Nie da się żyć łaską i prawem jednocześnie. Jeśli żyjesz łaską, to prawo jest jak odchody - mówi bp Grzegorz Ryś.
Nawrócenie Szawła, nasze nawrócenie, każde nawrócenie jest dziełem łaski. Sami z siebie możemy grzeszyć, ale sami z siebie nie możemy powstać. Nawrócenie jest dziełem łaski. Na czym ta łaska polega? Co to jest za siła? To taka siła, która jest zdolna przewrócić całe życie.
Szaweł doznał tej siły pod Damaszkiem. To jest ta siła, którą opisał Jeremiasz na początku swojego powołania, kiedy słyszał, że Pan Bóg daje mu taką władzę, by "wyrywał i obalał. By niszczył i burzył. By budował i sadził" (Jr 1, 6). Co to jest za siła? Czym jest taka łaska? Co tak naprawdę wydarzyło się pod Damaszkiem?
Musimy posłuchać jeszcze jednego tekstu - listu do Filipian 3, 7-14:
Ale to wszystko, co było dla mnie zyskiem, ze względu na Chrystusa uznałem za stratę. I owszem, nawet wszystko uznaję za stratę ze względu na najwyższą wartość poznania Chrystusa Jezusa, Pana mojego.
Dla Niego wyzułem się ze wszystkiego i uznaję to za śmieci, bylebym pozyskał Chrystusa i znalazł się w Nim - nie mając mojej sprawiedliwości, pochodzącej z Prawa, lecz Bożą sprawiedliwość, otrzymaną przez wiarę w Chrystusa, sprawiedliwość pochodzącą od Boga, opartą na wierze - przez poznanie Jego: zarówno mocy Jego zmartwychwstania, jak i udziału w Jego cierpieniach - w nadziei, że upodabniając się do Jego śmierci, dojdę jakoś do pełnego powstania z martwych.
Nie mówię, że już to osiągnąłem i już się stałem doskonałym, lecz pędzę, abym też to zdobył, bo i sam zostałem zdobyty przez Chrystusa Jezusa. Bracia, ja nie sądzę o sobie samym, że już zdobyłem, ale to jedno czynię: zapominając o tym, co za mną, a wytężając siły ku temu, co przede mną, pędzę ku wyznaczonej mecie, ku nagrodzie, do jakiej Bóg wzywa w górę w Chrystusie Jezusie.
Radykalizm tej przemiany, która się stała w Szawle jest oddana najlepiej właśnie w słownictwie powyższego tekstu. Wszystko, czym Szaweł żył wcześniej, tłumacz określa słowem "śmieci" - ale to dlatego, że tłumacz jest łagodny. Być może myślał, że słuchać tego będą siostry zakonne.
Ale tam nie ma żadnych "śmieci". Tam jest takie słowo greckie, które brzmi "skybala". Skybala to znaczy "odchody" albo jeśli ktoś woli - "łajno". Łagodniej można tłumaczyć też "nawóz". "Wszystko uznaję za odchody" - to są słowa Pawła.
Jest zasadnicza różnica między odchodami a śmieciami. Niestety dość często można zobaczyć ludzi, którzy chodzą i grzebią w śmieciach. Są przekonani, że jeszcze coś tam znajdą, szczególnie jeśli śmietnik jest koło jakiegoś dobrego klasztoru lub kurii biskupiej.
Jeden benedyktyn tłumaczył kiedyś, co oznacza celibat. Wytłumaczył mu to jakiś Afrykanin, którego poznał, gdy żył na misji. Ten benedyktyn miał dużo wyrzutów sumienia, bo codziennie rano widział, jak miejscowi grzebali w śmieciach, które wyrzucali zakonnicy. Grzebali tam i wydobywali mnóstwo fajnych rzeczy dla siebie, które benedyktyni uznali już za bezwartościowe. Dzielił się tym zgorszeniem z jednym z tubylców, na co ten odparł - "Ojcze, ty jesteś najgorszy biedak, bo nie masz rodziny". Śmieci są czymś, w czym jeszcze można pogrzebać.
