Eliasz rozczarowany - odnaleźć sacrum

Eliasz rozczarowany - odnaleźć sacrum
Washington Allston - Eliasz na pustyni

A po tym ogniu – szmer łagodnego powiewu. Kiedy tylko Eliasz go usłyszał, zasłoniwszy twarz płaszczem, wyszedł i stanął przy wejściu do groty. 1 Krl 19, 12-13

Eliasz, prorok, na górze Horeb wszedł w sferę sacrum. Świadczy o tym to, że zasłonił twarz. Tak Żydzi reagowali na zbliżanie się Boga czy choćby Jego anioła.

Ale dlaczego został wezwany do tak bliskiego spotkania z Panem? Czemu musiał czterdzieści dni wędrować na Bożą górę, by tam doświadczyć sacrum? Wydaje się, że podczas swojej oddanej i gorliwej działalności zagubił jego poczucie. Jak do tego doszło?

Burzliwa historia

DEON.PL POLECA

Eliasz musiał robić rzeczy straszne. Sprowadził głód na własną ziemię. To prawda, że tak mu rozkazał Pan. To prawda, że chodziło o nawrócenie króla i ludu. Ale widział, jak ludzie umierali przez to. To nie było łatwe do zaakceptowania. Widać to po wybuchu zgorzknienia, jakiemu dał upust, gdy umarł syn wdowy, która go gościła: O Panie, Boże mój! Czy nawet na wdowę, u której zamieszkałem, sprowadzasz nieszczęście, dopuszczając śmierć jej syna? (1 Krl 17, 20). Jest posłuszny Bogu, ale jednocześnie cierpi, słuchając Go.

W trzecim roku suszy deszcz w końcu spadł. Ale zanim prorok to zapowiedział, wziął udział w przedziwnym starciu. On sam przeciwko czterystu pięćdziesięciu prorokom Baala. Na górze Karmel zebrał się lud i obserwował, jak oni i on zbudowali dwa ołtarze z darami ofiarnymi, i pogrążyli się w modłach, oczekując na ogień zesłany z nieba, który miał strawić żertwę. Im się nie udało, nie doczekali się takiego znaku od swojego boga, natomiast Eliasz wręcz przeciwnie: A wówczas spadł ogień od Pana i strawił żertwę i drwa oraz kamienie i muł, jak i też pochłonął wodę z rowu. Cały lud to ujrzał i padł na twarz, a potem rzekł: “Naprawdę Pan jest Bogiem! Naprawdę Pan jest Bogiem!” (1 Krl 18, 38-39). Wydawałoby się, że trudno o większą manifestację sacrum Pana Boga. W zapale, jaki powstał po takim znaku, korzystając z gorliwości neofitów, Eliasz kazał pochwycić wszystkich fałszywych proroków i wytracił ich.

Powinien być zadowolony. Wygrał. Lud nawrócił się. Co prawda królowa Izebel poprzysięgła mu zemstę, bo to ona opiekowała się zabitymi prorokami, przecież to jednak powód zarówno do lęku, jak i do dumy.

Eliasz nie tylko przed Izebel chroni się na pustyni. Idzie tam, by umrzeć. Pełen niepokoju woła: Wielki już czas, o Panie! Zabierz moje życie, bo nie jestem lepszy od moich przodków (1 Krl 19, 4). Wraca z wojny, pokonał proroków Baala. A jednak chce umrzeć. Miał już dość. Chciał tylko spać i żalił się, też na siebie, że nie jest lepszy od swoich przodków. Może dlatego, że zdał sobie sprawę, iż postępuje tak samo jak ta, z którą walczył. Izebel przysięgła, że uczyni z nim tak, jak on postąpił z jej prorokami. To była walka w imię Boga, dla Boga, a jednak zabił przegranych, pojmał ich i wymordował bezbronnych. To chyba rodzi wyrzuty sumienia. Iluż wraca z wojny, i to wygranej, i popełnia samobójstwo, bo nie może znieść tego, co robili? Czy takie jest prawdziwe sacrum?

