"Ty tak nie masz, ale może masz tak w czymś innym. Każdy z nas, facetów, ma coś takiego" - wyznaje dominikanin. A co niszczy Twoje życie?
Czasem, gdy podejmujemy decyzje, gdy wybieramy co chcemy robić w życiu, może się wydawać, że powinniśmy iść za tym, co nam dobrze wychodzi. Zadajemy sobie pytanie o to, kim jesteśmy, śledzimy, w czym jesteśmy dobrzy, jakie mamy zdolności, co nam idzie dość sprawnie oraz dynamicznie, z czego rodzą się owoce, i wtedy to wybieramy jako nasze życiowe zadanie. Warto jednak zobaczyć, jak działo się w życiu Jonasza, by sprawdzić, czy taki sposób myślenia jest rzeczywiście dobry.
Jonasz nie miał żadnych kłopotów z tym, żeby się dostać na statek i popłynąć do Tarszisz. Na początku zszedł do Jafy, potem od razu znalazł statek, bez problemu kupił bilety, wsiadł i popłynął. Przypuszczam, że jak wszedł na pokład, to mógł sobie pomyśleć: "wszystko idzie po mojej myśli, będzie dobrze". Ale czy rzeczywiście tak było? Raczej nie. Koniecznie potrzeba nam zadać sobie pytanie, czy to, co robię, sprawia mi trudność, czy jest czymś łatwym. Czy masz tak, że jak piętrzą się trudności i męczysz się z jakimś zadaniem, to od razu pojawia Ci się myśl, że to chyba nie jest rzecz, którą powinieneś się zajmować? Wiele jest bowiem w nas takiego rozumowania, które przychylność ludzi i wydarzeń od razu łączy z wolą Bożą. Widzę to także u siebie. Wybieram rzeczy, które mi dobrze idą, a przy trudnościach szybko się zniechęcam i od razu porzucam dane zajęcie, szukając czegoś, co pójdzie mi łatwiej. Oczywiście nie dostrzegam w tym porażki, tylko logiczny wybór, bo przecież dlaczego niby miałbym robić rzeczy, które mi nie idą? Podam więc konkret. Nie potrafię mówić kazań dla dzieci. Gdy widzę bandę dzieciaków przed sobą, to w ogóle nie wiem, jak mam się zachować. Nie mam do nich ani jednego słowa w gębie, ponieważ mam wrażenie, że wszystko, co powiem, będzie bezsensowne. Omijam więc mówienie kazań do dzieci, jak tylko się da. Zawsze znajdę jakiś sposób, żeby nie mieć nic wspólnego z żadnymi dziećmi. Nawet jak jestem w parafii, gdzie jest duszpasterstwo dzieci, to tak kombinuję, żeby w tym czasie, gdy wypada msza dla dzieci, akurat mieć coś innego ważnego do roboty. Jestem mistrzem w omijaniu trudnych wyzwań. Nauczyłem się tak w życiu funkcjonować, żeby unikać niełatwych wyzwań. Może to dotyczy tylko mnie (choć nie sądzę, że tak jest). Każdy z nas facetów musi więc na serio zadać sobie pytanie o podejście do trudności. Za co się zabierasz? Co lubisz robić? Co omijasz i dlaczego? U mnie działa bardzo prosty mechanizm: wszystko, co sprawia trudność (oczywiście dużą, bo z małą to jakoś idzie), omijam.
Jakie konsekwencje niesie wybór takiej ścieżki myślenia i działania? Księga Jonasza wyraźnie pokazuje, że jest to początek absolutnego staczania się mężczyzny. Jeśli bowiem robi tylko rzeczy, które przychodzą mu łatwo - statek, bilet, przychylni marynarze, podróż, płyniemy, wszystko super - to nagle okazuje się, że to zmierza prosto na samo dno morza. Jonaszowi wszystko świetnie wychodziło i w końcu trafił na samo dno morza, gdzie pożarła go ryba. Sprawdź, czy to, co się dzieje Jonaszowi, nie ma również miejsca w Twoim życiu. Spróbuj zobaczyć, czy taki sposób funkcjonowania nie dotyczy również Ciebie.
