Anioł Kelly

Anioł Kelly
(fot. sxc.hu)
Joan Wester Anderson

Gdzieś tam są i dobrze się mają.
Najmniejsza kiełkująca roślinka jest dowodem na to,
że nic nie umiera.

George Washington Carver

Czasem wydaje się, jakby ten kwietniowy dzień 1999 roku był wczoraj, a nie dwadzieścia miesięcy temu - rozmyślała Dee Fleming, czekając w samochodzie na męża przed szkołą średnią Columbine w Littletown w stanie Kolorado. Przypomniała sobie, jak zadzwonił do niej i natychmiast potem wybiegła z biura szukać ich szesnastoletniej córki. Don miał czekać w domu na nią lub na telefon z wiadomością, która zakończyłaby ten koszmar. W tym czasie Dee szukała córki w pobliskiej szkole razem z innymi przerażonymi rodzicami szukającymi znajomej twarzy wśród uczniów, którzy się tutaj schronili. Czy była wśród nich Kelly? Czy udało jej się jakimś cudem wyjść z tego cało? Może schroniła się z grupką przyjaciół gdzieś w pobliżu? Czy ten niewiarygodny horror się kiedyś skończy?

Flemingom trudno było pojąć informacje, które do nich docierały. Jeden nauczyciel i dwanaścioro uczniów nie wyszło ze szkoły, większość z nich została zastrzelona w szkolnej bibliotece. Ich ciała pozostały skulone pod stołami przez półtora dnia, kiedy śledczy próbowali wyjaśnić przyczyny tragedii. Cały świat obserwował postępy w śledztwie, nie pojmując, co się dzieje. Dwóch uzbrojonych uczniów w napadzie agresji zastrzeliło trzynaście osób, raniąc wiele innych.

W 1997 roku, na krótko po tym, jak Flemingowie przeprowadzili się do Littletown z Phoenix, Kelly rozpoczęła naukę w Columbine. Z natury była nieśmiała i miała trudności w nawiązywaniu kontaktów z rówieśnikami, jednak klasa szybko przekonała się do niej. Doceniono jej poczucie humoru, wewnętrzny spokój i lojalność. „Kiedy się z kimś zaprzyjaźniła, to była już przyjaźń na całe życie" - mówiła o niej mama. Kelly była delikatna, radosna i życzliwie usposobiona. Jej śmierć spowodowana wybuchem czyjegoś gniewu była niepojęta.

DEON.PL POLECA


Flemingowie i ich starsza córka Erin pogrążyli się w rozpaczy w zaciszu domowym, ale brali udział we wszystkich uroczystościach upamiętniających ofiary tej przemocy. Rodzina i sąsiedzi otaczali ich miłością i wspierali w cierpieniu. Ich życie już nigdy jednak nie będzie takie samo. Gdy tylko policja zakończyła śledztwo, pozwolono rodzicom zobaczyć bibliotekę, miejsce, gdzie rozegrał się dramat. Dee musiała się tam pomodlić, czuła potrzebę dotknięcia podłogi w miejscu, gdzie leżało ciało jej córki. „Odczułabym ulgę, gdybym mogła to zrobić, ale to miejsce było zbyt przygnębiające". Wyszła w pośpiechu. „Boże, czy już zawsze tak będzie?" - pomyślała.

Dee znalazła jeden sposób na uśmierzenie bólu. „Od czasu, kiedy Kelly była malutka, obie interesowałyśmy się aniołami". Kelly nauczyła się odmawiać modlitwę „Aniele Boży, Stróż mój, Ty zawsze przy mnie stój..." z małego obrazka, który dostała od babci. Obie też oglądały co tydzień serial Dotyk anioła. Dee zaczęła kolekcjonować anioły. Od śmierci córki otrzymywała je od przyjaciół i od obcych; były to figurki, obrazki, rzeźby. Przychodziły razem z kondolencjami. Dee ustawiała je wszędzie w zasięgu wzroku - na półkach, na stole, w domu i w ogrodzie. Przypominały o nadziei, która ciągle w niej żyła.

„Gdy myślałam o Kelly w bibliotece i o tym, jak musiała być przerażona, chcę wierzyć, że był z nią tego strasznego dnia anioł, który chronił ją przed lękiem i bólem".

 

Boże Narodzenie 1999 roku przeszło bez emocji. Flemingowie, jak i inni mieszkańcy Littletown nie potrafili się nim cieszyć. Jesienią 2000 roku rozpoczęły się prace przy budowie Healing of People Everywhere (HOPE - nadzieja), biblioteki będącej zarazem pomnikiem ofiar.

