„Oto Mędrcy ze Wschodu przybyli do Jerozolimy i pytali: „Gdzie jest nowo narodzony król żydowski? Ujrzeliśmy bowiem Jego gwiazdę na Wschodzie i przybyliśmy oddać Mu pokłon” (Mt 2, 1-2).
Św. Ignacy Loyola kładzie w Ćwiczeniach Duchowych duży nacisk na powracanie do tych samych treści i poruszeń na modlitwie, by wzmocnić i pogłębić doświadczenie objawiającego się Boga. Powtarzanie to sposób na stopniowe i powolne wnikanie w tajemnicę Boga, który nas nieskończenie przekracza. Tak naprawdę, nie wystarczy nam wieczności, by ją poznać.
Podobną zasadą kieruje się Kościół w liturgii. Każdego dnia, a zwłaszcza w niedzielę, w gruncie rzeczy powtarzamy „to samo”, czyli sprawujemy Eucharystię, która z jednej strony pozostaje niezmienna, a z drugiej zawsze konfrontuje nas z czymś nowym.
Uroczystość Objawienia Pańskiego jest również powtórką Bożego Narodzenia, byśmy bardziej pojęli kolejne aspekty tej tajemnicy. Pamiętamy, że w noc wigilijną aniołowie zaprosili prostych pasterzy, aby udali się do Betlejem i złożyli pokłon Panu. Dzisiaj trzej Magowie, perscy kapłani, ludzie wykształceni, przybywają do Izraela w poszukiwaniu nowego króla żydowskiego. Co więcej, Ewangelista przedstawia Mędrców w niezwykle pozytywny sposób.
Św. Mateusz napisał swoją Ewangelię do wierzących, którzy pochodzili spośród Żydów. Z innych ksiąg Nowego Testamentu dowiadujemy się, że mieli oni problemy z przyjęciem pogan do swojej wspólnoty. Pojawiały się napięcia i rozmaite kwasy. Chrześcijanie wywodzący się spośród Narodu Wybranego sądzili, że obcokrajowcy nie powinni być ot tak włączeni do Kościoła, bo nie zachowywali Prawa. Uważali, że skoro poganie nie wysilili się zbytnio, aby otrzymać tak wielkie dary, dlaczegóżby Bóg miał ich wyróżniać za nic?
Nieprzypadkowo więc św. Mateusz umieszcza w swojej Ewangelii tę historię, by podkreślić, że właśnie owi obcokrajowcy, egzotyczni przybysze ze Wschodu, a nie przedstawiciele Narodu Żydowskiego są pierwszymi osobami, które oddają cześć narodzonemu Dziecięciu. Bóg działa bowiem w sposób nieskrępowany. Nie jest ograniczony do żadnych struktur i form’ porusza serca ludzkie niezależnie od ich przynależności do takiego czy innego kraju, i może ich przyprowadzić do siebie różnymi drogami.
Dzisiejsze święto ukazuje również, że Bóg przychodzi do wszystkich, hojnie i z otwartością. Teologia nazywa to darmowością łaski. Bóg nie stawia żadnych warunków wstępnych i obdarza wszystkich bez jakiejkolwiek zasługi. Nie jest tylko dla Polaków czy Amerykanów. Nie jest tylko dla wierzących, którzy związani są z konkretnymi Kościołami, ale objawia siebie każdemu człowiekowi i pociąga go ku sobie. Wyraźnie podkreślają to dzisiejsze czytania.
U Izajasza czytamy: „I pójdą narody do twojego światła, wszystkie narody będą mu służyły”. Św. Paweł pisze, że „poganie już są współdziedzicami”. My również należymy do tych pogan, do których pewnego dnia dotarło światło Ewangelii. Niczym sobie na to nie zapracowaliśmy. Bóg objawił się nam, ponieważ tak Mu się spodobało.
