"Bądź pozdrowiona, łaski pełna, Pan z Tobą". (Łk 1, 28)
Czasami może nam przyjść do głowy wątpliwość, po co nam te wszystkie katolickie dogmaty, zbyt naukowo wyrażające to, w co usiłujemy wierzyć. I jakiż jest ich związek z codziennym życiem?
Dogmat nie jest religijną łamigłówką wymyśloną przez teologów, którzy nie wiedzieli, co począć z czasem, i zasiedli do zielonego stolika. To dynamiczna prawda, która ściśle wiąże się z życiem i losem każdego chrześcijanina. By lepiej zrozumieć i odkryć ów żywotny związek, spróbujmy przyjrzeć się bliżej Niepokalanemu Poczęciu Maryi, które dzisiaj świętujemy.
Myślę, że ogłoszenie tego dogmatu przez papieża Piusa IX w 1854 roku to kamień milowy w rozumieniu Pisma św., a także chrześcijańskiego powołania. Co więcej, wydaje się, że jeszcze nie wyciągnęliśmy wszystkich wniosków z tej teologicznej rewolucji. Nowatorstwo tego dogmatu polega na tym, że po kilkunastu wiekach przekroczono zbyt jednostronną wizję grzechu i łaski, reprezentowaną przez św. Augustyna, która rzuciła cień na późniejszą teologię Kościoła. Biskup Hippony odrzucał bowiem możliwość zrodzenia człowieka w małżeństwie, który nie miałby na sobie piętna grzechu pierworodnego. Jego zdaniem, Maryja nie była tutaj wyjątkiem, chociaż Doktor Kościoła uznawał, że została oczyszczona z grzechu Adama przez Jezusa i zachowała bezgrzeszność przez całe życie.
W sporze z Pelagiuszem, który podkreślał wrodzoną dobroć człowieka i ukazywał Chrystusa jedynie jako wzór postępowania, św. Augustyn przeakcentował wpływ grzechu na człowieka. W tej optyce, w momencie poczęcia człowiek jest bardziej określony przez grzech niż przez łaskę Boga. Dlatego dzieci pochowane bez chrztu szły, zdaniem św. Augustyna, do "lżejszego" piekła, nazywanego limbusem, ale jednak piekła.
Ponadto biskup Hippony tak wyidealizował pierwotną doskonałość Adama i Ewy, jakby przed upadkiem w raju niczego im już nie brakowało. W skarbcu Kościoła mamy również inne teorie na ten temat. Na przykład św. Ireneusz z Lyonu, ojciec apostolski z II wieku, w swojej rozprawie przeciw arianom pisze, że stworzenie pierwszych rodziców było równocześnie pierwszym etapem na drodze do udoskonalenia ludzkości. Biskup Lyonu zaznacza, że Adam i Ewa na początku byli stworzeniami, które, zgodnie z planem Stwórcy, miały stopniowo zbliżać się do Bożego podobieństwa. W pewnym momencie Syn Boży i tak przyszedłby na świat, by pociągnąć i wznieść ludzkość na wyższy poziom rozwoju, nawet gdyby Adam i Ewa nie zgrzeszyli. Ponieważ pierwsi rodzice w gruncie rzeczy byli jeszcze "dziećmi", ich upadek nie polegał, zdaniem św. Ireneusza, na w pełni uświadomionej rebelii (jak chciał tego św. Augustyn), lecz na infantylnym pragnieniu zbyt szybkiego osiągnięcia dojrzałości. Dlatego oboje poczuli się skuszeni perspektywą szybkiego upodobnienia się do Boga, jakby wszystko zależało od zjedzenia owocu z drzewa. Wprawdzie ludzie upadli, jednak plan Boga nie został przekreślony przez ich grzech, lecz zakłócony, a następnie "zmodyfikowany" przez Boże miłosierdzie.
Św. Tomasz z Akwinu bardziej zbliża się ku uznaniu Niepokalanego Poczęcia Maryi niż św. Augustyn, chociaż wciąż żywi pewne zastrzeżenia. W Summie Teologicznej pisze, że Maryja została oczyszczona z grzechu przed swoim narodzeniem, aczkolwiek nie mogło to nastąpić w chwili poczęcia. Maryja, w przeciwieństwie do Jezusa, musiała zostać uświęcona, gdyż tylko Jezus był święty od początku. Ponadto Doktor Anielski zauważa, że chociaż Bóg zasadniczo działa przez sakramenty, to jednak "równocześnie nie ogranicza swojej mocy do sakramentów, lecz dzięki specjalnemu przywilejowi może zlać swoją łaskę na niektórych, zanim zostali zrodzeni z łona matki". O tym św. Augustyn nie wspomina.
Jeżeli Maryja jest "ikoną Kościoła", Jej Niepokalane Poczęcie ukazuje prawdę dotyczącą każdego chrześcijanina. Dogmat wyraźnie stwierdza, że Chrystus nie oczyścił Maryi od grzechu, lecz Ją od niego zachował, jeszcze zanim doszło do Jego śmierci i Zmartwychwstania. Maryja została uświęcona przez Boga w doskonalszy sposób niż my. Nie potrzebowała wprawdzie negatywnego oczyszczenia, czyli odpuszczenia grzechów, lecz została obdarowana "nowym życiem w Chrystusie", co również stałoby się udziałem Adama i Ewy, gdyby nie odstąpili od Boga. Łaska nie jest nam więc potrzebna jedynie do "zmazania" grzechu, lecz przede wszystkim po to, aby nas doprowadzić do wyższego stopnia istnienia.