Odejście od burzliwej historii

Na pustyni Eliasz znajduje się w punkcie zwrotnym. Niby doświadczył zwycięskiego Boga, ale czuje się źle. Serce mu mówi, że to nie to, że Bóg jest inny. I wtedy anioł daje mu pokarm z nieba i mocą tego pokarmu ma iść na spotkanie zupełnie odmiennego Boga. Eliasz idzie od mocnego doświadczenia Boga, który ogniem z nieba spalił ofiarę, do czegoś radykalnie przeciwnego: na górze Horeb Boga nie ma w trzęsieniu ziemi, nie ma w ogniu, lecz daje się spotkać w łagodnym powiewie.

Wcześniej imię Boga było używane do doraźnej polityki – polityki religijnej. Należało osiągnąć pewien szczytny cel. I tym Eliasz był zaprzątnięty. Na Horebie, po czterdziestodniowej pielgrzymce, oderwany od swoich działań, spotyka się po prostu z Panem. Posłanie, jakie tam otrzymuje (namaszczenie królów i własnego następcy), jest przygotowaniem końca jego misji. Bóg niejako wysłuchuje jego wołania o śmierć. Da mu już spokój.

Prawdziwe sacrum potrzebuje oderwania od profanum, od tego co absorbuje nas na co dzień, nawet gdy jest to bardzo pożyteczne. Prawdziwe sacrum to nie palenie heretyków na stosie. Nie może być związane z okrucieństwem, z zabijaniem, z czymś niegodnym Boga – choćby to się wydawało wolą Bożą.

Eliasz zagubił sacrum, a potem je odnalazł. Jak je odnalazł?

Coś w nim pękło. Miał dość. Pragnął umrzeć. Dlatego poszedł na pustynię i zasnął. To typowa postawa kogoś kto się wycofuje, nie chce już wypełniać misji, nie chce o niczym wiedzieć. Anioł go budzi i karmi, ale on dalej idzie spać. Anioł znów go budzi i każe mu jeść, by miał siły iść na górę Horeb. Widać, że na początku musiał przejść od postawy spania i powolnego wyczerpania do posilania się, by móc wyruszyć.

Dzieje Eliasza pokazują, że prawdziwe spotkanie z Bogiem nie dokonuje się podczas walki z wrogami ani podczas letargu na pustyni. Do sacrum nie zbliża ani aktywizm, ani pasywizm. Eliasz musi wyruszyć w długi marsz, a potem sam wyjść z groty na spotkanie. Odchodzi od swoich aktywności, od tego co zaprzątało go na co dzień. Jest tym wyraźnie rozczarowany. To rozczarowanie pozwala mu odrzucić zafascynowanie fałszywym sacrum. Ale Pan nie pozwala mu trwać w zgorzknieniu. Ono samo na dłuższą metę do niczego dobrego nie doprowadzi. Ma być tylko przejściowym etapem. Anioł popycha Eliasza do “bezinteresownej” drogi, do aktywności, którą trudno zaplanować. Eliasz idzie na górę nie by wypełnić jakieś zadanie, nie ponieważ ma coś do załatwienia, nie idzie jako urzędnik, kierownik, odpowiedzialny za lud i jego wiarę. Idzie sam, nikt z ludzi nie patrzy na niego, nie ocenia. Może być po prostu sobą, człowiekiem pełnym rozterek i niepewności, obciążonym czynami, które wcale mu się nie podobają. Do tego stopnia może być sobą, że to on decyduje, kiedy wyjść z groty. On wiedział, że gwałtowna wichura rozwalająca góry i druzgocąca skały (1 Krl 19, 11) tylko szła przed Panem, ale Bóg nie był w niej. Podobnie Bóg nie był w trzęsieniu ziemi ani w ogniu. Wyszedł, gdy usłyszał szmer łagodnego powiewu. W nim odnalazł Pana. Okazało się, że jego rozczarowanie było słuszne i niesłuszne. Słuszne, bo podało w wątpliwość obecność Boga w zabijaniu, a niesłuszne, bo ten gwałt tylko szedł przed Bogiem, Jego tam nie było.

Chcemy odnaleźć sacrum? Warto odróżniać to, co tylko idzie przed Panem od Niego samego.

Ks. Jacek Siepsiak – jezuita, proboszcz parafii pw. św. Klemensa Dworzaka we Wrocławiu, wieloletni duszpasterz akademicki. Formację zakonną odbył m.in. w Krakowie, Neapolu, Rzymie i w Sydney.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Eliasz rozczarowany - odnaleźć sacrum
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.