Kolejną rzeczą, która odsłoniła mi się podczas czytania Księgi Jonasza i mocno mnie dotknęła, było odkrycie, że naszą największą porażką, jako mężczyzn, jest bezruch. On powoduje, że nie jesteśmy w stanie ruszyć do tego, co nas kręci, o czym marzymy i czego pragniemy. Czy przyglądałeś się kiedyś starszym ludziom na emeryturze? Myślałeś kiedyś o tym, jak funkcjonują kobiety i mężczyźni w wieku starczym? Poza jakimiś wyjątkowymi parami, przeciętna krajowa nie wygląda zbyt optymistycznie. Może zauważyłeś, że większość mężczyzn na emeryturze (nie wszyscy oczywiście) jest absolutnie bezużyteczna. Babcie zwykle coś mają do roboty, a to wnuki, a to ogród, sąsiadki, zakupy, robótki ręczne itd. Dziadkowie wręcz przeciwnie - kanapa i tyle. Moi dziadkowie tak właśnie przeżywali swoją starość: babcia aktywna, a dziadek bierny. Mężczyznom dużo łatwiej stoczyć się w bezruch, na przykład alkoholowo-nałogowy. Oczywiście nie mówię, że kobiety nie mają takich stanów, ale proporcja między kobietami a mężczyznami w tym względzie jest niesłychana. Przykład? Wystarczy przejść się po krakowskich plantach, by zobaczyć bezrobotnych pięćdziesięciolatków, spośród których czterech to mężczyźni, a jedna to kobieta, która i tak pełni w tej grupie najbardziej aktywną rolę. Faceci potrafią całkowicie się rozłożyć, rozleniwić, unieruchomić, zamknąć w tysiącu nałogów, w realizowaniu tylko najprostszych impulsów i w wegetacji. Kobietom nie przychodzi to łatwo.
Jonasz siedzący pod pokładem to jest obraz tego, co dzieje się w życiu większości z nas. Spróbuj to zobaczyć i przyznaj szczerze, że sporo jest czasu, gdy po prostu robisz nic. Nie chodzi mi o to, że grzeszysz lub robisz coś złego. Nie. Chodzi o robienie nic. Prześledź sobie pod tym kątem na przykład swój ostatni tydzień. Ile w tym czasie zrobiłeś niczego? Ile czasu spędziłeś na przeglądaniu stron internetowych? I znów: nie chodzi mi o pornografię czy o inny grzech. Ja potrafię rano, kiedy piję kawę i akurat nie mam żadnych innych zajęć lub poumawianych spotkań, usiąść z kawą do komputera i przez dwie godziny czytać sobie wszystkie możliwe wiadomości, przeglądać najróżniejsze portale - na przykład zaglądam sobie na naszą dominikańską stronę, potem do jezuitów, jeszcze o RTCK zahaczę i sprawdzę, co szykują, dalej jakieś tam znane profile facebookowe przejrzę itd. Nie masz tak? Ile czasu potrafisz spędzić na grach, telewizji, serialach, meczach, czytaniu gazet, gadaniu o niczym, po prostu marnotrawiąc ten czas? To jest moje największe odkrycie, podczas czytania Księgi Jonasza, że robienie nic to rzecz najbardziej rujnująca moje życie. Nawet nie są to moje grzechy, tylko właśnie fakt, że połowę mojego życia spędzam na niczym. Kiedyś potrafiłem (teraz już tego nie robię), usiąść o godzinie dwudziestej, zapuścić jakąś grę i grać w nią na przykład trzydzieści godzin ciurkiem. Może Ty tak nie masz, ale może masz tak w czymś innym. Każdy z nas, facetów, ma coś takiego, gdzie siedzi i robi absolutne nic.
