych. Wiara podpowiada nam, że tam możemy być pewni Bożej obecności i Bożego działania – tam otwiera się przed nami perspektywa Królestwa, możemy w nim zasmakować, choć jeszcze nie w pełni, możemy zobaczyć jego zalążki, doświadczyć ogromu miłości, która ożywia to, co umarłe, i przy życiu utrzymuje. Sakramenty to nasze niebo na ziemi. Ale nie możemy tylko stać i patrzeć, zastanawiając się co dalej. Sakramenty, jako momenty najbardziej intensywnego doświadczenia obecności Boga, mają nam otworzyć zmysły na odkrywanie tejże obecności w innych osobach, okolicznościach i miejscach. Sakramenty są Bożą pedagogią, która ma doprowadzić do innego przeżywania swojego życia, do innego patrzenia na to, co jest jego częścią.

Przede wszystkim jednak sakramenty mają nas prowadzić do miłości – do poznania jej, doświadczenia jej bezinteresowności oraz do naśladowania jej w relacji z innymi. Czytamy o tym u św. Pawła, który pisał do Efezjan, wyjaśniając im, czym jest Kościół i na czym polega bycie Kościołem, trwanie w jednej wspólnocie: „Zachęcam was ja, więzień w Panu, abyście postępowali w sposób godny powołania, do jakiego zostaliście wezwani, z całą pokorą i cichością, z cierpliwością, znosząc siebie nawzajem w miłości. Usiłujcie zachować jedność Ducha dzięki więzi, jaką jest pokój. Jedno jest Ciało i jeden Duch, bo też zostaliście wezwani do jednej nadziei, jaką daje wasze powołanie. Jeden jest Pan, jedna wiara, jeden chrzest. Jeden jest Bóg i Ojciec wszystkich, który jest i działa ponad wszystkimi, przez wszystkich i we wszystkich” (Ef 4,1-6).

Dobrze wiedział, że żyć razem w jednym Kościele nie jest takie łatwe, że to wyzwanie, które niejednego przerośnie, jeśli nie pojawi się w nim miejsce na miłość. Stąd te słowa o „znoszeniu siebie nawzajem w miłości” (zob. Ef 4,2). Czymże jednak jest ta miłość, o której tyle się mówi? Każdy z nas mógłby stworzyć swoją definicję, która w pewnej mierze opierałaby się na tym, czego sam doświadczył i co sam odczytał jako miłość. Jednak to, co pojawia się między nami a innymi ludźmi we wzajemnych relacjach, nie jest pełnią miłości, o której czytamy na kartach Ewangelii, poznając życie i słowa Jezusa. Miłość, którą widzimy w Nim, zachwyca i pociąga.

I znów: możemy poprzestać na roztkliwieniu się i wzruszeniu tym, jak bardzo Pan nas kocha – możemy patrzeć w niebo, zastygając w duchowym bezruchu. Możemy jednak wybrać tę drugą możliwość odkrywania tej miłości wokół siebie, w drugim człowieku, w stworzeniu – nie zawsze jako już obecną, ale czasami dopiero ledwo się tlącą jako możliwość, która jeszcze się nie wydarzyła, lecz dzięki naszym decyzjom może się urzeczywistnić. Na tym polega właśnie ewangelizacja: „Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15). Ewangelizacja jest wskazywaniem innym Obecności tam, gdzie już sami ją widzimy, i wspólnym wydłubywaniem jej na powierzchnię tam, gdzie jeszcze jest głęboko ukryta pod warstwami ludzkich słabości.

Mam świadomość, że w tych moich „wniebowstąpieniowych” refleksjach mało jest o samym Wniebowstąpieniu. Odczytuję jednak tę dzisiejszą liturgię jako zachętę ze strony „znikającego z oczu” Jezusa do otwarcia się na to, czego w pierwszym odruchu być może nie zauważamy – na Obecność, która już jest, na Działanie, które już przynosi efekty, na Towarzyszenie dające siłę w drodze ku zbawieniu i na Miłość kochającą bezwarunkowo do granic możliwości.

Kierownik redakcji gdańskiego oddziału "Gościa Niedzielnego". Dyrektor Wydziału Kurii Metropolitalnej Gdańskiej ds. Komunikacji Medialnej. Współtwórca kanału "Inny wymiar"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
ks. Józef Tischner, Joanna Podsadecka, Tomasz Ponikło

Trzy wielkie odsłony - Wiara ludzi wolnychMiłość w czasach niepokoju. Niepublikowane wykłady oraz Tischner. Nadzieja na miarę próby. Ostatnie słowa

Głęboka wiara i wielkie pytania ks. Józefa Tischnera

Jak wierzyć w świecie, który żongluje...

Skomentuj artykuł

Dlaczego stoję i patrzę w niebo?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.