O prostej tajemnicy życia w pełni i w radości, ale też o momentach buntu i lęku o przyszłość - pisze o. Tomasz Maniura OMI.
Podczas tegorocznej wyprawy do Irlandii wyjechaliśmy w grupie 37 osób. Lubiłem wtedy myśleć, że to Bóg nami kieruje. Że to Bóg kieruje moim rowerem.
O co w tym chodzi? Co ma rower wspólnego z Bogiem? Bóg prowadzi człowieka przez swoje Słowo, a nie na rowerze. Trzeba iść do kościoła, a nie wsiadać na rower, żeby dać się Bogu prowadzić.
A jednak Bóg ma swoje drogi, którymi chce docierać do człowieka. Mi to właśnie rower pokazał, że liczy się ten moment. Że w każdym miejscu i w każdej chwili jest we mnie niewyczerpane źródło miłości i życia. Zawsze mam siłę w sobie i zawsze mogę kochać.
Jak to jest, że ze zwykłego codziennego życia można tyle wydobyć? W każdej chwili zawarte jest wszystko, cała pełnia. To teraz mam całą pełnię do dyspozycji. Bóg niczego w tym momencie mi nie odmawia. Z jednej strony to proste - żyć - a z drugiej to wielka umiejętność.
Drugorzędne jest to, czy jeżdżę na rowerze czy na hulajnodze, czy mam teraz czas pracy czy odpoczynku, czy jestem w domu czy gdzieś na zakupach, albo z tymi czy innymi ludźmi. Teraz jest Bóg.
Umieć wszystko przyjąć jako dar Boga, to jest pełnia życia i tylko wtedy prawdziwa radość jest możliwa. Nie jakaś płytka wesołkowatość, ale prawdziwa radość. Św. Paweł nas wzywa, "byśmy zawsze się radowali" (1 Tes 5, 16).
To jest możliwe, nawet mimo trudnych doświadczeń, jeśli tylko będziemy potrafili przyjmować. "(…) Panie, daj mi prosty umysł, bym umiał gromadzić skarby ze wszystkiego co dobre, (…), daj mi takiego ducha, który by nie znał znużenia, szemrania, wzdychania, skargi, (…), bym mógł sprawiać radość innym". To fragmenty modlitwy św. Tomasza Morusa o dobry humor. Jest to prosta tajemnica radości, którą naprawdę można mieć na co dzień. Bo Bóg jest.
Walka cały czas się toczy. Jechać czy nie jechać? Cały czas jest możliwość zatrzymania się, zbuntowania, nie przyjęcia tego momentu, rzeczywistości, drugiego człowieka, siebie.
Gdy podczas długiej wyprawy z wieloma ludźmi jesteśmy non stop w tym wszystkim, co nieprzewidywalne to właśnie tego się uczymy. Przyjmowania. Przyjmowania siebie, drugiego i świata.
Zimne poranki, deszcz, wiatr, monotonia jazdy, wysiłek, często szybkie, nie do końca przygotowane jedzenie. Brak komfortu higienicznego. Różnice między uczestnikami. Być ponad tym wszystkim. To wielka umiejętność.
Jak się człowiek skupia na rzeczach wyższych, albo jeszcze lepiej, jak żyje dla rzeczy wyższych, to naprawdę niedogodności i ograniczenia nie tylko, że nie są problemem, ale są największą szansą i przestrzenią do tego, by zacząć kochać. Wyprawa to mocna lekcja i sprawdzian mojej miłości, na ile rzeczywiście potrafię.
Radość życia nie wynika z posiadania, ale z umiejętności przyjmowania i oddawania. Żeby mieć w sobie wolność, nie zatrzymywać. Bardzo często podczas naszych wyprawy niespodziewanie znajdujemy się w miejscach, gdzie jest nam bardzo dobrze.
Wtedy cała sztuka polega na tym, żeby umieć to przyjąć, Bogu podziękować, ale nie zatrzymywać niczego, nie zatrzymać się, nie stanąć w miejscu. Jeśli byśmy tak się czymś zachwycili i chcieli to zachować, to i my byśmy się zatrzymali, a Bóg ciągle chce nam dawać więcej.
