Umocnieni w Duchu Świętym

Umocnieni w Duchu Świętym
(fot. Brian Hoffsis/flickr.com/CC)
kard. Luis Tagle

W dniu Pięćdziesiątnicy uczniowie Jezusa zgromadzili się wszyscy w tym samym miejscu. "Nagle dał się słyszeć z nieba szum, jakby uderzenia gwałtownego wiatru (...). Ukazały się im też języki jakby z ognia" (Dz 2, 2-3). Duch zstąpił na zgromadzonych, i zdumieni usłyszeli dobrą nowinę o zbawczych czynach Jezusa, każdy we własnym języku. Zaraz potem przemówił do nich Piotr.

Najpierw Piotr zapewnił zebranych, że ludzie mówiący różnymi językami nie są pijani. Powiedział tłumom, że to działanie Ducha Świętego stanowi wypełnienie obietnicy, jaka w czasie ostatecznym miała spełnić się według proroka Joela (Jl 3, 1-5). Następnie Piotr oznajmił, że nadszedł teraz czas zbawienia. Przyszedł czas ostateczny i zbawienie jest blisko. To, czego ludzie wyczekiwali i o co się modlili - interwencja Boga w historii, kładąca kres burzliwym dziejom - staje się na ich oczach za sprawą Ducha. Ze strony Piotra deklaracja ta była gestem nie lada odwagi, zważywszy na niedawne ukrzyżowanie i śmierć Jezusa, budzącą wciąż żywe wspomnienia. Dzięki darowi Ducha Świętego Piotr potrafił dostrzec, że mimo brutalnego losu Jezusa Chrystusa otwiera się możliwość nowego życia.

Wraz z Zesłaniem Ducha Świętego rozpoczyna się Boży czas zbawienia. Nawet chrześcijanom, którzy wychowali się w swojej religii, trudno jest dostrzec, jak wielkiej rzeczy dokonał Jezus. Są momenty, w których, patrząc na swoje życie, na położenie naszego kraju, na otaczającą nas niesprawiedliwość, nędzę i przemoc, zadajemy sobie pytanie: "Czy chrześcijaństwo rzeczywiście głosi, że rozpoczął się już czas spełnienia obietnicy?". Czasem trudno uwierzyć, że w dziejach ludzi z powodu Wcielenia, Męki, Śmierci i Zmartwychwstania Jezusa dokonała się jakaś jakościowa zmiana. Inaczej mówiąc, nawet chrześcijanom trudno jest niekiedy uwierzyć w to, że Jezus rzeczywiście coś zmienił, że dokonał jakiejś przemiany w dziejach świata i w naszym własnym życiu.

Pierwszym darem, jaki otrzymał Piotr wraz z innymi uczniami, był dar patrzenia na świat oczyma wiary - dar dostrzegania zbawczego działania Boga w historii nawet wtedy, gdy Bóg zdaje się być nieobecny. Dzięki Duchowi ludzie widzą spełnienie w łamanych obietnicach, dostrzegają wierność Boga w nieprzewidywalności życia. Duch Święty wzywa nas, byśmy byli jak uczniowie Jezusa, którzy pośród lamentacji śpiewali radosną pieśń zbawienia. Przed Zesłaniem Ducha Świętego uczniowie uważali wiązanie się z Jezusem za niebezpieczne; sądzili, że pokładając w Nim nadzieję, mogą jedynie zginąć tak, jak On. Dzięki Duchowi zobaczyli oczyma wiary, że niszczące działanie krzyża nie powstrzyma ręki Boga, niosącej światu życie i odnowę.

DEON.PL POLECA

Druga część mowy Piotra skupia się na osobie Jezusa Chrystusa i na wielkich dziełach, jakich Bóg dokonał poprzez Jego życie, śmierć i zmartwychwstanie. Mowa kończy się wyznaniem wiary Piotra w to, że Jezus jest Panem i Mesjaszem. Nim otrzymali dar Ducha Świętego, Piotr wraz z apostołami byli nieśmiałą i zalęknioną grupą ludzi. Niekiedy nawet wątpili w to, czy Jezus rzeczywiście był posłany przez Boga. Teraz dar Ducha Świętego uzdolnił Piotra i jego towarzyszy do odważnego głoszenia światu, kim jest Jezus. Jeśli przypomnimy sobie, że Piotr zaparł się Jezusa, a uczniowie rozbiegli się w obawie przed pojmaniem, zobaczymy, jak głębokiej przemiany dokonał w nich Duch Święty, czyniąc z nich odważnych świadków Ewangelii. Uświadomimy sobie, że Kościół zaczął swoją działalność mocą Ducha Świętego, uzdalniającą uczniów do odważnego głoszenia Dobrej Nowiny.

