"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy". (Mk 9,23)
Jezus powiedział, że gdybyśmy mieli wiarę jak ziarnko gorczycy, moglibyśmy rozkazać górze przesunąć się, a ona by się przesunęła (por. Mt 17,20). Gdzie indziej Pan mówi, że "wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23), i wypowiada jeszcze wiele innych słów na temat wiary i wysłuchania modlitwy. Również apostoł Jakub, kiedy mówi o prośbach o mądrość (a wstawiennictwo jest także rodzajem prośby), zachęca do bezwarunkowej ufności, przy czym jej brak postrzega jako wielką przeszkodę dla wysłuchania modlitwy: Jeśli zaś komuś z was brakuje mądrości, niech prosi o nią Boga, który daje wszystkim chętnie i nie wymawiając; a na pewno ją otrzyma. Niech zaś prosi z wiarą, a nie wątpi o niczym! Kto bowiem żywi wątpliwości, podobny jest do fali morskiej wzbudzonej wiatrem i miotanej to tu, to tam. Człowiek ten niech nie myśli, że otrzyma cokolwiek od Pana. (Jk 1,5-7)
Wielu chrześcijan wnioskuje stąd, że na to, aby modlitwa wstawiennicza była skuteczna, potrzebna jest wielka wiara. Przyjrzymy się jednak nieco bliżej słowom o przesunięciu góry: Jezus mówi przecież o ziarnku gorczycznym, które jest jednym z najmniejszych nasionek, i właśnie do niego porównuje wiarę, jakiej modlący się potrzebuje. A zatem już niewielka wiara wystarcza do tego, byśmy byli zdolni przesunąć górę czy też ze świętą Tereską "podnieść świat". Ktoś wyraził to w paradoksalny sposób: "Potrzebujemy nie większej wiary, lecz większego Boga". I rzeczywiście: aby modlitwa była skuteczna, musi przed naszym wewnętrznym wzrokiem wzrosnąć Bóg, do którego się modlimy; dlatego często zaczynamy modlitwę wstawienniczą uwielbieniem i podzięką, aby sobie uświadomić, że nasz Bóg nie jest bezsilny, nie jest znużony tak jak my, nie jest u kresu swych sił i możliwości, chociaż my może właśnie tak.
"Z kimże byście mogli mnie porównać,
tak, żeby mi dorównał?" - mówi Święty.
Podnieście oczy w górę
i patrzcie: Kto stworzył te gwiazdy?
- Ten, który w szykach prowadzi ich wojsko,
wszystkie je woła po imieniu.
Spod takiej potęgi i olbrzymiej siły
nikt się nie uchyli
[...]
Czy nie wiesz tego? Czyś nie słyszał?
Pan - to Bóg wieczny,
Stwórca krańców ziemi.
On się nie męczy ani nie nuży,
Jego mądrość jest niezgłębiona.
On dodaje mocy zmęczonemu
i pomnaża siły omdlałego.
Chłopcy się męczą i nużą,
chwieją się słabnąc młodzieńcy,
lecz ci, co zaufali Panu, odzyskują siły,
otrzymują skrzydła jak orły:
biegną bez zmęczenia,
bez znużenia idą. (Iz 40,25-31)
Wiara nie ma więc nic wspólnego z "duchowymi muskułami" - z jakimś mentalnym kurczem, w którym wymyślam sobie, jak by sprawy powinny wyglądać, a potem się tego trzymam. W niektórych grupach fundamentalistycznie usposobionych charyzmatyków pojawia się na przykład od czasu do czasu doktryna, według której ten, kto dostatecznie wierzy, nie może mieć problemów finansowych albo być chory. Kiedy zatem ktoś "uwierzy", że Bóg chce go fizycznie uzdrowić, pojmuje to tak, że uzdrowienie zależy od jego niezachwianej wiary. Dlatego złości go najmniejsza choćby oznaka powątpiewania, która by jego wiarę w uzdrowienie stawiała pod znakiem zapytania, powtarza sobie na głos bez ustanku werset z Biblii mówiący o uzdrowieniu, a w gorszym przypadku dla pewności wyrzuca lekarstwa, aby jego wiara była całkowicie czysta. Wszystko to nie jest żadną wiarą, lecz duchowym kurczem (ściślej mówiąc: kurczem PSYCHICZNYM, jako że z Duchem ma niezwykle mało wspólnego).
