"Zbyt późno zaczęliśmy budować model parafii, w którym dzieli się odpowiedzialności na tyle, że pomiędzy szeregowym wiernym, który wychowuje dzieci, pracuje i nie ma zbyt wiele czasu, a duchownymi są dobrze uformowani świeccy, którzy funkcjonują jako liderzy grup i wspólnot w parafii" - mówi ks. Grzegorz Strzelczyk.
Michał Lewandowski: Czy Polacy są antyklerykalni?
Ks. Grzegorz Strzelczyk: Trochę widziałem, jak to wygląda w innych krajach. Wszędzie ludzie są antyklerykalni.
Jakoś wyróżniamy się na tle reszty świata?
To pytanie do socjologa. Mogę mówić na czuja.
Mnie te czuje księdza interesują.
Myślę, że wciąż nasz Kościół jest bardzo masowy. W związku z tym mamy w nim bardzo słabe więzi. Taki film jak "Kler" jest popularny tylko dlatego, że mnóstwo ludzi nie ma serdecznego kontaktu z księdzem. A jak ma, to na poziomie formalnego spotkania z instytucją, gdzie ksiądz nie jest osobą, ale funkcjonariuszem struktury. To jest bardzo wielka pożywka dla antyklerykalnych zachowań.
Przez księży?
Przez fakt, że ksiądz jest traktowany (a czasem się traktuje) jako urzędnik. Nie ma spotkania, nie ma więzi. Łatwo wtedy sprawić, że jakieś zachowania, które są statystyczną wąską mniejszością, będą projektowane "gatunkowo" na cały kler.
Jak w Urzędzie Skarbowym. Jedno niemiłe spotkanie i wszyscy urzędnicy to kanalie.
Dokładnie tak. Nazwałbym to paradygmatem "pani z ZUS-u" albo "pani z dziekanatu". To paskudny mechanizm.
Dlaczego księża, którzy powinni być otwarci na ludzi, zamykają się wewnątrz struktury?
To jest bardzo złożone. Trudno o tym mówić, bo stoją za tym tysiące ludzkich historii. To są być może ludzie, którzy "na hura" poszli do seminarium i wybrali drogę, która teraz niekoniecznie jest ich, która ich przerasta. Jest mi bardziej komfortowo mówić o zjawisku, a nie oceniać, co konkretnego dzieje się w sumieniach ludzi. Czy jest z księżmi i Kościołem aż tak źle, jak by się wydawało? Myślę, że nie. Mamy w parafiach ludzi, którzy mają więź z Chrystusem i duszpasterzami i im się nic nie dzieje. Boleją, gdy zdarzy się grzech brata. Ale wiedzą też, że taki "Kler" to obraz przerysowany. A mają tak dlatego, że znają swojego proboszcza, wiedzą, że w parafii nic patologicznego się nie dzieje. Tam, gdzie ludzie podchodzą i są przyjmowani, jest zdrowiej.
Czyli co, to jest wina ludzi, którzy nie chcą być bliżej księży?
Nie, to jest raczej efekt masowości. Zbyt późno zaczęliśmy budować model parafii, w którym dzieli się odpowiedzialności na tyle, że pomiędzy szeregowym wiernym, który wychowuje dzieci, pracuje i nie ma zbyt wiele czasu, a duchownymi są dobrze uformowani świeccy, którzy funkcjonują jako liderzy grup i wspólnot w parafii. Oni tworzą siatkę, w której ludzie się angażują, są blisko. Nie muszą mieć bardzo częstego kontaktu z księdzem, żeby wiedzieć, że są w żywym ciele Kościoła - bo mają w nim rzeczywiste więzi.
Skomentuj artykuł