Narodziny Kościoła skupiały się wokół praktyki głoszenia Ewangelii przez uczniów, odmienionych działaniem Ducha. Nim ewangeliści zaczęli spisywać swoje Ewangelie, już głoszono Dobrą Nowinę. Zaczęto ją głosić przed, a nie po spisaniu tekstów ewangelicznych. Ewangelia pojawiła się wraz z proklamacją, że Jezus jest Mesjaszem, Panem i Synem Bożym. Dobra Nowina jest zarazem ogłaszaniem i wyznaniem wiary w Jezusa, którego moc objawia się dzięki działaniu Ducha.

Słuchając niedzielnych kazań i szkolnych katechez, niekiedy zastanawiam się, czy nasza dzisiejsza praktyka głoszenia i nauczania słowa Bożego zgadza się z pierwotną inspiracją Ducha, danego uczniom podczas święta Pięćdziesiątnicy. W niektórych kościołach można dziś usłyszeć homilie, które słowem nie wspominają o Jezusie Chrystusie. Wyczuwa się pewne onieśmielenie, wahanie, a nawet zakłopotanie, gdy przychodzi do głoszenia Jezusa Chrystusa, tego, o co Mu chodziło i za co umarł. Przypomina mi się pewna parafia, w której pomagałem. Jedną z zasad tamtejszego proboszcza było niemówienie niczego, co przypominałoby o zakazie aborcji. Gdy spytałem, dlaczego, odpowiedział mi, że być może któryś z jego parafian dokonał aborcji. Tłumaczył, że parafia nie chce rozdrapywania starych ran, przypominających o przeszłości, gdyż może to zniechęcić ludzi do udziału we Mszy świętej. Odpowiedziałem, że rozumiem potrzebę leczenia ran z przeszłości. Jeśli jednak jedyną normą głoszenia słowa Bożego miałaby być zasada, by nie niepokoić ludzi Ewangelią, to nie mógłbym też występować na kazaniu przeciwko cudzołóstwu, niesprawiedliwości, przemocy czy czemukolwiek innemu. Gdy spytałem, o czym zatem mam mówić, proboszcz powiedział mi: "O czymś, co ich uszczęśliwi". Czy o to tylko chodzi w chrześcijańskim przepowiadaniu? Czy Jezus, który niepokojąc, wyzwala nas od zła, jest wciąż najważniejszym motywem naszych kazań i naszego życia? Czy prawdziwy szacunek dla ludzi polega na udawaniu, że nie muszą nikogo przepraszać za kradzież, dyskryminację, niszczenie środowiska naturalnego czy zabójstwo?

Innym razem poproszono mnie, bym otworzył pewną konferencję; organizatorzy prosili mnie jednak, bym nie wspominał przy tym o Bogu. Prośba ta nieco mnie skonfundowała, gdyż konferencja miała rozpoczynać się modlitwą. Wyjaśnili mi, że ponieważ niektórzy uczestnicy konferencji nie wierzą w Boga, nie chcą, by ktokolwiek poczuł się urażony. Jeśli tak było, to organizatorzy nie powinni byli włączać do programu modlitwy. Czy branie pod uwagę wrażliwości innych ma nam przeszkadzać w wyznawaniu wiary? Czy z kurtuazji wobec niewierzących mam wypierać się, że wierzę? Czy z dumą głosimy Chrystusa, unikając zarazem postawy wyższości wobec tych, którzy w Niego nie wierzą? Czy jesteśmy obrońcami i apologetami Dobrej Nowiny, którzy uważają na każde słowo z obawy, by nie urazić innych?

