Odpowiedzi na życiowe pytania szukamy w Biblii. O życiu rodziny katolicko-ewangelickiej [KOMENTARZ]
Pismo Święte jest dla naszej rodziny pierwszą wytyczną, niezastąpionym źródłem. Nie szukamy odpowiedzi poza nim, bo ma je wszystkie. A czego uczę się od mojego męża ewangelika?
Kiedy obchodziliśmy Święto Świętej Rodziny. Ewangelią na ten dzień był fragment Łk 2, 41-52. Historia dobrze nam znana, kiedy Maryja, Józef i mały Jezus wybierają się w Święto Paschy do Jeruzalem. Jezus nagle oddala się bez wiedzy rodziców. Ci zaczynają go szukać i znajdują go w świątyni - w domu Jego Ojca. Tam Jezus ujawnia się jako niezwykle bystry i uczony w Piśmie młodzieniec.
Pismo Święte to niewątpliwie historia rodziny - ludzkiej, narodu, czy tej podstawowej komórki społecznej składającej się z rodziców i ich dzieci. Jest to opowieść o relacjach między Bogiem i człowiekiem, a więc między Ojcem a synem, ale także między ludźmi, w tym rodzicami, ich dziećmi, czy rodzeństwem.
Pismo Święte jest dla naszej rodziny pierwszą wytyczną, niezastąpionym źródłem, nie szukamy odpowiedzi poza nim, bo ma je wszystkie. Biblia to bezcenny drogowskaz dla każdej z rodzin - niezależnie od jej składu, przeżyć, doświadczeń, czy problemów, bo i o nich opowiada nam Bóg i daje niezliczone odpowiedzi na wiele pytań - zarówno tych fundamentalnych, jakie życie rodzinne przyniesie nam zbawienie, ale i te dotyczące spraw codziennych, jak postępować, aby przejść wszystkie mniejsze lub większe burze, chociażby takie, kiedy dziecko nagle tracimy z pola widzenia, czego doświadczyli nasi biblijni rodzice - Józef i Maryja.
Kiedy dziecko się oddala
Często mówię mojemu mężowi:
- Jestem zmęczona. Potrzebuję chwili tylko dla siebie. Wszystko robię w dziećmi lub w pośpiechu. Nasz syn tak bardzo potrzebuje mojej uwagi, bycia z nim w każdej chwili, ale wiem, że on już nigdy nie będzie tak mały jak dziś. Spójrz na nasza córkę, ona już tak często nie przybiega w moje ramiona. Dorasta.
Kiedy sobie to uświadamiam, robi mi się po ludzku… smutno. Często żałuję chwil, które zamiast dzieciom poświęcam pracy, sprzątaniu, gotowaniu, czy prostym rozrywkom. Taka czysta miłość, uczucia, wspólne chwile, rozmowy, zabawy są dla dzieci jednak bezcenne… dla nas też. Bycie rodzice jest po prostu - fajne.
Czego uczę się od mojego męża ewangelika? Że można nie dzielić tych chwil na dwa światy - praca, obowiązki, zadania to także czas, który można wartościowo spędzić z dzieckiem. Etos ewangelicki przykłada dużą wagę do obowiązków i pracy, uznaje je za ważną i wartościową część życia. Te wartości są także bliskie Ślązakom, a że pochodzimy obydwoje ze Śląska, to taki model stosujemy w naszej rodzinie. Dzieci nigdy nie są zbyt małe, by nam towarzyszyć i wykonywać pewne zadania - po prostu należy dobrać środki, które pozwolą uczestniczyć w naszym życiu. Tak i Jezus Pan od najmłodszych lat pomagał swoim rodzicom w ich codziennych pracach, nie był także wolny od obowiązków.
Moja teściowa mówiła, że wychowujemy dzieci nie dla siebie. I to prawda, że już od chwili narodzin one się od nas oddalają. Nie jest to jednak rozluźnianie naszych więzi, ale fakt, że z każdym dniem, z każdą chwilą, stają się coraz samodzielniejsze, dojrzalsze i bardziej niezależne. Widzę to każdego dnia, zwłaszcza kiedy porównuje swoje dzieci między sobą. Pewnie widzicie to i Wy, drodzy rodzice?