W tym robieniu nic jest oczywiście jakaś atrakcja, coś ciekawego, co nas przyciąga. To może być jakiś element akcji, ciekawości, film, gra, może też pornografia, nieczystość, coś, co w jakiś sposób nas ekscytuje, ale w gruncie rzeczy to i tak jest robienie nic. Wiesz, na czym polegał grzech Adama w raju, czyli grzech w wersji męskiej? Grzech w wersji żeńskiej polegał na tym, że kobieta po prostu uwierzyła w kłamstwo, dała się omamić ładnym wyglądem owoców. Zły pokazał Ewie, że owoce pięknie wyglądają i są smaczne. Dlatego dziś kobiety potrafią na przykład stać pół godziny przed wystawą w galerii. Facet tak nie potrafi. Facet w raju zgrzeszył tym, że nie zrobił nic. Kobieta stała, gadała z wężem, a on nic. Zauważyłeś w Księdze Rodzaju jakieś słowo, które powiedział do Ewy, gdy ta rozmawiała z szatanem? Nawet nie spróbował się włączyć słowami: "Ewa, po pierwsze to głupot nie gadaj, bo nie widziałaś tego, o czym mówisz" itd. Nic. Ewa zaś gadała z wężem o tym, co się wydarzyło w raju, kiedy jeszcze jej tam nie było. Bóg wyjaśnił Adamowi, nie Ewie, z których drzew mogą jeść owoce (por. Rdz 2, 15-17). Gdy więc Bóg wypowiadał te słowa, Ewa jeszcze nie była stworzona. Kiedy szatan kusił Ewę, a ona próbowała odpowiadać na jego sprytne zaczepki, Adam powinien wstać i powiedzieć: "Ewa, co ty gadasz? Co ci Bóg powiedział? Nic ci nie powiedział, mnie mówił. Ciebie nie było jeszcze. Byłaś tu, w boku siedziałaś". Adam jednak nic nie zrobił. Nie zrobił, gdy rozmawiała z wężem, gdy sięgała po owoc i gdy mu go podawała. Nasz męski grzech pierworodny polega zatem na robieniu nic. W każdym więc momencie, gdy masz wrażenie, że dzień minął i nic się w tym dniu nie wydarzyło, nic nie zrobiłeś albo to, co zrobiłeś, jest jakąś popłuczyną, właśnie wtedy zaczynasz w sobie na nowo całą historię świata od grzechu pierworodnego. To jest nasza największa przegrana. Siedzimy i mamy w sobie te wszystkie ideały, pragnienia, marzenia, wizje, jacy to będziemy po trzech miesiącach ćwiczeń na siłowni, po trzech latach diety, po latach zdobywania kobiet itd., i nic z tego nie wynika. Nicnierobienie to nasz fundamentalny grzech. Co jednak z tym zrobić?
W związku z tym, że robimy nic, świat ginie. Bardzo poruszający jest dla mnie ten obraz Jonasza siedzącego pod pokładem podczas szalejącej burzy, a wokół niego wszystkich członków załogi, którzy wiedzą, że za chwileczkę zginą. Dlaczego zginą? Bo on robi nic. Powinien coś robić, chociażby się tylko modlić, jak mówi kapitan statku, ale on śpi. Nasz męski grzech nie polega więc tylko na tym, że po prostu nic nie zrobimy w swoim życiu. Nie. Tu chodzi o coś więcej. Przez nasze nicnierobienie świat się rozsypuje. Jeżeli dalej będziesz tak funkcjonował, Twoja rodzina, którą masz albo którą będziesz miał, zacznie się rozsypywać. Stanie się to jednak nie dlatego, że nastąpi zdrada czy jakiś inny grzech, wystarczy, że będziesz robił nic. Wtedy bowiem właśnie świat popęka i się rozsypie. Dopiero, gdy Jonasz wyjdzie spod pokładu i da się wrzucić w morze, świat się naprawi - burza ucichnie, marynarze przeżyją i spokojnie prawdopodobnie dopłyną do Tarszisz. Jeśli więc masz dzieci lub będziesz je miał i jesteś mężczyzną, który robi nic, to właśnie zabijasz swoje dzieci. I oczywiście nie chodzi o dosłowny sens tego słowa, ale o duchowy wymiar śmierci.
Mam nadzieję, że jasne też dla Ciebie jest to, iż nie próbuję Ci wmówić, że mężczyźnie nie wolno nigdy odpoczywać lub od czasu do czasu zrobić coś bezsensownego, by się odmóżdżyć. Chodzi o pewną czujność w gospodarowaniu naszym czasem, byśmy nie żyli w nicnierobieniu. Sam musisz zobaczyć, co to dla Ciebie znaczy, nie ma bowiem żadnej odgórnie wyznaczonej granicy czasowej, ile wolno robić nic. Warto więc zacząć od prostych spostrzeżeń i kroków, by przestać marnować czas. Najpierw spróbuj na przykład nie zaprzepaścić pierwszej godziny, a jak się z pierwszą uda, to potem po miesiącu dołóż kolejną itd. Gdy głoszę rekolekcje w parafiach i mam około dziesięć kazań w niedzielę, to gdybym po powrocie do pokoju usłyszał od kogoś, że mam coś jeszcze zrobić, to bym chyba nie wytrzymał. Zapuszczam więc w takiej sytuacji odcinek "Przyjaciół" i odpoczywam, odmóżdżam się. To jest mój sposób na relaks i to jest oczywiście dobre oraz potrzebne. Podobnie z wakacjami, to jasne, że wolno pojechać sobie gdzieś na dwa tygodnie, by tam po prostu leżeć i nic nie robić. Chodzi jednak o to, że najpierw trzeba zlikwidować w swoim życiu całe marnowanie czasu, robienie nic i bezsensowne tracenie życia.
Skomentuj artykuł