Duch uobecnia się poprzez odważne głoszenie Ewangelii. Tak działał w pierwotnym Kościele i tak samo czyni dzisiaj. Słyszałem kiedyś historię o Matce Teresie z Kalkuty, która przyjechała do Rzymu na międzynarodowe rekolekcje. Jeden z księży spytał ją wówczas: "Co my, kapłani, możemy zrobić, by wspomóc prowadzone przez Matkę dzieło apostolskie?". Matka Teresa po chwili milczenia odpowiedziała: "Możecie zrobić jedno: dawać nam Jezusa, tylko Jezusa i zawsze Jezusa". Od tego właśnie zaczął się Kościół - od Chrystusa, tylko i zawsze. Kościół narodził się z otrzymywania Jezusa w wierze i dzielenia się Nim w miłości.

Trzecia część mowy Piotra (Dz 2, 38-40) mówi o potrzebach ludzi chcących dowiedzieć się, co mają czynić, by pójść za Jezusem. Piotr wyjaśnił, że muszą żałować za grzechy, przechodząc metanoię, co można przetłumaczyć jako nawrócenie. Mają zmienić swój sposób myślenia, postrzegania, patrzenia na rzeczywistość. Uwagi te odnoszą się także i do nas, ochrzczonych chrześcijan. "Bycie chrześcijaninem" nie oznacza dobrowolnej przynależności do instytucji, odnotowanej w księgach parafialnych, nie pociągającej za sobą żadnej konieczności zmiany spojrzenia na rzeczywistość. Wszyscy ochrzczeni nieustannie potrzebują metanoi, przemiany umysłu, kształtowania własnych poglądów i postaw według wzoru Chrystusa. Często przekonujemy się, że niektórym ludziom, sądzącym, że są już blisko Boga, najtrudniej jest kształtować swój sposób myślenia na modłę Ewangelii. Duch Święty pomaga nam zmienić naszą wizję świata, człowieka i społeczeństwa, dostosowując ją do woli Boga; bez pomocy Ducha będziemy tylko oszukiwać samych siebie, w rzeczywistości pełniąc własną wolę zamiast woli Bożej.

Piotr obiecał wreszcie dar Ducha Świętego tym, którzy się ochrzcili, ich dzieciom i wszystkim, "którzy są daleko, a których powoła Pan Bóg nasz". Dla Żydów obietnica ta brzmiała przewrotnie, bowiem żydowskie święto Pięćdziesiątnicy ustanowiono na cześć narodzin Izraela, ludu wybranego przez Boga, po wyzwoleniu z niewoli. Piotr natomiast twierdził, że Duch obiecany jest wszystkim, którzy wierzą w Jezusa Chrystusa - nawet tym, "którzy są daleko". Teraz oni staną się częścią Ludu Bożego.

Ludzie, którzy otrzymali Ducha, nie powinni uważać się za lepszych od tych, którzy dopiero mają Go otrzymać. Duch, którego otrzymują, jest tym samym Duchem, którego otrzyma kiedyś każdy: wszyscy zatem są równi w Duchu. Od początku przeto łaska Kościoła miała być włączająca i egalitarna. Nikt nie jest wykluczony, wszyscy są zaproszeni i wszyscy są równi ze względu na dar Ducha Świętego. Czasem zapominamy, że Duch jest we wspólnocie fundamentem równości, sprzeciwiającej się wykluczeniu. Często gubimy się w rolach i funkcjach, które sprawujemy, oceniając siebie według ich rangi. Jeśli będziemy traktować je nazbyt poważnie, walcząc o nie i rezerwując je dla siebie, stracimy z oczu dokonujące się wśród nas dzieło Ducha. Nieświadomie możemy nawet zacząć dzielić ludzi na tych, którzy mają dostęp do Ducha, i tych, którzy ze względu na swój status społeczny lub kościelny są Go pozbawieni.

Kiedyś nasze seminarium w mieście Tagaytay, położonym w górach na południe od Manili, odwiedziła grupa potencjalnych dobroczyńców. Gdy otworzyłem drzwi, część seminarzystów wyszła im na powitanie. Podczas rozmowy jeden z seminarzystów próbował mnie przedstawić, poleciłem mu jednak, by nie zakłócał nastroju miłej konwersacji. Wówczas jeden ze sponsorów zwrócił się do mnie protekcjonalnie: "Czy ty też szukasz dobroczyńcy?". Seminarzyści roześmiali się; jeden z nich wyjaśnił, że jestem rektorem. Gdy usłyszeli, że jestem rektorem seminarium, ich postawa uległa radykalnej zmianie. W ich oczach zmieniłem się z osoby, która może potrzebować ich pomocy, w kogoś, kogo oni potrzebują, gdyż jestem księdzem, który jest "blisko Boga". Tytuły i funkcje tak mocno tkwią w naszej mentalności, że wymieniając tytuł, możemy natychmiast wynieść kogoś na piedestał. Może to stanowić dla nas wielką pokusę, zwłaszcza dla księży i liderów parafialnych.