Mój tata miał zawsze taką szafkę w kuchni, gdzie w najniższej półce gromadził różne rzeczy. Było ich więcej niż w damskiej torebce. Normalnie byś wyrzucił, ale tata miał naturę chomikową. Uważał, że wszystko się jeszcze może przydać. I jak będziesz w sytuacji granicznej, to pogrzebiesz i znajdziesz to, co ci potrzeba.
Mam nadzieję jednak, że w odchodach nie grzebiecie. Jesteśmy jeszcze przed śniadaniem, to trzeba mówić ostrożnie. W odchodach się człowiek nie babra.
Jak Paweł mówi "skybala", to mówi o czymś, co porzucił raz na zawsze i w czym już nigdy się nie będzie grzebał. Koniec. "Uważam to za odchody, za łajno".
Co takiego Paweł uważa za odchody? Przeczytacie sobie wcześniej w liście do Filipian.
Ponieważ my wszyscy tutaj jesteśmy pobożni, to najprostsza odpowiedź jaka się nasuwa to ta, że owe "skybala" to nic innego tylko grzech. Grzech to jest to, co najgorsze, co nas zabija. To grzech należy w naszym życiu odrzucić, bo to on jest klęską, on jest łajnem. Ale Paweł nie pisze o grzechu.
Paweł pisze o czymś, co przez długie lata uważał za zysk, co samo w sobie jest dobre. Jeśli sięgnięcie wcześniej do tekstu, to zobaczycie że Paweł pisze o tym, że jest Hebrajczykiem z Hebrajczyków. Pisze, że został obrzezany, czyli że został przyjęty do ludu Bożego i przyjął na ciele znak przymierza.
Pisze, że jest faryzeuszem, czyli kimś, kto jest wykształcony w słowie Boga, kto potrafi je wyjaśniać i ma po temu autorytet. Zna też całą tradycję, która otacza to słowo Boże, pozwala je w twórczy sposób komentować. Co więcej, mówi też że zna bardzo dobrze prawo Boga, że przestrzegał go w sposób najbardziej radykalny.
Więc on nie mówi o rzeczach złych. On mówi o rzeczach, które są same w sobie bardzo dobre: przynależność do ludu Bożego, znajomość Pisma, znajomość prawa. Kiedy on mówi, że to są odchody, to my jesteśmy w kropce. O co chodzi?
Chodzi właśnie o radykalizm przemiany. Nie dlatego zostawił te rzeczy, bo są złe. Zostawił je, bo w jego życiu stało się coś tak niesamowitego, co te wszystkie rzeczy przyćmiło. Gdy stał pod Damaszkiem, to doznał ostrego światła i został ślepy.
To wszystko, co jeszcze przed chwilą wydawało ci się światłem, już nim nie jest. To wszystko, co prowadziło cię przez te wszystkie lata. Szaweł pod Damaszkiem był po trzydziestce. To wszystko było dla niego bardzo ważne, to mu oświetlało drogę. Ale raz dostał takim światłem po oczach, że to wszystko stało się ciemnością.
Zostawia to nie dlatego, że to było złe, ale ze względu na to, co go spotkało. Chodzi o doświadczenie absolutne, radykalne. I tym doświadczeniem jest poznanie Jezusa Chrystusa. Jezus Chrystus - liczy się On i tylko On. Zapomina o wszystkim, co było wcześniej.
To spotkanie miało taką siłę, że to wszystko, co liczyło się przedtem, w tej chwili nie ma już żadnego znaczenia. Nie dlatego, by to było złe. Tylko dlatego, że nic nie może stać między nim a Chrystusem. W życiu liczy się tylko to poznanie, ta relacja. Nic nie może stać między nim a Chrystusem.