Jednym z najbardziej budujących doświadczeń w czasie mojego pobytu na studiach w Bostonie była możliwość zamieszkania we wspólnocie jezuitów, którzy pochodzili z wszystkich kontynentów. To niesamowite, że ludzie tak różnych języków i kultur mogli gromadzić się na wspólnej Eucharystii, rozmawiać o tej samej teologii, odwoływać się do tego samego założyciela i charyzmatu ignacjańskiego, opowiadać sobie o tych samych świętych.
Czegoś podobnego doświadczyłem przy okazji podróży do innych krajów, które zrazu wydawały się obce i nieznane. Jednak kiedy tylko udałem się do kościoła, od razu poczułem się jakbym był w domu. Dla mnie jest to jakiś szczególny znak obecności Boga i powszechności (katolickości) Kościoła, rozwinięcie tego, co zostało zapoczątkowane już przez trzech Mędrców. Dzięki Chrystusowi, w Kościele istnieje pomiędzy ludźmi jakaś głębsza forma wspólnoty, która pozwala przekraczać różnice kulturowe i językowe. Z pewnością dzisiaj problem adresatów Ewangelii św. Mateusza nie jest już naszym problemem. Ale wciąż mamy trudności z przyjmowaniem innych.
Warto się czasem zapytać, czy nie kierujemy się względem na osobę? Czy nie oceniamy ludzi pod kątem ich pochodzenia, rasy, koloru skóry, języka, sposobu myślenia? Czy potrafimy zaakceptować, że Bóg chce takiej różnorodności na świecie i w Kościele? A może widzimy w niej zagrożenie, skutek jedynie ludzkiego grzechu i odstępstwa? Podobnie jak judeochrześcijanie, czasem możemy również ulegać pokusie, że dzięki wierze jesteśmy lepsi, bardziej uprzywilejowani, czy predestynowani do szczególnych względów Boga.
W dzisiejszej Ewangelii uderzyło mnie również to, że kiedy Mędrcy znaleźli Dziecię, bardzo się ucieszyli. Ta radość jest spełnieniem ich pragnienia i długiego poszukiwania, a zarazem znakiem, że to Bóg stoi za ich przedsięwzięciem. Św. Paweł pisał, że „Bóg jest w nas sprawcą i chcenia, i działania zgodnie z Jego wolą”.
Często działamy pod wpływem różnych natchnień, chociaż sobie tego nie uświadamiamy. Ewangelia dzisiejsza ukazuje dwa podstawowe rodzaje natchnień, których rozpoznanie pomaga w codziennym rozeznawaniu i poszukiwaniu woli Boga. Św. Mateusz zręcznie kontrastuje je ze sobą.
Pierwsze natchnienie reprezentuje Herod wraz z całą Jerozolimą, który na wieść o pojawieniu się nowego króla żydowskiego wpada w przerażenie.
Lęk i poczucie zagrożenia motywuje Heroda do działania. Najpierw podstęp, pozorna chęć oddania pokłonu Jezusowi, tylko po to, by w końcu targnąć się na życie nowonarodzonego Dziecka.
Z kolei Mędrcy ucieleśniają dobre natchnienie, którego znakiem jest radość oraz hołd złożony małemu Niemowlęciu. Trzej Magowie nie chcą podnieść ręki na Jezusa, lecz klękają przed Nim. Czy to nie dziwne, że upadają na twarz przed małym Dzieckiem? Czy widzą w nim Boga? Z Ewangelii wynika, że znaleźli w Nim kogoś wyjątkowego, króla. Dla nas jednak istotne jest to, że okazują szacunek człowiekowi, i w ten sposób czczą samego Boga.
Czy my chrześcijanie XXI wieku przeżywamy radość z tego, że Bóg przyszedł do nas? Czy doceniamy to, że tej łaski nie zaskarbiliśmy sobie? Czy dostrzegamy ów prosty fakt, że bycie chrześcijaninem to wielka godność i wybranie? Czy z tego powodu chcielibyśmy ofiarować Mu swoje dary? Czy rozpoznajemy w sobie rozmaite poruszenia, które powstają w naszych sercach? I jak na nie odpowiadamy?
Skomentuj artykuł