Duch zstąpił na uczniów pod postacią gwałtownego wiatru i języków ognia, zapoczątkowując wspaniałe dzieło zwane Kościołem, skupione wokół śmiałego głoszenia światu, że Jezus jest Chrystusem, Panem i Synem Bożym. Dziś każdy z nas może odczuć obecność Ducha wówczas, gdy nieustannie zmieniamy nasz sposób myślenia, pozostając otwarci na wolę Bożą. W jednej ze swych pięknych modlitw Kościół błaga Ducha Świętego, by napełnił nasze serca i odnowił oblicze ziemi. Potrzebujemy wylania Tego, którego nazywamy Stworzycielem i Odnowicielem Kościoła i świata.

Kościół - dzieło Ducha Świętego - który ma być "znakiem i narzędziem wewnętrznego zjednoczenia z Bogiem i jedności całego rodzaju ludzkiego" (Lumen gentium 1 - przyp. red.), nie zawsze staje na wysokości tego zadania. Podziały pomiędzy chrześcijanami dają złe świadectwo, sprzeciwiając się jednoczącemu działaniu Ducha. Uprzedzenia i niechęć niektórych chrześcijan do nie-chrześcijan nie odzwierciedlają jednoczącej mocy Odnowiciela. Seksualne i finansowe skandale z udziałem duchowieństwa sprawiają ból i budzą nieufność. Brak autentycznego dialogu pomiędzy duszpasterzami i świeckimi, pomiędzy biskupami i księżmi, pomiędzy liderami świeckimi i Kościołami lokalnymi, w których działają, tłumi integrujący powiew Ducha. Prosimy o wybaczenie tych uchybień Ducha Świętego, Kościół i całą ludzkość. Powinniśmy wsłuchiwać się w głos Ducha, który wzywa Kościół, by był znakiem tego, za czym tęskni dzisiejszy świat - nadziei na pełnię życia, jedności w różnorodności, śmiałości wiary i powszechnej miłości. Przyjdź, Duchu Święty, i zamieszkaj w naszych sercach!

Tekst jest fragmentem książki kard. Luisa Tagle "Ludzie Wielkiej Nocy"

Kardynał Luis Antonio Gokim Tagle (1957) - filipiński kardynał Kościoła katolickiego. Święcenia kapłańskie otrzymał w 1982 roku. W 2011 roku papież Benedykt XVI mianował go arcybiskupem Manili. Ingres odbył się 12 grudnia 2011 r. W następnym roku, 24 października Benedykt XVI ogłosił, że abp Tagle znajduje się wśród nowych kardynałów. Kardynał Tagle brał udział w konklawe, które wybrało papieża Franciszka. Ma doktorat z teologii, który uzyskał na The Catholic University of America w Waszyngtonie. Od 1997 do 2002 roku był członkiem Międzynarodowej Komisji Teologicznej.

Profil kardynała Tagle na Facebooku >> https://www.facebook.com/ArchbishopTagle

Umocnieni w Duchu Świętym - zdjęcie w treści artykułuRównie serdecznie, co usilnie namawiam do lektury książki kard. Luisa Tagle. To książka bardzo ważna, choć niewielka. Może tym ważniejsza, że niewielka - a więc trudno się od niej wymówić brakiem wystarczającego czasu i możliwości - bp. Grzegorz Ryś.

Chcesz przeczytać tę niezwykłą książkę? "Ludzie wielkiej nocy" - już od 22,4 zł >> zobacz

Kardynał Tagle jest nazywany "Wojtyłą z Azji"

Uchodzi za jedynego duchownego, który doprowadzał Benedykta XVI do śmiechu.

Jeden z najpopularniejszych kardynałów na Facebooku.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Umocnieni w Duchu Świętym
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.