Biologicznie rzecz ujmując, serce to tylko pompka do krwi i nie ma się co nad tym zatrzymywać. Pompka to pompka, i już. Ale nie do końca…
"Serce jest zdradliwsze niż wszystko inne i niepoprawne - któż je zgłębi?", powiedział prorok Jeremiasz (Jer 17,9). A Jezus mówi, że "z serca pochodzą złe myśli, zabójstwa, cudzołóstwa, czyny nierządne, kradzieże, fałszywe świadectwa, przekleństwa i to czyni człowieka nieczystym" (por. Mt 15,19-20).
ANATOMIA DUCHOWA
W języku biblijnym, a potem w literaturze, serce to symbol wszystkiego, co w pełni ludzkie. Miejsce powstawania najwznioślejszych uczuć, najszlachetniejszych myśli, heroicznych decyzji, największej wierności. Jednak serce może też być siedliskiem największej podłości, egoizmu, zdrady, nienawiści, goryczy, rozpaczy. Serce może kochać, budzić w sercu drugiego człowieka życie, nadzieję i radość. Serce może nienawidzić, pozbawiać kogoś nadziei, przepełniać smutkiem serce drugiego, wysysać z niego życie, wprowadzać w śmierć. Serce może też być obojętne, zimne, nieczułe, twarde, uparte. W takim sercu nie ma życia, ono się nie porusza, niczego nie pompuje. Brak życia to przecież śmierć, która roztacza się na osoby żyjące w otoczeniu. Czyste serce działa prawidłowo. Miarowo pompuje krew, dostarcza tlen do całego organizmu a zabiera wszystkie nieczystości. Kiedy przestaje bić, życie w człowieku zamiera. Chore serce bije nierówno. Krew przepływa raz za szybko, raz za wolno. Organizm nie dostaje tego, co potrzebuje. Nie jest też dokładnie oczyszczony. Nieczyste serce traci moc. Coś mu ciąży, zalega w nim. Jakieś złogi, które przez lata zaniedbań odkładają się i krew nie może płynąć.
Co jest w moim sercu? Co mu przeszkadza pompować czystą krew do mojego organizmu? Co jest tym psychicznym i duchowym cholesterolem, który odkłada się w moich naczyniach krwionośnych i niszczy moje serce, zabierając mi życie?
NARODZINY ZDRADY
Jeremiasz mówi, że serce jest zdradliwsze niż wszystko inne i niepoprawne. Co to znaczy? My powiedzielibyśmy dzisiaj, że jest nieprzewidywalne, zdolne do wszystkiego. Zdradliwe, czyli niepewne. W każdej chwili może się odwrócić od życia, miłości i pokoju. Może zaprzeć się tego, w co wierzyło przez lata, czemu było wierne, i odejść z drogi powołania.
Kiedy to czytasz, to o kim pomyślałeś? Może powiesz, że to dotyczy innych. A pamiętasz Piotra? On też był pewien, że nie zaprze się Jezusa, a jednak się mylił.
Kiedy człowiek rozeznaje, a potem zaczyna realizować swoje powołanie (małżeńskie, kapłańskie, do życia konsekrowanego, do samotności), to jego serce bije miarowo, radośnie, życiodajnie. Przez pierwsze miesiące czy lata wszystko działa bez zarzutu, przynajmniej zewnętrznie. Potem bywa różnie. Tyle słyszy się o rozmaitych tragediach. Ktoś się rozwiódł, ktoś zdradził męża czy żonę, ktoś odszedł z kapłaństwa, jakaś siostra wystąpiła z zakonu itd. Nadmiar takich informacji może przytłaczać i budzić wątpliwości, czy warto być wiernym - bo skoro inni mogą, to dlaczego ja mam się męczyć? Pojawia się lęk i obawa, czy nie jestem naiwny i głupi w mojej wierności.
Zdrada rodzi się w sercu. Żeby zrozumieć jej mechanizm, spróbujmy uruchomić wyobraźnię i zobaczyć kilka zupełnie fikcyjnych postaci. Niech to będą On i Ona, Ksiądz, Zakonnica i Dziewica.
JEST SOBIE ON I ONA…
Są razem od pięciu lat, mają dziecko. Pobrali się z wielkiej miłości. Byli w sobie szaleńczo zakochani. Szaleńczo to akurat bardzo dobre słowo, bo rozsądku to za bardzo w tym nie było. Ale oni wcale się tym nie przejmowali, twierdząc, że się kochają i nic poza tym nie ma znaczenia. On świata poza nią nie widział, przysłaniała mu wszystko (była piękna). Wprawdzie ludzie mówili im, że są jak dwa różne światy, że do siebie nie pasują, że mają zupełnie inne pomysły na życie - ale kto by się takimi sztywniakami przejmował, zazdroszczą nam szczęścia i już.
Pojawiło się dziecko i Ono stało się dla niej całym światem. Przyszła nowa praca i zaczęła go coraz bardziej absorbować, ale jest kredyt na mieszkanie i trzeba go spłacić. Jego spojrzenie coraz rzadziej spoczywało na niej. Wymagania stawiane wcale nie przez nią, ale przez dorosłe życie, zaczęły rodzić stresy, napięcia i frustracje. Dom zaczął kojarzyć się z nieprzyjemnymi uczuciami i wymaganiami, którym On nie potrafił sprostać.