Przy każdej prośbie należy wznieść oczy ku wyżynom, jak mówi Izajasz, czyli przenieść akcent z naszej "wielkiej wiary" czy też z poczucia "człowieka wielkiej modlitwy" na wielkiego Boga. Nie chodzi o grę słów: dzięki tej wewnętrznej postawie zmniejszy się wprawdzie radykalnie poczucie mojej własnej ważności w całej akcji, ale jak gdyby rozwiążę ręce Bożej wszechmocy. "Potrzeba, by On wzrastał, a ja się umniejszał" (J 3,30). Nieprzypadkowo Boże przymierze z Abrahamem, mężem wiary, zawarte zostało podczas jego snu (por. Rdz 15,17). Pan dał mu jasno do zrozumienia, że swoją wierność gwarantuje On sam, że nie będzie ona niczym uwarunkowana: "Jeśli my odmawiamy wierności, On wiary dochowuje, bo nie może się zaprzeć siebie samego" (2 Tm 2,13).
Wiem, że powtarzam z niewielkimi zmianami właściwie stale to samo: że mianowicie kluczowym punktem skuteczności naszej modlitwy wstawienniczej jest ukierunkowanie naszej niewielkiej wiary na wielkiego i dobrego Boga.
Trójnóg ufności
Na swój użytek mam niewielkie "urządzenie pomocnicze", które mi służy do wzbudzania zaufania do Boga, a które nazywam "trójnogiem ufności"; być może okaże się ono pomocne również komuś innemu, i dlatego pozwalam sobie tutaj je zaprezentować.
Otóż kiedy walczę o wzbudzenie w sobie tej ufności, staram się konkretniej sobie uświadomić, że Bóg jest wszechmocny, wszechwiedzący i pełen miłości. Podobnie jak krzesełko może stać, jeśli ma przynajmniej trzy nogi, również ufność umacnia się na fundamencie tych trzech punktów oparcia, zawartych w naszym wyznaniu wiary.
BÓG JEST WSZECHMOCNY, i dlatego nie muszę wątpić w to, że mój problem czy moja prośba przekracza Jego możliwości. On nie jest również ograniczony pod względem pojemności swej uwagi, jak to jest w przypadku nas, ludzi, i dlatego nie muszę się obawiać, że mój problem gdzieś teraz zawisł i "czeka w kolejce", ponieważ Pan Bóg ma akurat takich spraw aż nadto albo pracuje właśnie nad ważniejszymi.
BÓG JEST WSZECHWIEDZĄCY, a więc zna mnie i wszystkich, za którymi się wstawiam, do szpiku kości. Zna także wszystkie okoliczności i wie, co w danej sytuacji jest najlepszym rozwiązaniem. Wie również, jak to zrobić, aby na koniec dobro zwyciężyło. Na tym polega wielka różnica między Nim a bliskimi nam ludźmi. Wielu z nich też by chętnie pomogło, ale czy to mają wypaczone wyobrażenie o tym, co dla danego człowieka jest dobre i skłonni są wyobrażenie to narzucać Bogu, czy to wprawdzie wiedzą, co byłoby dobre, ale nie mają pojęcia, jak się do tego zabrać - jak to dobro w skomplikowanej czy beznadziejnej sytuacji urzeczywistnić.