Zatem kiedy wydaje nam się, że dziecko się oddala, to jedynie zmienia się model naszego współbycia z nim, ale nigdy nie eliminujmy MŁOŚCI. Ono - dziecko zawsze może być z nami, a my z nim, jeśli towarzyszy nam MIŁOŚĆ. Ważne, by to pielęgnować od najmłodszych lat. Drogowskaz do tego daje nam Święta Rodzina - dzieci powinny uczestniczyć w życiu rodziny, mają swoje obowiązki, są częścią struktury, a nie dodatkiem do rodziców, które kształtujemy tak jak nam się podoba.
Maryja i Józef zaufali Bogu, by Jezus wzrastał według Bożego planu. Tak było z innymi biblijnymi dziećmi, którymi zaopiekował się Pan - Izaakiem, Mojżeszem, Józefem, czy Samuelem i wieloma, wieloma innymi. A zatem, co dalej? Bóg ma plan i ten plan jest dobry. Plan Boga na pierwszym miejscu.
Kiedy Bóg jest na pierwszym miejscu
Często w rodzinach rozmawia się z własnymi rodzicami o wychowaniu dzieci - prowadzi to do wielu sporów i nieporozumień. A najwyraźniej niepotrzebnie. Może warto najpierw wysłuchać, co dziadkowie mają do powiedzenia - w końcu wychowali nas: mnie i mojego męża. Wyrośliśmy jednak na ludzi, może warto przemyśleć, co chcą nam przekazać. Jak uważacie?
Czy byliście kiedyś w kościele z małym dzieckiem? Póki jest jeszcze całkiem małe, to można wyjście zaplanować tak, aby dziecko przespało mszę/nabożeństwo albo usnęło przy kościelnych organach. Kiedy jest większe, człowiek zaczyna się zastanawiać, czy ma to jakikolwiek sens - z czytań i kazania łapie się tylko pojedyncze słowa, nawet nie zdania, a słowa.
Dziecko ucieka, krzyczy, śmieje się, płacze, aż w końcu człowiek wychodzi, bo ma dosyć tej bezsilności. Jest wykończony, zły i rozgoryczony. Co jeszcze najgorsze, to w polskich kościołach panuje przekonanie, że do kościoła trzeba pójść za wszelką cenę - także z chorobą, nie zważając na pozostałych wiernych, w tym dzieci, dużo podatniejsze na choroby. Stąd najchętniej omijałabym kościół z dziećmi w miesiącach październik-marzec.
Wy - rodzice, zmagający się katarami, przeziębieniami i zapaleniami Waszych dzieci, pewnie także. Moja mama jednak uważa, że dzieci trzeba do kościoła prowadzić systematycznie od najmłodszych lat. I ma rację. Józef i Maryja od najmłodszych lat zabierali Jezusa do świątyni, uczyli jedności z Bogiem, czczenia go.
My próbujemy Go naśladować i to procentuje. Moja córka doskonale wie, że po sobocie przychodzi niedziela i jest zrozpaczona, jeśli nie idzie do kościoła, kiedy jest chora. Kiedy przechodzimy obok pobliskiego nam kościoła, zawsze prosi, aby wstąpić i się pomodlić. Nie trwa to długo, ale ja czuję, że Bóg jest dla niej ważny: "Pozwólcie dzieciom przychodzić do mnie, nie zabraniajcie im, bo do takich należy królestwo Boże. O tak, oświadczam wam: kto nie przyjmie królestwa Bożego jak dziecko, nie wejdzie do niego. Potem obejmował je ramieniem i błogosławił, kładąc na nie ręce" (Mk 10, 14-16).
A jak udało nam się to osiągnąć przy tak malutkich dzieciach? Znaleźliśmy dwa bliskie nam kościoły (katolicki i ewangelicki), gdzie zarówno dzieci i rodzice będą w stanie, z szacunkiem dla Boga, pozostałych wiernych i siebie samych uczestniczyć w uroczystościach. Takie miejsca z kącikami, czy salkami, gdzie jest telebim i nagłośnienie sprzed ołtarza naprawdę są. Jest także mnóstwo kościołów, gdzie msza/nabożeństwo dla dzieci ma wyjątkowo ziindywidualizowaną formę.
