Znasz swoje dziury? Mogą być różne. Stała tęsknota za kimś bliskim, kogo kochasz. Stała tęsknota za kimś dalekim, kogo jeszcze nie znasz. Ból fizyczny, choroba lub niepełnosprawność. Nieustanne pasmo niepowodzeń.
Poczucie oddalenia od ludzi i od Boga. Grzech, z którym sobie nie radzisz. Albo po prostu świadomość tego, że ciągle chcesz czegoś więcej, ale nie bardzo wiesz, czego. Chcesz być lepszy, ale nie bardzo wiesz, jak.
Czasem moje, nasze dziury tylko łaskoczą w boku. Czasem dotkliwie kłują krótkotrwałą kolką, tak jak przy większym wysiłku bez rozgrzewki. Czasem rozbrajają tak, że walczysz o wstanie z łóżka, a czasem pozytywnie motywują do ciągłego rozwoju. Czasem jesteśmy ich świadomi, czasem nie, ale zawsze mają na nas wpływ.
Dzięki dziurom wiesz, że jesteś niepełny. Nie skończony. Nie idealny. Wiesz, że nie zamykasz się w tym, co masz obecnie. Że oprócz tego, co masz i co znasz, definiuje cię także to, czego nie masz i czego nie znasz. Jesteś nastawiony ku zmianie, ale kierunek wybierasz sam. Boli cię i pragniesz, a przez to szukasz i otwierasz się.
Wiesz, co robisz ze swoimi dziurami? To wcale nie jest takie oczywiste, bo znamy wiele ukrytych sposobów. Środków, za pomocą których możemy maskować albo zatykać te braki, które nas wewnętrznie bolą, a przez to napędzają. Spotkania, adrenalina, praca, alkohol, seks, modlitwa, która zaspokaja moje własne potrzeby - wszystko to samo w sobie jest dobre, o ile nie zamyka naszej tęsknoty do czegoś jeszcze większego.
Mądrzy i pobożni ludzie twierdzą, że Bóg swoją obecnością może nas całkowicie zaspokoić, że tylko w Nim możemy znaleźć całkowitą realizację tego wszystkiego, czego pragniemy, że On wypełni naszą przepaść. Być może. Mam jednak wrażenie, że stanie się to dopiero po śmierci. Że dopóki żyję na ziemi, każde poczucie obecności Boga zawiera w sobie 20% zaspokojenia i 80% jeszcze większego poczucia braku. Obawiam się, choć to radosna obawa, że dopóki żyję, będzie wykorzystywał każdą moją dziurę, żeby mi o sobie nieustannie przypominać. Żebym w swoim postrzeganiu świata wciąż przesuwał horyzont. Żebym nigdy nie uznał, że to już koniec drogi, że mam już wszystko, czego pragnę. Że umiem już kochać i nie potrzebuję stawać na pozycji ucznia, sługi i żebraka.
Znajdź dziury swoich wewnętrznych pragnień i wejdź w nie, bo to najlepszy język, w którym Bóg może do ciebie mówić.
Tekst pochodzi z bloga Michała Stockiego. Więcej na: odwaga.blog.deon.pl
________________________
Kup kubek i wesprzyj DEON.pl & projekt faceBóg:
Skomentuj artykuł