Również pod tym względem mamy czasem pokusę, aby rzutować na Boga swoją własną ograniczoność. Kiedy nie wiemy, co dalej robić, nie widzimy rozwiązania, łatwo tracimy nadzieję - i nieraz nawet nam nie przychodzi na myśl, że tam, gdzie człowiek kończy, Bóg zaczyna. Przecież "Pan - to Bóg wieczny, Stwórca krańców ziemi. On się nie męczy ani nie nuży, Jego mądrość jest niezgłębiona". (Iz 40,28)
BÓG JEST MIŁOŚCIĄ; nie tylko nas miłuje, ale jest samą Miłością (por. 1 J 4,8). Stąd zaś wynika, że właściwie nie jest zdolny do niczego innego jak tylko do miłości; Jego postępowanie wobec nas jest zawsze nią właśnie motywowane. Mówiąc obrazowo: "Bóg jest światłością, a nie ma w Nim żadnej ciemności" (1 J 1,5). Nie jest zdolny do jakiegokolwiek podstępu, urazy, szantażu, manipulacji i niczego takiego, czego obawiamy się u ludzi, kiedy przychodzimy do nich z prośbą i przez to stajemy się jakoś od nich zależni. Nie musimy się obawiać, że poprosimy o coś dobrego, a On podsunie nam coś złego. W Ewangelii Łukasza Jezus ukazuje właśnie tę absolutną Bożą dobroć, kiedy chce zachęcić uczniów, by przedkładali Bogu swe prośby. On wie, co jest w człowieku. Wiedział o niebezpieczeństwie polegającym na tym, że będziemy rzutować na Boga swoje doświadczenia z ludzką niechęcią do przekroczenia siebie, kiedy w grę wchodzi własna korzyść i wygoda. Dlatego opowiedział przypowieść o człowieku, który jest zmuszony obudzić w nocy swego przyjaciela z powodu kawałka chleba (por. Łk 11,5-8). Przyjaciel nie przejawia po temu wielkiej chęci, ale pomimo to w końcu spełnia prośbę - podobnie jak ów sędzia, który uległ wytrwałym prośbom wdowy. Jezus pokazuje tu, że Bóg nie jest w swojej miłości i wielkoduszności ograniczony jak my, ludzie, i że krzywdzimy Go, przypisując Mu nasz ludzki sposób myślenia: "I ja wam powiadam: Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam. Każdy bowiem, kto prosi, otrzyma; kto szuka, znajdzie; a kołaczącemu otworzą. Jeżeli którego z was, ojców, syn poprosi o chleb, czy poda mu kamień? Albo o rybę, czy zamiast ryby poda mu węża? Lub też gdy prosi o jajko, czy poda mu skorpiona? Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, o ileż bardziej Ojciec z nieba da Ducha Świętego tym, którzy Go proszą". (Łk 11,9-13)
Trzeba jednak zauważyć, że w passusie tym jest na koniec mowa o darze Ducha Świętego. Ktoś mógłby powiedzieć: A gdzie ta ryba? A gdzie ten chleb? Może jest tak, że Pan Bóg słyszy głównie prośby o wartości duchowe? Ale my mamy przecież wiele potrzeb ludzkich!
Otóż dar Ducha jest wyrazem pełni tego, co Bóg może dać człowiekowi, tą pełnią jest zaś On sam. chodzi właśnie o dar przyjęcia człowieka przez Ducha chrystusowego do serca samej Przenajświętszej Trójcy. A nie jest to mało. Przy tym warto przypomnieć sobie znowu prawdę objawioną ustami apostoła Pawła: "On, który nawet własnego Syna nie oszczędził, jakże miałby wraz z Nim I WSZYSTKIEGO NAM NIE DAROWAĆ?" (Rz 8,32).
Dar Chrystusa i Jego Ducha zawiera w sobie całą Bożą miłość, a tym samym również wszystkie dary pochodne: nie tylko charyzmaty, ale wszystko, czego potrzebujemy do życia godnego tego miana. Dlatego Pan uczy nas prosić zarówno o Ducha i o odpuszczenie grzechów, jak i o chleb powszedni, i zachęca nas do tego, byśmy ufali, że Ojcu niebieskiemu nie są obojętne nasze doczesne potrzeby i doczesne dobra. Skoro bowiem podarował nam samego Dawcę życia, jak mówimy o Duchu w Credo, to czemu się obawiamy, że nie zatroszczy się o wszystko pozostałe, czego wymaga nasze życie doczesne? Nie ufać Ojcu w tych sprawach znaczyłoby lękać się poprosić o bułkę króla, który podarował nam już całe królestwo: "czyż życie nie znaczy więcej niż pokarm?", pyta Jezus (Mt 6,25).