To było na zewnątrz, zajrzyjmy do jego serca. Ono też zaczęło się zmieniać. Z kochającego, miarowo bijącego, zaczęło uderzać coraz bardziej nierówno. Zaczęło obrastać w złe myśli: Ona mnie nie kocha, już jej nie zależy. Dla niej liczy się tylko nasza córka, ale skąd ja mogę być pewien, że jest moja? Pomyliłem się, Ona nie jest tą kobietą, za którą ją uważałem, oszukała mnie… Te trujące myśli obudziły nieprzyjemne uczucia: niechęci, oddalenia, goryczy, pogardy, wstrętu, złości. Wyzwoliły potrzebę natychmiastowego uwolnienia się z potrzasku, bo przecież jestem piękny i młody, zasługuję na więcej. Nie będę żebrał o miłość, mogę mieć każdą. A poza tym, Ona po porodzie nie pociąga mnie już tak, jak kiedyś, to już nie to samo ciało… Ale zdrowe serce nie poddaje się od razu. Najpierw szybciej pompuje krew, żeby wpompować coraz więcej miłości, ale za chwilę słabnie, naczynia coraz bardziej obrastają w złe myśli i uczucia, a po pewnym czasie (miesiącach? latach?) traci swą czystość. Tak działa zdrada - dokonuje się w sercu. W zanieczyszczonym złymi myślami i uczuciami, zainfekowanym, pojawia się decyzja, najpierw pozornie niewinna: pójdę sobie do klubu i potańczę. Ona nie musi o tym wiedzieć, przecież jej nie zdradzam. On to realizuje, a serce przechodzi stan przedzawałowy, choć jeszcze próbuje walczyć, usprawiedliwiać się, że to przecież nic złego. Zatruwa się dodatkowo kłamstwem, przez co zupełnie traci moc. W klubie było miło, dziewczyny atrakcyjne, podobałem im się. Należy mi się coś od życia. W sercu pojawia się zgoda na przypadkowy romans. On zaczyna o tym fantazjować. Zdrada dokonuje się właśnie w tym miejscu. No przecież On jeszcze nic nie zrobił - powiesz. Naprawdę? Realizacja to tylko kwestia czasu i okazji. Zdrada dokonuje się w sercu człowieka, które przestaje kochać i dawać życie.
JEST SOBIE KSIĄDZ…
Jeszcze dobrze pamięta dzień prymicji, które odbyły się pięć lat temu. Pamięta te życzenia, kwiaty, radość na twarzach rodziców. A on sam był przepełniony miłością i pewnością: już na zawsze będę służył Bogu. Będę przyprowadzał ludzi do Niego, głosił Jego chwałę. Ksiądz pamięta i nie może zrozumieć, co się stało. Jest niedzielny poranek. Proboszcz znowu wyznaczył go na pierwszą Mszę, więc jest niewyspany. Cały dzień musi głosić kazanie o miłości Boga do człowieka, pisał je do późna w nocy, wcale mu nie szło. Skreślał, poprawiał, wydawało mu się to tak odległe, jakby pisał o życiu mieszkańców odległej galaktyki. W końcu napisał, ale wcale nie jest zadowolony. Jego serce od dawna bije coraz słabiej, ale był zbyt zajęty pracą i głoszeniem Ewangelii, żeby to dostrzec. Serce obciążyły negatywne myśli: to niesprawiedliwe, że jestem na tej parafii, tak daleko od domu… No i ten proboszcz, ciągle niezadowolony, jakby uwziął się na mnie. Tak bardzo doskwiera mi samotność. Jestem tak zmęczony, że nie mam siły odmówić brewiarza, zresztą to bez sensu… Serce bije coraz słabiej, pojawiają się trudne uczucia zniechęcenia, rozpaczy, braku sensu, osamotnienia. To z kolei rodzi myśl: może się pomyliłem, może kapłaństwo wcale nie jest moją drogą? Pojawia się potrzeba sprawdzenia, jakby to było, gdyby jakaś kobieta była nim zainteresowana… Ksiądz przypomina sobie, że we wspólnocie, której jest opiekunem, śliczna dziewczyna prosiła go ostatnio o rozmowę duchową, bo ma problem z obrazem Boga. To tylko rozmowa duchowa, a dziewczyna jest fajna. Przecież to nic złego, że sobie przy okazji sprawdzę, jak ona zareaguje… Serce Księdza truje się kłamstwem, traci przejrzystość. Zdrada dokonała się w sercu. Przecież to ludzkie, on nic nie zrobił - powiesz. Naprawdę? Zdrada dokonuje się w sercu, a realizacja jest tylko kwestią czasu.
MECHANIZM JEST WSZĘDZIE TEN SAM
Moglibyśmy fantazjować dalej: była sobie Zakonnica, była sobie Dziewica, był sobie Opuszczony. Serce człowieka przestaje bić radośnie, kochać. Zaczyna być obciążone złymi myślami, potem uczuciami, w końcu zatruwa się kłamstwem. Decyzja o odwróceniu się od życia jest momentem kulminacyjnym. Realizacja? To tylko objaw zewnętrzny, wisienka na torcie. Nic szczególnego, a ludzie tak bardzo zachwycają się wisienką, że tortu nie dostrzegają.
Jaka jest profilaktyka? Profilaktyka psychologiczna: rozpoznawać i kontrolować irracjonalne myśli, emocje, żeby nie obciążały serca, i demaskować trujące kłamstwa, w które tak miło jest wierzyć, bo prawda o sobie czasem boli. Profilaktyka duchowa: dbać o życie sakramentalne, by w żyłach krążyła Krew Jezusa, oczyszczając serce człowieka, i nie pozwalać sobie na drobne, pozornie niewinne mijanie się z Prawdą.
Chyba najlepszym podsumowaniem i kwintesencją profilaktyki są słowa samego Jezusa: "Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych" (Mt 11,28-29).
Tekst pochodzi z magazynu "Szum z Nieba"
Skomentuj artykuł