Radość życia pojawi się wtedy, gdy będziesz otwarty. Zachęcam Cię byś żył. Byś miał świadomość tego, że każdy poranek to dar. Byś żył ze świadomością, że Twoje życie nie ma końca. Pięknie jest żyć. Pięknie jest mieć świadomość swojego istnienia. Ciesz się z tego kim jesteś, utwierdzaj się w tym, że Bóg w niczym co Ci dał się nie pomylił.
W tej chwili żyj pełnią, przyjmuj wszystko, nie buntuj się, ale nie idź za wszystkim. Jeśli doświadczasz zła, przyjmij je, ale Ty dawaj dobro. Źródło życia zawsze jest w Tobie. W Tobie jest Bóg. W Tobie jest niewyczerpane źródło miłości, niewyczerpane źródło życia.
Daj się Bogu prowadzić. Wiem, że na tym etapie życia Bóg chce bym między innymi jeździł z młodymi na rowerze. Tegoroczną wyprawę do Wielkiej Brytanii wspominam ciągle żywo. Dzięki niej, coraz bardziej wiem, że niewiele wiem. Kiedyś szybciej odpowiadałem na pytania: po co wyprawy, jaki mają sens?
Podobnie z pytaniami dotyczącymi innych dziedzin życia. Dziś tak łatwo nie dam odpowiedzi. Nie potrafię myśleć tak jak Bóg, nie wiem dlaczego coś się dzieje. Ta wyprawa miała być zupełnie inna. Byłem pewny, że warunki życia podczas wyprawy z tyloma uczestnikami po Europie Zachodniej będą wyjątkowo trudne.
Byłem pewny, że będziemy mieli duże problemy ze znalezieniem miejsca do spania, nawet na dziko, żeby nas nikt nie przeganiał i że nikt nas niczym do jedzenia nie poczęstuje, bo jak nakarmić prawie czterdziestu osobową grupę, która nie jest zapowiedziana? Z dnia na dzień coraz bardziej odkrywałem jak ciasne i małe jest to moje myślenie.
Jeszcze przed wyprawą z wiarą zgadzałem się na tylu uczestników, ale muszę przyznać, że momentami atakowała mnie rezygnacja prowadząca do biernego stwierdzenia: niech się dzieje co chce. I rzeczywiście dużo było we mnie takiego wycofania.
Już podczas wyprawy szybko odkryłem, że nawet jeśli ja nie daję niczego, mało się angażuję, to Bóg i tak daje wszystko, o wszystko się troszczy. Bóg jest bardzo hojny. Samo życie jest niesamowitym darem, a przecież zupełnie nie zasłużonym. Nie musiałem o nie prosić, żeby je otrzymać.
O co właściwie muszę prosić? Przecież Bóg wie czego potrzebuję. Bardzo odkrywałem to na tej wyprawie. Nawet jeśli ja nie dawałem niczego, Bóg i tak dawał wszystko. I tak jest w życiu. To bardzo ważne odkrycie.
Okazuje się, że im więcej uczestników, tym więcej życia, a im więcej życia, tym lepiej. Można było zamknąć się i ograniczyć liczbę uczestników na przykład do dwudziestu pięciu osób. Dobrze, że tego nie zrobiłem. Dziś wiem, że byłoby to poważnym ograniczeniem.
Ludzie dziś często boją się przyjąć życie, nowe życie, które się rodzi. Widzą zagrożenie w życiu, które przychodzi. Oj mało widzimy, mało rozumiemy. Życie: jaki to dar? To sam Bóg przychodzi.
Tak naprawdę najtrudniejsza jest decyzja, decyzja na życie, decyzja na miłość do człowieka. Ta mała decyzja o przyjęciu na tegoroczną wyprawę tak wielu uczestników tylko trochę pokazała mi, że warto stawiać na ludzkie życie. A potem jak się kocha, to jest pięknie. Często trudno, bo miłość jest wymagająca, ale jest to sensowne życie.