Pomimo to wielu Bożych przyjaciół na podstawie własnego doświadczenia stwierdza, że im bardziej człowiek zapomina w modlitwie o swych własnych sprawach i prośbach, a zanosi w sercu przed Boga brzemiona innych, tym bardziej Bóg sam z siebie zajmuje się jego własnymi troskami - zarówno materialnymi, jak duchowymi: Jeśli w modlitwie świadomie pomijasz własne potrzeby, a znajdujesz radość wyłącznie w prośbie za innych i rozdajesz siebie na ich korzyść, wtedy o ciebie zaczyna się troszczyć sam Bóg, bierze na siebie ciężar twego życia, i to zarówno w płaszczyźnie materialnej, jak i duchowej. Innymi słowy, kiedy się troszczysz o innych, Bóg troszczy się o ciebie. A jeśli będziesz się modlić tylko o potrzeby innych, Bóg zaspokoi twoje potrzeby, choćbyś Go o to nie prosił.
Jezus mówi nam właściwie to samo, kiedy zachęca nas do ufności w Bożą opatrzność słowami: "Starajcie się naprzód o królestwo Boga i o Jego sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane" (Mt 6,33). Ojcowie wschodni zaś uważają za królestwo Boże właśnie Ducha Świętego w naszych sercach, tak że znowu mamy tu Dar największy z wszystkich darów.
Ale logikę tę Bóg stosuje już, odpowiadając Salomonowi, kiedy król prosi o roztropne serce, o zdolność mądrego władania (właściwie prosi o dobro powierzonego sobie narodu): "Ponieważ poprosiłeś o to, a nie poprosiłeś dla siebie o długie życie ani też o bogactwa, i nie poprosiłeś o zgubę twoich nieprzyjaciół [...] więc spełniam twoje pragnienie i daję ci serce mądre i rozsądne [...] I choć nie prosiłeś, daję ci ponadto bogactwo i sławę". (1 Krl 3,11-13)
Decyzja, aby nie prosić o nic dla siebie i troszczyć się tylko o potrzeby innych, zapada na wysokim poziomie miłości i samozaparcia, do którego najwyraźniej nam jeszcze daleko. Modlitwa o Ducha Świętego jest chyba ciągle dla nas czymś nazbyt abstrakcyjnym, jakkolwiek rozum mówi nam, że chodzi tu o niezmierny dar. Pomimo to warto zastanowić się, o co właściwie prosimy - czy mianowicie w rozmowie z Bogiem nie poprzestajemy "na małym". Święta Katarzyna Sieneńska mawiała: "Nie zadowalajcie się czymś małym, Bóg oczekuje rzeczy wielkich!".
Przypomina mi się w związku z tym okropny czeski dowcip o rozbitku na bezludnej wyspie, który złowił złotą rybkę. Kiedy rybka za zwrócenie wolności obiecuje mu spełnienie trzech życzeń, rozbitek żąda najpierw skrzynki piwa. Już ją ma! Drugie życzenie: chce morza piwa. Pieni się wokół niego błękitne morze - już je ma! "A twoje ostatnie, najważniejsze życzenie?", pyta rybka. "Dwie butelki na rano!", woła spragniony rozbitek.
Oby nie stało się z nami podobnie, kiedy znajdziemy się w modlitwie wstawienniczej przed tronem Wszechmocnego i Pan zapyta nas: "co chcesz, bym dla ciebie uczynił?".
Fragment ksiązki: Moc modlitwy
Skomentuj artykuł