Wiele osób zastanawia się jaka jest skuteczność modlitwy błagalnej. Czy zawsze otrzymujemy to, o co apelujemy? I czy są intencje, które jednak nie mogą być spełnione? Dowiedz się, jak się modlić, by dostać to, o co prosisz.
Kiedy Jezus wielokrotnie usuwał się na miejsce pustynne, aby łączyć się z Tym, którego nazywał Abba, prosił o różne rzeczy i wstawiał się za innymi. Bardzo trudno byłoby znaleźć jakieś autorytatywne nauczanie na temat modlitwy, które zalecałoby praktykę kontemplacji z pominięciem innych form modlitwy.
Huck Finn, bohater powieści Marka Twaina, nie spędza wiele czasu na modlitwie w jakiejkolwiek formie, a mimo to w Przygodach Hucka zmaga się z problemem skuteczności modlitwy błagalnej. Jego chłopięce rozmyślania przypominają o ważnym aspekcie modlitwy prośby.
Jezus mówi: "A o cokolwiek prosić będziecie w imię moje, to uczynię" (J 14,13). Huck ma problem z tym fragmentem Pisma Świętego, ponieważ pamięta przypadki, kiedy ludzie nie otrzymali tego, o co prosili: "Powiedziałem sobie, że jeśli człowiek może otrzymać wszystko, o co poprosi w modlitwie, to dlaczego pastor Winn nie dostał z powrotem pieniędzy, które stracił na świniach? Dlaczego wdowa nie może odzyskać srebrnej tabakierki, którą jej ukradli? Dlaczego panna Watson nie może trochę utyć? Nie, mówię sobie, to zwykłe nabieranie".
Huck otrzymuje wyjaśnienie tego problemu od wdowy. Musi modlić się o "dary duchowe": "że niby muszę pomagać innym ludziom i być dla nich pożytecznym, i ciągle uważać, czy im czego nie trzeba, a o sobie wcale nie myśleć. O ile dobrze zrozumiałem, miało to się tyczyć także panny Watson. Więc poszedłem znów do lasu i myślałem o tym bardzo długo, ale nie widziałem, jaka by z tego mogła wyniknąć korzyść, chyba że dla tych innych ludzi, więc w końcu postanowiłem dać pokój i nie zawracać sobie tym więcej głowy".
Kiedy później Huck uświadamia sobie, że on również może być beneficjentem modlitwy błagalnej, zmienia poglądy. "A potem nagle coś mi przyszło do głowy. Powiadam sobie: pewnie wdowa albo proboszcz, albo ktoś jeszcze inny modlili się, żeby mnie ten chleb odnalazł. No i proszę - popłynął z prądem i zrobił, o co go prosili! Więc rzecz murowana, że coś jest w tym. Raczej, że coś w tym jest, kiedy modli się osoba taka jak proboszcz czy wdowa - mnie się to wcale nie udaje. Pewnie może się udać tylko niektórym ludziom".
Wszystkie postacie Marka Twaina mają wady - wdowa oraz panna Watson absolutnie nie są tu wyjątkiem - należą jednak do społeczności, w której modlitwa coś znaczy. I kiedy Huckowi przychodzi do głowy, że on również jest częścią ich modlitwy, zostaje wciągnięty, choćby na chwilę, w orbitę tej wspólnoty. Wdowa wcale nie była szalona, mówiąc, że jeśli już modlimy się o coś do Boga, mają to być rzeczy duchowe.
Nie należąc do Kościoła typu anglikańskiego czy katolickiego, nie wiedziała, że takie przyziemne prośby, a nawet pewne cnoty zostały poruczone świętemu Antoniemu, św. Józefowi i całym zastępom innych świętych. Nie obchodzi to jednak Hucka, który tylko chce być beneficjentem modlitwy.
Lecz gdy prosimy o coś Boga przez długi czas, zaczyna dziać się coś innego; zostajemy wciągnięci w głębinę Boga i zjednoczeni z Jego wolą. Syryjski mnich z IV wieku Dionizy Areopagita wyjaśnia, jak to działa.
Mówi: "gdybyśmy wsiadłszy na okręt, trzymali w rękach liny zaczepione o skałę, przydane nam do pomocy, to nie przyciągnęlibyśmy wcale skały do siebie, lecz my sami i nasz okręt przybliżylibyśmy się do niej". Dionizy posługuje się przydatną metaforą.
Wydaje się nam, że wiemy, czego nam potrzeba, i próbujemy nagiąć Boga do naszej woli, ale im bardziej ciągniemy, tym bardziej zbliżamy się do woli Bożej. Dionizy mówi dalej: "należy zaczynać [wszystko] od modlitwy, nie po to, aby przyciągnąć do nas tę moc, która jest we wszystkim i nigdzie jej nie ma, lecz żeby rozmyślaniami o rzeczach boskich i pobożnymi prośbami oddać się w jej ręce i zjednoczyć się z nią".
Modlimy się do Boga w tej czy innej intencji. Często są to rzeczy ważne, ale stopniowo przez nasze liczne prośby, a nawet wbrew nim, jednoczymy się z Bogiem. Dla niektórych osób podobny problem stanowi modlitwa wstawiennicza. Czy modlitwy wstawiennicze i błagalne nie są rozproszeniami, które odrywają nas od praktyki kontemplacji? W teorii nie rywalizują z praktyką kontemplacyjną, ale tak jak słowo modlitwy mogą posłużyć do zwrócenia naszej intencji oraz uwagi ku Bogu.
Jednak w praktyce większość ludzi radzi sobie z prośbami o modlitwę w intencji innych (modlitwą wstawienniczą) w jeden z poniższych sposobów lub ich połączenie. Niektórzy rezerwują część czasu przeznaczonego na modlitwę wyłącznie dla tych, którzy o tę modlitwę prosili, a potem przechodzą do modlitwy w ciszy. Innym wystarczy przywołać w myślach czyjąś potrzebę czy prośbę i zabrać ją ze sobą w ciszę, bez nerwowego nakręcania się: "a teraz chciałbym się pomodlić za tego a tego".
Nieodłączną częścią ciszy wewnętrznej jest wymiar wstawienniczy, gdyż cisza wewnętrzna i pełna współczucia solidarność współgrają ze sobą, tak jak szprychy prowadzące do piasty koła.
Dionizy podobnie postrzega ten związek pomiędzy ciszą wewnętrzną a solidarnością międzyludzką, gdy próbuje wyjaśnić, jak każda część ma udział w tej samej całości. Mówi: "taki sam jest stosunek punktu znajdującego się w środku koła i linii poprowadzonych z obwodu do wnętrza koła i przechodzących przez jego środek".
Tylko na obwodzie koła życia codziennego wydajemy się od siebie oddzieleni, ale jeśli pójdziemy wzdłuż każdej szprychy od obręczy koła do jego piasty, wszystkie szprychy koła będą w środku jednością. Każdy z nas dzieli ten sam Środek. Kiedy jesteśmy najbliżej Stwórcy, jesteśmy najbliżej całego stworzenia.
* * *
Fragment pochodzi z książki Martina Lairda OSA "Głębia serca".
Skomentuj artykuł