Niepokalane Poczęcie Maryi jest głębszą interpretacją słów z pierwszego rozdziału Listu św. Pawła do Efezjan, który dzisiaj również czytamy: "W Nim bowiem wybrał nas przed założeniem świata, abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem. Z miłości przeznaczył nas dla siebie jako przybranych synów poprzez Jezusa Chrystusa" (Ef 1, 4-5). Ten dogmat mówi nam pośrednio o tym (bo jest sformułowany negatywnie), że łaska i wybranie Boże o wiele głębiej określają człowieka niż grzech.
Kiedy przychodzimy na ten świat, nadal wypełniamy odwieczny zamysł Boga, zarysowany przez św. Pawła, chociaż musimy być oczyszczeni i wzmocnieni "jak złoto i srebro, a wtedy będą składać Panu ofiary sprawiedliwe" (Ml 3, 3). Znamienne, że prorok Malachiasz porównuje nas do szlachetnych metali, a nie do słomy lub pyłu. Jesteśmy ogarnięci Bożą łaską już w chwili naszego zaistnienia, podobnie jak całe stworzenie, dzieło dobroci Boga. Zresztą, kiedy spoglądamy na nowo narodzone niemowlę, czy widzimy w nim grzech i zepsucie? Czy widok dziecięcia nie budzi raczej naszej radości, pokoju, nadziei i chęci do życia? To są przecież oznaki łaski i światła, a nie zła i ciemności.
Oczywiście, nie należy tego pierwszeństwa łaski w naszym życiu rozumieć tak, że wszyscy jesteśmy "niepokalani", a grzech można zbanalizować. Tutaj chodzi raczej o zasadnicze przesunięcie akcentów. Po pierwsze, najpierw należy zauważać obdarowanie, a nie grzech i to, czego nam brakuje. Ten akt nazywa się wdzięcznością, która jest spokrewniona z pokorą. Koncentrację na grzechu i brakach św. Ignacy nazywa fałszywą pokorą, czyli zawoalowaną niewdzięcznością. Polega ona na powstrzymywaniu się, pod pozorem uniknięcia próżności, od zauważania, przypominania sobie i mówienia "o jakichkolwiek dobrodziejstwach, jakie człowiek otrzymał". Ciekawe, że św. Paweł, pisząc do Kościołów, koncentruje się najpierw na darach, bez wytchnienia nazywając chrześcijan: Ciałem Chrystusa, Bożą budowlą, współpracownikami Boga, mieszkaniem Ducha, świątynią Boga, wonnością miłą Bogu, pierwocinami stworzeń itd. Dopiero po tym wstępie apostoł piętnuje słabości i grzechy, jeśli to konieczne.
Po drugie, Niepokalane Poczęcie Maryi uczy, że jeśli Bóg powołuje, to zarazem wyposaża wybranego w potrzebne dary i przygotowuje do wypełnienia misji. Każdy wierzący, obojętnie czy będzie realizował powołanie małżonka i rodzica, księdza lub zakonnika, nauczyciela czy rolnika, nosi w sobie naturalne dary, talenty i zdolności, ale także ma zaoferowaną łaskę Chrystusa, którą może czerpać jak wodę ze strumienia.
Po trzecie, Bóg działa nie tylko przez sakramenty, chociaż w nich jest obecny w sposób uprzywilejowany, lecz może przyjść do nas zewsząd i nagle, na drodze wyjątku i tam, gdzie być może byśmy się Go nie spodziewali.
Po czwarte, całkiem niedawno Międzynarodowa Komisja Teologiczna wydała dokument, zaaprobowany przez Benedykta XVI, pod tytułem: Nadzieja zbawienia dla dzieci, które umierają bez chrztu. Ten tekst jest dla mnie namacalnym dowodem dalszej ewolucji w rozumieniu dogmatu o Niepokalanym Poczęciu, chociaż autorzy o tym nie wspominają. Deklaracja zaznacza, że istnieją "poważne podstawy teologiczne i liturgiczne, aby mieć nadzieję, że dzieci zmarłe bez chrztu doznają zbawienia i zażywają błogosławionego szczęścia". Chodzi o dzieci uśmiercone w łonie matki lub nieochrzczone niemowlęta. Dzisiaj "Kościół zawierza je miłosierdziu Bożemu" i już nie umieszcza ich w limbusie.
Niepokalane Poczęcie Maryi to świętowanie Bożej łaski, poprzedzającej nas we wszystkim i ostatecznie triumfującej w całym wszechświecie.
Tęgie głowy twierdzą, że jeśli Bóg istnieje, to mieszka w odległym niebieskim pałacu i głowy sobie człekiem nie zaprząta.
Ale Pismo św. mówi co innego. Najpierw, że Bóg w Chrystusie rozbił namiot w ludzkim świecie. Następnie, że wcale go nie zwinął i ciągle tu przebywa. W sercach i domach, w pracy i szkole, w rozrywce i cierpieniu. Gdybym zuchwale orzekł, że spotkanie Go na tej ziemi jest zawsze bułką z masłem, to chyba bym przesadził. Trochę trzeba się jednak potrudzić.
Dariusz Piórkowski SJ, "O duchowości z krwi i kości. Rozważania nie tylko na adwent". Komentarze do czytań adwentowych i świątecznych dzień po dniu >> chcę przeczytać tę książkę
Skomentuj artykuł