Patrzę na dzisiejszego Jonasza i czuję się, jakbym patrzył na siebie. Tak samo jak on przez kilka lat po usłyszeniu głosu Boga uciekałem po różnych bezpiecznych portach, ciasnych schematach, pseudo-tradycjonalizmie i braku otwartości na miłość.
Na szczęście, dzięki życzliwości i pomocy kilku ludzi, którzy mnie “wrzucili do wody", zacząłem zawracać z tego kursu. Obudziłem się i od pewnego czasu idę we w miarę normalnym kierunku. Jednak na tym historia Jonasza, a także moja, się nie kończy.
Po “nawróceniu", czyli pożarciu i wypluciu przez rybę, prorok dotarł do Niniwy, celu swojej wędrówki. Zaczął głosić, czyli po dzisiejszemu - ewangelizować, miasto, które nigdy nie słyszało o Bogu Jahwe. Liczył na to, że nikt go nie posłucha i z satysfakcją będzie oglądał zniszczenie stolicy śmiertelnego wroga Izraela, jednak na przekór Jonaszowi cała Niniwa cudownie się nawróciła i Bóg nie zesłał na nią zniszczenia. Skuteczność Jonasza jest tak wielka, że nawet zwierzęta zaczynają pościć. Co zatem robi Jonasz po swoim spektakularnym sukcesie? Obraża się na cały świat, Boga i Niniwę za to, że zrobili to, co mieli zrobić. Skąd ja to znam? Mnie też drażni, gdy innym zbyt wiele rzeczy wychodzi, szczególnie, gdy krzyżuje to moje plany. Właściwie doprowadza mnie to do takiej pasji, że nie widzę żadnego dobra płynącego z całej sytuacji.
Najlepsze jest jednak zakończenie całej historii. Bóg pokazuje, że ma niesamowite poczucie humoru. Żeby pokazać Jonaszowi, jak wielkim był dupkiem, posługuje się małym robaczkiem. Najpierw zsyła Jonaszowi pomoc, małą przyjemność - odrobinę cienia w ciągu dnia. Następnie robaczek podgryza krzak dający cień i Jonasz znów gotuje się na słońcu. Pokazuje przez to Jonaszowi, że każde dobro jest cenne i nikt nie ma prawa tupać nogami, gdy Bóg ma inne plany niż my.
Walka Jonasza to nie jest walka z Goliatem albo z tysiącami Amalekitów. Tym razem Biblia nie pokazuje nam zwycięskiego bohatera, tylko cwanego szelmę i parszywca. To, co Jonasz musi pokonać, to własne uprzedzenia, zamknięcie się na innych i zazdrość o Boga. Co jest dla mnie ciekawe - Bogu nie chodzi o szumne “wypełnianie Jego woli", bo Jonasz zrobił to od razu po wypluciu przez rybę. Jednak mimo tego, że zrobił, co do niego należało, w sercu nadal miał zawiść. Bóg musiał ukłuć go w czuły punkt, w jego robaczka, by ten zrozumiał, o co naprawdę chodzi z tą całą łaską i miłością. Czy w Jonaszu coś się zmieniło po tej akcji? Nie mam pojęcia, Pismo nic o tym nie mówi, historia się urywa. Czy we mnie się coś zmieni? Zobaczymy, ale i tak w głębi serca będę miał zalążki zazdrosnego łotra. Moja nadzieja w tym, że trafię w końcu na dobrego robaczka.
Jestem Jonaszem.
Tekst pochodzi z bloga Michała Stockiego. Więcej na: odwaga.blog.deon.pl
________________________
Kup kubek i wesprzyj DEON.pl & projekt faceBóg:
Skomentuj artykuł