Jezus sędzia będzie wymierzał sprawiedliwość. Tylko czy dobrze rozumiemy, czym jest to "wymierzanie sprawiedliwości"?
Jezus powróci - to nie ulega wątpliwości! Przyjdzie, by objąć we władanie królestwo, którego prawa zaczęły obowiązywać wraz z Jego śmiercią i zmartwychwstaniem. Teraz jeszcze toczymy bitwy, chociaż wojna została już wygrana przez Syna Bożego. Bez Jego wygranej nasze potyczki byłyby kompletnie bez sensu. Wiemy jednak, że walczymy po stronie zwycięzcy!
Powrót w chwale Syna Bożego będzie ostatecznym kresem wszelkich walk. Uroczystym objęciem władzy przez Jezusa, mimo że i tak cały łup wojenny należy do Niego. Będzie to także czas, w którym Bóg ostatecznie rozliczy się z każdym złem. Także tym, które jest w nas.
Uwielbiam kościółek "Pan zapłakał" na zboczach Góry Oliwnej w Jerozolimie. Kiedy jestem w Świętym Mieście, lubię posiedzieć trochę w ogrodzie, który je otacza. Przede mną panorama Jerozolimy i zbocza góry wypełnione grobami. Ciasno, jeden przy drugim, białe, kamienne, stare i nowe. Jednym słowem wielkie cmentarzysko. Dolina Jozafata bez wątpienia robi wrażenie. Lubię to miejsce nie tylko dlatego, że jest związane z bardzo szczególnymi wydarzeniami w ziemskim życiu Jezusa, ale też dlatego, że wiąże się także z tym, co ma nadejść.
Dolina Jozafata, dolina sądu. Żydzi wierzą, że to właśnie na Górę Oliwną przyjdzie Mesjasz, by sądzić wszystkich - żywych i umarłych, którzy powstaną z grobów ożywieni mocą Pomazańca. To ciekawe, właśnie tutaj nasze oczekiwania się spotykają. My, chrześcijanie, także wierzymy, że nadejdzie Mesjasz, a razem z Nim sąd. To On będzie go sprawował. To miejsce na zboczach Góry Oliwnej jest więc szczególne. Tu chrześcijaństwo spotyka się z judaizmem i wspólnie oczekują. Kiedyś, wspinając się na ową górę, szłam za Żydem, który wykrzykiwał jedno słowo: "Przyjdź!". Potem szeptał jakąś modlitwę i znów jak refren powtarzał wezwanie do przyjścia. W tym okrzyku była wielka determinacja, tęsknota i nadzieja, że oto spotkają się już za chwilę tam, na górze, bo Mesjasz właśnie dziś nadejdzie! Nie miałam odwagi naśladować tego chasyda podążającego stromą drogą w górę. Nie wołałam do Mesjasza, by przyszedł, a jednak bardzo tego chciałam. Wołało moje serce, lecz nie umiałam sobie wyobrazić, że stanie się to teraz, że oto nadejdzie. Może tęsknota we mnie była za mała.
Zdarzyło mi się uczyć religii w pewnym gimnazjum. Rozmawialiśmy na lekcji o powtórnym przyjściu Pana. Jeden z uczniów w bardzo ekspresyjny sposób prowadził ze mną dyskusję: "Chyba panią pogięło! Czekać na to, aż się zostanie wezwanym na sąd? Trzeba być nienormalnym!". No tak, dobrze skojarzył nadejście Syna Bożego z sądem, ale czy aby na pewno będzie to taki sąd, jaki znamy?
Tak, zgadza się: Jezus sędzia będzie wymierzał sprawiedliwość. Tylko czy dobrze rozumiemy, czym jest to "wymierzanie sprawiedliwości"? My, wychowani na prawie rzymskim, uznamy, że sprawiedliwość to oddawanie komuś tego, co mu się należy. Jezus nie jest Rzymianinem ani nawet Polakiem, On jest Żydem, a w tym kręgu kulturowym na to zagadnienie patrzy się nieco inaczej. Sprawiedliwy jest ten, kto umie usprawiedliwiać, ten, który swoją sprawiedliwością obdziela innych, który wylewa swoje dobre czyny na innych i czyni to w takiej obfitości, by przykryć ich nieprawość.
W niesłychanie piękny sposób o Bożej sprawiedliwości pisze ojciec Raniero Cantalamessa, kapucyn, kaznodzieja Domu Papieskiego: "Bóg objawia się jako sprawiedliwy, okazując miłosierdzie. To jest to wielkie objawienie, oto «zemsta» Boga nad ludźmi, którzy zgrzeszyli. Apostoł mówi, że Bóg jest sprawiedliwy i usprawiedliwia, to znaczy jest sprawiedliwy wobec samego siebie, kiedy usprawiedliwia człowieka" .
O tak, Jezus jest sędzią sprawiedliwym! On, podobnie jak Jego Ojciec i Duch Święty, nie zostawia swojej doskonałości dla siebie, ale chce nią obdarzać innych. Tam, gdzie widzi jej brak, chce wylać ją w obfitości, tak by nie tylko zapełnić jej ubytki, ale także by rozlewała się dookoła. Wszyscy zostaniemy postawieni przed sądem przy końcu czasu. Nie będzie żadnych wyjątków. Wyrok, który zostanie wydany, zależy od dwóch czynników. Po pierwsze, od sprawiedliwości sędziego -Syna Bożego. Po drugie, od tego, czy zechcemy przyjąć do swojego życia zasługi Jezusa.
Pierwszego możemy być pewni. Bóg jest sprawiedliwością rozlewającą się na innych. Ma jej w obfitości i pragnie się nią dzielić. Z drugim może być większy problem. Całe nasze życie składa się z wyborów pomiędzy przyjęciem dzieła Chrystusa lub odrzuceniem tego, co dla nas zrobił. Te wybory będą mieć jakiś wpływ na wybór ostateczny. Na to, czy zechcę, by w dniu sądu stanął przy mnie Paraklet, który zamknie usta oskarżycielowi i uzdolni mnie do przyjęcia sprawiedliwości wypływającej z Boga.
Już teraz mogę ćwiczyć te wybory. Pomyśleć na przykład o mojej największej słabości, moim grzechu, i podczas osobistej modlitwy zanurzać go we krwi sprawiedliwego Baranka, prosząc, by czynił mnie coraz bardziej podobnym do siebie. Jeśli na co dzień będziemy prowadzić taką "politykę sprawiedliwości Bożej", sąd na końcu czasów nie przestraszy nas, a wspomnienie Sędziego, "który przyjdzie sądzić żywych i umarłych", wywoła w nas westchnienie tęsknoty.
Skomentuj artykuł