Zachęcamy więc dzieci i bierzemy udział w nabożeństwach rodzinnych, przygotowujemy ciasta na spotkania z innymi rodzinami, modlimy się w większym gronie. Nasze dzieci wiedzą i widzą, że bardzo nam zależy na obecności Boga w naszym życiu. Chociaż nie zawsze łatwo i sprawnie wstać w niedzielę, by dotrzeć do oddalonych o kilkanaście kilometrów kościołów w centrum Krakowa. Wierzymy jednak, że ta systematyczność zaprocentuje.
Zaufanie - jak Bóg ufa nam
Mój ojciec od lat powtarza prawdę, że dzieci wychowuję się do trzeciego roku życia, a później daje im się rozwijać.
Jezus Chrystus w pewnym momencie opuścił ziemię i pozostawił kościół apostołom. Bóg dał nam wolna wolę od początku. Dzięki temu jesteśmy stworzeni na jego obraz i podobieństwo. Bóg nam ufa. Wierzy, że wystąpimy w dobrych zawodach, bieg ukończymy i będzie na nas czekał laur (2 Tm 4, 7). Nawet jeśli zawody będą trudne, często będziemy się potykać, poobijamy sobie kolana, ale staniemy na mecie pełni satysfakcji, że tego dokonaliśmy własnym wysiłkiem.
Bóg jednak nie zostawia nas samych. Jezus obiecał, że jest z nami "po wszystkie dni, aż do skończenia świata" (Mt 28, 16-20). Zatem Jezus jest zawsze przy nas, on działa, daje nam wsparcie, ufność, wytyczne, jak żyć.
Noworodki i niemowlęta potrzebują uwagi niemal nieustannej, bez dostarczania pożywienia, ubrania i ciepła, ochrony przed niebezpieczeństwami, najprawdopodobniej umarłyby. Jednak rodzic-obserwator wie, że nawet mają one niesamowitą wole walki o życie, której towarzyszy niezwykła ciekawość. Jeśli tylko najmłodszemu dziecku zostawimy chociaż odrobinę przestrzeni, to ono nas zaskoczy swoją bystrością i umiejętnościami. Jest białą kartką i trzeba wiele mu pokazać, wskazać, wytłumaczyć, jednak dzieci są tak samo wolnymi ludźmi jak my, więc dajmy im się im rozwijać. Łączmy zaufanie z opieką. Traktujemy dzieci, tak jak traktuje nas Bóg.
Święta Rodzina jako wzór
Święta Rodzina jest zatem wzorem i daje nam kilka doskonałych wytycznych, jak żyć w rodzinie i z rodziną. Podstawą wszystkiego jest Miłość, a wraz z nią postawienie Boga na pierwszym miejscu. Po drugie, włączenie dzieci w życie rodziny, danie im własnych obowiązków, współżycie, a nie życie obok siebie. Po trzecie zaufanie - obdarzenie dzieci zaufaniem, które pozwala im wzrastać, rozwijać swoje skrzydła i odlecieć z dobrą mapą lotu, w którą ich wyposażamy.
Kiedy w rodzinie pojawia się malutki człowiek nie zastanawiamy się od razu, kim będzie, co osiągnie, a także czy nie spotka je cierpienie. Kiedy śpi w naszych ramionach jest naszym największym Skarbem, naszym niebem na Ziemi. Jesteśmy jak Maryja, która tuliła swego synka i raczej nie mogła wiedzieć, że "pewne dnia rządzić będzie światem".
Czytaj też:
- Tylko moj katolicki Bóg jest porawdziwy? >>
- "Mówimy: chodź, uwierzysz w Chrystusa. Ale między sobą nie mamy jedności" >>
Joanna Uchańska - doktor nauk prawnych, rodowita Ślązaczka, od kilkunastu lat mieszkanka Krakowa. Podwójna matka, żona, zaangażowana społecznie. Zawodowo i naukowo zajmuje się prawem własności intelektualnej oraz prawem medycznym i farmaceutycznym. Wierzy w niezawodną moc modlitwy, w tym o jedność chrześcijan.
Skomentuj artykuł