Radość życia bierze się nie z lekkości życia, z braku trosk czy problemów, ale ze świadomości faktu samego życia oraz umiejętności życia. Bardzo często nie żyjemy. Przygniatamy nasze życie brakiem wolności od tego co nie jest życiem, czyli brakiem wolności od tego, co nie jest miłością.
To co nie jest miłością, ciąży nam i sprawia, że mniej w nas życia. Każda myśl, każde słowo, spojrzenie, czyn, każda relacja z człowiekiem, która nie jest miłością, która jest chęcią posiadania czegoś lub kogoś, zabiera życie. Radość życia bierze się z prostego przyjmowania i oddawania, bez zatrzymywania, bez gromadzenia.
Prostota życia to cieszyć się tym momentem. Ufać, że Ten, który dał życie, zatroszczy się o kolejny moment i o wszystko co potrzeba, żeby żyć, żeby kochać. Tu niesamowitą lekcje podczas tej wyprawy dała mi młoda kobieta z Yorku, która zaprosiła nas do swojego domu.
Miała w sobie ogromną wolność, wielki szacunek dla nas, pełne zaufanie. Nie zadawała zbędnych pytań. Nie potrzebowała dopytywać skąd jesteśmy, kim jesteśmy, co robimy, gdzie jedziemy? Wystarczyło jej widzieć nas w deszczowy i zimny dzień, by podzielić się z nami częścią swojego życia. Delikatny uśmiech na twarzy objawiał wewnętrzną wolność i radość dawania. W momencie w jej domu czuliśmy się jak w swoim.
Dla mnie każdy kolejny rowerowy wyjazd z młodymi nie uczy żadnej jazdy na rowerze, ale po prostu jest jazdą, jest życiem, i uczy życia, którego wokół jest nieskończenie dużo. Wśród tylu uczestników poznaję siebie w relacji do każdego z nich.
W tej ekipie różnych ludzi z całej Polski, z którymi się wcześniej nie znam, przeżywam bardzo dużą zależność od nich w warunkach nieprzewidywalnych. Cała gama emocji, radości i smutku, zmęczenia i wypoczynku, to jest największa wartość każdej wyprawy.
Radość życia jest nam zadana. Wszystko jest darem, przede wszystkim samo życie. Żyć z radością na co dzień, gdy deszcz, gdy zimno, gdy brakuje zdrowia, zrozumienia, wygód, to już jest poważne zadanie.
Cieszyć się z samego faktu, że jestem. Cieszyć się, że w tym wszystkim co trudne mogę kochać. Przecież w tym naszym świecie wokół nas są ludzie. Zawsze mogę kochać. I na tym szczęście polega: żeby kochać. Nic więcej.
Wiem, że to co najbardziej wartościowe, to nie kosztuje żadnych pieniędzy, to jest za darmo, to z naszych serc, to dawanie siebie, takie zwyczajne, powszednie.
I jeszcze jedno, ostatnie i najważniejsze. Ten mały kawałek chleba, który łączy i zawiera wszystko. Gdy razem jesteśmy 24h na dobę, zmęczeni, ubrudzeni, zziębnięci, to wtedy ta hostia zawiera w sobie nasze twarze.
Gdy w tej nieprzewidywalnej codzienności wychodzą różnice między nami, to wtedy ta hostia realnie łączy. Bogata jest ta rzeczywistość Kościoła, który z różnych ludzi tworzy jedno ciało. Bóg, który jest Życiem, potrafi z każdego z nas to życie wydobywać.
Historia każdego z nas, nasze niepokoje, nasze różnice, to wszystko On prawdziwie łączy. Bogu i ludziom dzięki za wyprawy i dzięki za to, że każdy z nas inaczej odkrywa całą pełnię życia.
o. Tomasz Maniura OMI - Duszpasterz Młodzieży Polskiej Prowincji Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej. Założyciel duszpasterstwa Niniwa.
Skomentuj artykuł