Można to znaleźć m.in. w tym tekście z listu do Rzymian:
Ani śmierć, ani życie, ni aniołowie, ani Zwierzchności, ani rzeczy teraźniejsze, ani przyszłe, ani Moce, ani co wysokie, ani co głębokie, ani jakiekolwiek inne stworzenie nie zdoła nas odłączyć od miłości Boga, która jest w Chrystusie Jezusie, Panu naszym (Rz 8, 38-39).
Najgorszy kłopot miałem z tym wyrażeniem - "ani co wysokie, ani co głębokie". O co tutaj biega? Dobrze jak człowiek znajdzie jakieś proste wyjaśnienie.
Przypis w Biblii Jerozolimskiej mówi że to jest bardzo proste, tak jak konstrukcja cepa bojowego. Wysokie, głębokie to niebo, piekło. Paweł mówi "ani niebo, ani piekło nie może stać między mną a Bogiem". Ani nagroda, ani kara.
Jest taki tekst u brata Alberta, który zanotował sobie z rekolekcji (wy też możecie): "nie chcę pociechy nieba, pogardzam potępieniem. Chcę cierpieć z Ukochanym. Chrystusem się karmię. On we mnie żyje, nie mogę czynić, nie mogę chcieć - inaczej niż On".
Brat Albert mówi jak św. Augustyn i Benedykt XVI. To jest definicja miłości: chcieć tego samego, co drugi i nie chcieć tego samego, co drugi. Jeśli macie kogoś takiego, to znaczy że go kochacie. Jeśli chcecie tego samego i nie chcecie tego samego, to znaczy że się kochacie.
Ale brat Albert jest trochę bezczelny - "Nie chcę pociechy nieba, pogardzam potępieniem". Ma w nosie piekło. Ktoś ma tu taką odwagę? Nie liczy się ani piekło, ani niebo. Liczy się tylko Jezus Chrystus. Nic nie może stać między tobą a Nim. To wszystko to są odchody.
To jest radykalizm kogoś, kto mówi o sobie w tym liście do Filipian, że został zdobyty. Nie chodzi o to, że Szaweł spotkał Jezusa i się w Nim zakochał. Cała przemiana, która się stała w nim, nie stała się dzięki niemu. Nie jest owocem ani jego przemyśleń, ani jego poszukiwań, nie jest jego odkryciem. Nic z tego.
W liście Paweł wyraźnie o tym mówi - ma poczucie, że został schwytany, że został zdobyty, podbity. On tego nie wymyślił - Jezus wtargnął w jego życie z niesamowitą siłą. Z taką siłą, której nikt się nie spodziewa, z taką siłą która wszystko wywraca, z takim gwałtem. Szaweł zrobił wszystko by wymazać Jezusa, by Go nie było nawet w pamięci, żeby go nie było w historii. Robił wszystko, by go wyeliminować. A okazało się, że On żyje! I nie tylko to, że żyje, ale też że go kocha!
To było takie doświadczenie, któremu Szaweł nie był się w stanie oprzeć. To było takie doświadczenie miłości, wobec którego on był kompletnie bezradny. Chrystus go posiadł bezkompromisowo, wyłącznie. On został zdobyty przez miłość.
To jest szalenie ważne - to nie Szaweł pokochał Jezusa, nie on Go znalazł, ale to On wdarł się w jego życie. Z taką mocą, z taką oczywistością, z taką miłością, że wszystko inne przestało być w tym momencie ważne. Kto za tym nie tęskni? Ktoś by tego nie chciał?
To jest istota tego, co stało się pod Damaszkiem. Benedykt XVI zna się na miłości, to jest fascynujące. Opisał to doświadczenie Szawła, doświadczenie miłości. Ta miłość cię dopada i jest taka, że cię od niej nic nie oddzieli. To jest pewność zbudowana nie na tym, że ja kocham Jezusa, ale to pewność, która jest miarą tego doświadczenia, tego pochwycenia, bycia zdobytym. "Nic mnie nie oddzieli" - tego mi nikt nie zabierze.
