Ks. Pawlukiewicz: krzyż to narzędzie miłości

fot. Maskacjusz TV / YouTube
RTCK Ks. Piotr Pawlukiewicz

"Chrześcijanie pierwszych wieków nie potrafili naukowo wytłumaczyć poganom, dlaczego tak mocno upierają się przy swojej wierze, skąd bierze się w nich wola trwania przy Chrystusie aż do krwi, bo nie mieli jeszcze wypracowanych pojęć teologicznych. Mówili: 'Nie umiemy wam wytłumaczyć, dlaczego kochamy Chrystusa, ale popatrzcie na nas...'. I szli na krzyż. Nie trzeba było innego świadectwa" - pisał ks. Piotr Pawlukiewicz.

Kościół dałoby się pewnie fajnie rozreklamować. Można by w reklamie wykorzystać choćby niesamowite losy wspomnianego już Jonasza, albo - jeszcze lepiej - Izajasza. Lecz rzeczywistość Kościoła jest bardziej skomplikowana niż się nam wydaje i wymyka się marketingowym prawom rynku. Bo też Kościół nie jest zwykłym przedsiębiorstwem i pewne prawa rynku go po prostu nie dotyczą.

Najskuteczniejsza broszura

Jak wiadomo, zgromadzenia zakonne i seminaria prowadzą różnego rodzaju akcje powołaniowe. Ale gdyby specjaliści od marketingu i reklamy przyjrzeli się, jak to działa, mieliby nie lada zagwozdkę. Oto przykład. Opowiadała mi znajoma siostra zakonna, jak jako młoda dziewczyna pojechała do Ośrodka Powołań na Jasną Górę i poprosiła o materiały na temat różnych zakonów, bo nie wiedziała, do którego ma wstąpić. I oni jej dali plik różnych folderów. Moja znajoma odrzuciła najpierw wszystko kolorowe i drukowane na kredowym papierze. Potem odłożyła broszury pisane na maszynie. Zostały jej w ręku dwa folderki, powielone nieporadnie na przebitce. Odmówiła "Ojcze Nasz, któryś jest w Niebie...", a potem wybrała jeden i wstąpiła do tego zakonu. Po ludzku najgorsza broszura okazała się najskuteczniejsza!

Ja sam miałem podobne doświadczenie. Widziałem kiedyś kapitalny plakat powołaniowy na Górze św. Anny. Wisiał skromnie wśród innych kolorowych plakatów, z których uśmiechały się do mnie ładne siostry w wyprasowanych habitach, z gitarami, koniecznie w otoczeniu dzieci... Plakat, który przykuł moją uwagę, był totalnie inny. Na szarym pakunkowym papierze ktoś namalował plakatówkami napis: "Myślisz, że coś wielkiego zrobisz w tym świecie? Nie wygłupiaj się, chodź do nas. Postaramy się żyć uczciwie i przyzwoicie". Powiem Wam, że gdybym nie był już wtedy księdzem diecezjalnym, wstąpiłbym do tego właśnie zakonu.

DEON.PL POLECA

Ktoś kiedyś zapytał jednego zakonnika: "Co wy właściwie robicie w tym klasztorze?". Odpowiedział: "Upadamy i powstajemy. Upadamy i powstajemy".

Jeśli chodzi o Kościół, to wydaje się, że marketing, szczególnie ten rozdmuchany, przynosi mu więcej szkody niż pożytku. Krąży taki dowcip, jak to do Pana Boga przyszedł św. Piotr i mówi, że pod bramą nieba czeka jakiś facet, który twierdzi, że nazywa się Jan Paweł II i że jest papieżem. A Pan Jezus na to: "Zaraz, zaraz... To to przedsiębiorstwo rybołówstwa, które założyłem, jeszcze istnieje?". Ano właśnie. Najwyższa pora uświadomić sobie, że nie jesteśmy przedsiębiorstwem rybołówstwa, tylko Kościołem świętym, w którym żyje Chrystus.

Naśladować Chrystusa

Rybka na samochodzie czy litery KMB na drzwiach są ważne. To jasne. Ale naszą marką, naszym logo, ma być przede wszystkim życie na wzór Chrystusa. Mamy naśladować Chrystusa. A co On robił? Służył drugiemu człowiekowi. Karmił głodnych, uzdrawiał chorych, głosił Dobrą Nowinę...

Jest taka pokusa, żeby koniecznie kimś być, żeby coś na tym świecie znaczyć. Na pierwszym roku w seminarium pisałem listy apostolskie do moich kolegów i koleżanek: "Drodzy Ursynowianie, nie pijcie za dużo na imprezach, tylko uwielbiajcie Boga...". Śmiech na sali! Powiedziałem o tym kiedyś mojemu spowiednikowi. Usłyszałem: "Kible myć! Zostaw te listy księżom, którzy są na parafiach. Ich biskup już posłał, ciebie jeszcze nie posłał. Kible i łacina. Łacina i kible!". Błyskawicznie sprowadził mnie na ziemię.

Bycie chrześcijaninem sprowadza się do służby i do postawy miłosierdzia. Tak żyli święci, tak żyli wielcy mistycy. Przez postawę miłosiernej służby upodabniali się do Chrystusa. Ponoć świadkowie, którzy byli przy śmierci św. Elżbiety, zeznali, że w czasie przedśmiertnych konwulsji jej twarz łudząco przypominała twarz Chrystusa. I o to właśnie chodzi.

Niekomercyjny znak chrześcijan

Przez wieki totalnie niekomercyjnym znakiem chrześcijaństwa był - i do dzisiaj jest - krzyż. Chrześcijanie pierwszych wieków nie potrafili naukowo wytłumaczyć poganom, dlaczego tak mocno upierają się przy swojej wierze, skąd bierze się w nich wola trwania przy Chrystusie aż do krwi, bo nie mieli jeszcze wypracowanych pojęć teologicznych. Mówili: "Nie umiemy wam wytłumaczyć, dlaczego kochamy Chrystusa, ale popatrzcie na nas...". I szli na krzyż. Nie trzeba było innego świadectwa.

Podczas liturgii wielkopiątkowej adorujemy krzyż, całujemy przebite stopy Chrystusa. Jednak my nie czcimy krzyża jako narzędzia zbrodni. My czcimy krzyż jako "narzędzie" miłości, która wyraziła się przez dobrowolną mękę Chrystusa. Wiecie, kiedy dorosły mężczyzna pójdzie odwiedzić w szpitalu swoją dziewięćdziesięcioletnią mamę i całuje jej ręce, i mówi: "Mamo, kocham Twoje ręce, one są najpiękniejsze na świecie", to przecież nie ma na myśli piękna w sensie kosmetycznym, tylko piękno zupełnie innego rodzaju. To są ręce, które go piastowały, które go karmiły, które go leczyły, którymi matka okazywała mu miłość.

Świadkowie Jehowy pytają zaczepnie często nas, chrześcijan, czy byśmy sobie powiesili na ścianie w domu pistolet, z którego ktoś zabił naszego ojca. Tak. Jeśli ten pistolet oznaczałby dobrowolną ofiarę z życia, poniesioną z miłości do mnie, to mógłbym go sobie powiesić na ścianie. Żeby mi przypominał, jak bardzo mnie ojciec kochał.

Tekst pochodzi z książki ks. Piotra Pawlukiewicza: "Ty jesteś marką"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Ks. Pawlukiewicz: krzyż to narzędzie miłości
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.