Początkowo władze szkolne planowały remont starej biblioteki, ale było to nie do przyjęcia. Zarówno Flemingowie, jak i inni rodzice uważali, że nie można oczekiwać od uczniów, by znów uczyli się w tym pomieszczeniu. Obiecali sobie, że zdobędą środki, by zlikwidować obecną bibliotekę i wybudować nową. Władze szkolne zgodziły się z argumentacją rodziców i rozpoczęto budowę nowej biblioteki. Stara, znajdująca się nad kawiarenką, została zburzona, a piętro rozebrano, oprócz ściany frontowej. Miało w tym miejscu powstać piękne dwupiętrowe atrium z malowidłami ściennymi przedstawiającymi drzewa. Zbierano fundusze nie tylko w Littletown, ale w całym kraju. Zbiórką kierowało HOPE. Dee zdała sobie sprawę, że tragedia miała swoje pozytywne aspekty, ale kiedy wraz z innymi rodzicami odwiedzała miejsce budowy, by zobaczyć, że szkoła zyskuje nowe oblicze, zewnętrzna ściana biblioteki wciąż ją przygnębiała. Jak mogła uśmierzyć ból choć troszeczkę, skoro wciąż wracały wspomnienia.

W grudniu 2000 roku, przed zbliżającymi się świętami Bożego Narodzenia, Dee postanowiła się uporać z kartkami świątecznymi. „Kupiłam pieczęć z wizerunkiem anioła i kolorowe markery w sklepie dla plastyków. Na każdej kartce przybijałam tę pieczęć i kolorowałam w każdej wolnej chwili: w przerwie na lunch i wieczorami". Anioł na pieczęci był piękny - z aureolą, w długiej szacie i z rozpostartymi ramionami. W jakiś niewyjaśniony sposób to zajęcie przynosiło Dee ulgę w cierpieniu przed drugim już Bożym Narodzeniem bez Kelly. Któregoś popołudnia Dee z Donem wracali do domu po ciężkim dniu. Don chciał zajrzeć do szkoły, żeby sprawdzić, jak postępuje budowa. „Zostanę w samochodzie" - stwierdziła Dee.

Była niepokojąco blisko miejsca, które ją przygnębiało, a jednak wpatrywała się w budynek. Wszystko wyglądało jak zwykle: metal i szkło. Dee wciąż miała w pamięci obraz starej biblioteki i łzy napłynęły jej do oczu. „Boże - zaczęła się modlić - muszę wiedzieć, czy Kelly jest tam dobrze, czy jest szczęśliwa i spokojna. Proszę, powiedz mi...".

Wtedy to zobaczyła. Białą, promienną postać przesuwającą się na tle okien starej biblioteki, bez odbicia czy cienia. „Od razu wiedziałam, że patrzę na anioła. Był dystyngowany, w powiewnej szacie i z aureolą, taki rzeczywisty". Przejęta grozą Dee zatopiła się w tej wizji i powoli ogarniało ją uczucie błogiego uspokojenia. W tym momencie już wiedziała, że jej córka jest szczęśliwa. Aniołowie byli z nią teraz, tak jak byli z nią zawsze.

Brzemię, które dźwigała Dee przez tak długi czas, zelżało. Zrozumiała też, że przestrzeń w szkolnej bibliotece została oczyszczona i uzdrowiona przez obecność aniołów. Nie było tam już niczego, czego mogłaby się obawiać. Wiedziała, że będzie jej jeszcze ciężko, ale Bóg zatroszczył się o nią, przysyłając jej namiastkę raju, by pomóc jej się podnieść.

Nagle Dee zdała sobie sprawę, że anioł blednie. Sięgnęła po aparat, otworzyła okno w samochodzie i zrobiła dwa zdjęcia, zanim postać całkiem znikła. Po powrocie Dona Dee nie potrafiła podzielić się z nim tym, co zobaczyła. Odtwarzała to jednak w myślach raz po raz.
Po kilku dniach odebrała zdjęcia. Z bijącym sercem przejrzała je, by znaleźć dwa z wizerunkiem anioła. Czy wyszły? Tak, były, udały się - na pierwszym bez wątpienia postać, na drugim tylko zarys, jakby anioł zanikał, ale zaraz... Dee przyjrzała się uważnie pierwszemu zdjęciu. Czemu ten anioł wyglądał tak znajomo? To był ten sam anioł, co na pieczęci, którą tyle razy przybijała na kartkach świątecznych; taka sama aureola, szata, rozwiane włosy, rozpostarte ramiona. Dla Dee już samo to, że zobaczyła anioła, było darem, ale zobaczyć tego, którego umieszczała na kartkach świątecznych przez ostatnie trzy tygodnie? Coś w niej pękło. Jej rany zaczęły się zabliźniać.

„Mój anioł był dla wielu podarunkiem - mówi dzisiaj Dee - Lubię się nim dzielić. Ludzie widzą zdjęcie i mówią: 0 rany!  i śmieją się lub płaczą. On przynosi nadzieję, ukojenie i buduje wiarę".

Rodzice nie są w stanie całkowicie pogodzić się ze stratą dziecka, ale - tak jak doświadczyła tego Dee - może przyjść ukojenie. Potrzeba do tego czasu, wsparcia bliskich i opieki aniołów.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Anioł Kelly
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.