Benedykt XVI mówi dokładnie o tym, na czym polegało nawrócenie Szawła. Szaweł przed Damaszkiem nie był człowiekiem niereligijnym. Nie był człowiekiem, który nie zna Prawa Bożego. Znał je, i przestrzegał go w sposób fanatyczny. Nikt z nas tak nie przestrzega przykazań jak Szaweł przestrzegał prawa Bożego.
Jego nawrócenie to jest pascha, to jest rzeczywista pascha. I tak jak pascha jest momentem, w którym przeprowadził go Chrystus. Wyrwał go z prawa, o którym Paweł nie potrafił potem mówić inaczej, że to jest niewola, przekleństwo.
Jezus wyrwał go z prawa, by go zjednoczyć z osobą. Nawrócenie Szawła polega właśnie na nawróceniu z prawa na osobę. Na osobę, która mnie kocha. To jest doświadczenie łaski. Łaska to nie jest jakaś rzecz - "poproszę dwa kilogramy łaski, na śniadanie". Nie, to tak nie działa.
Łaska to doświadczenie miłości. To siła, która się bierze stąd, że obok Ciebie, ale też w Tobie, z Tobą, nad Tobą… wszędzie jest Chrystus. To jest takie doświadczenie, które daje Ci siłę. I jak patrzymy na Szawła, to jest ono nie do pojęcia.
Skąd w nim taki rozmach? Czytałem ostatnio, że sam w sobie Paweł nie był takim "gierojem". To widać w drugim liście do Koryntian. Dopóki pisał listy, to wszystko jest w porządku, ale przyjdzie do nas, to już nie jest tak dobrze - Paweł to był taki "bidny bidok".
Słabość Pawła upokarzała. To była taka słabość, że Paweł aż trzy razy modlił się, by Bóg mu ją zabrał. A On mu jej nie zabrał. To upokorzenie było publiczne. Skąd taki dynamizm człowieka słabego? Nic innego go nie pchało, tylko to jedno. Został zdobyty. Chciał pędzić, bo został zdobyty. I to jest doświadczenie łaski, doświadczenie miłości.
José Prado Flores powtarza za Benedyktem XVI: te dwa systemy, prawo i łaska, są antagonistyczne. Nie możesz żyć jednym i drugim jednocześnie. Jak żyjesz łaską, to prawo to są odchody.
Chociaż Benedykt XVI mówi też, że jak jeszcze nie spotkałeś Jezusa, to nie schodź z Synaju, ale trzymaj się prawa. Ale jak spotkałeś Jezusa, tak jak Szaweł go spotkał pod Damaszkiem, to już nic nie będzie stało między Nim a tobą. Czego Wam i sobie bardzo życzę. Amen.
Czwarta część rekolekcji dla uczestników tegorocznego Przystanku Jezus:
Redakcja DEON.pl poleca:
WIARA Z LEWEJ PRAWEJ I BOŻEJ STRONY
bp Grzegorz Ryś
Wspólnota w Kościele jest nam zadana, my jej nie tworzymy, my musimy do niej dorastać.
Skoro wiara jest osobistym spotkaniem z Bogiem, to po co nam Kościół? Ten Kościół, który jest pełen takich samych grzeszników jak ja sam? Nieważne, czy jesteś w samym środku Kościoła, czy też nie znajdujesz dla siebie miejsca nawet na jego obrzeżach.
Dzięki tej książce spotkasz Jezusa i dotkniesz Kościoła.W tekstach biskupa Grzegorza Rysia rozpoznasz Kościół, który Cię boli, ale też Boga, który na każdy nasz ból ma lekarstwo. To nie jest hurraoptymizm, to obietnica: zrozum Chrystusa, by zrozumieć Jego Kościół. A wtedy znajdziesz w tej konkretnej wspólnocie miejsce dla siebie.
Skomentuj artykuł