Fascynacja Jezusem i Ewangelią
Używamy różnych symboli, znaków czy barw, żeby jakoś wyróżnić się spośród bezimiennego tłumu i podkreślić swoją przynależność do narodu czy do jakiejś grupy społecznej. Kibice ubierają się w barwy ulubionego zespołu, żeby okazać swoją sympatię i poparcie dla drużyny. Partie polityczne mają swoje logo, które członkowie ugrupowania przypinają do swoich marynarek. Wszystko to ma nam pomóc powiedzieć innym, kim jesteśmy, jakie wartości wyznajemy, czym się interesujemy i co jest dla nas ważne. Także w sferze religijnej istnieje wiele symboli czy znaków, które mają powiedzieć innym o mojej wierze bądź niewierze w Boga, o mojej przynależności wyznaniowej. A co ma wyróżniać chrześcijan?
Dzisiejsza Ewangelia daje nam jasną odpowiedź: "Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali" (J 13,35). To miłość wzajemna ma być znakiem, po którym inni rozpoznają chrześcijan. Nie jest to znak materialny, który można łatwo zauważyć, ale jest to znak dostrzegalny jedynie w relacjach międzyludzkich. Choć miłość wyraża się także słowami, to jednak widać ją dopiero w praktyce codzienności. Słowa zapewniające o miłości, które nie mają potem pokrycia w rzeczywistości - odzwierciedlenia w bezinteresowności i gotowości oddania życia za drugiego - pozostają po prostu puste, a ich fałszywość jedynie rani drugą osobę.
Miłość wzajemna, na wzór miłości samego Chrystusa oddającego życie za tych, których kocha, to znak, wobec którego nie sposób przejść obojętnie. Miłość bowiem nie tylko wyróżnia chrześcijan z tłumu, określając, kto jest, a kto nie jest uczniem Chrystusa, lecz jest sama w sobie zaproszeniem dla innych, by dołączyli do wspólnoty, w której najwyższym prawem jest Prawo Miłości: "Daję wam przykazanie nowe, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem" (J 13,34). Miłość prawdziwa, czyli bezinteresowna i czysta, wolna od kalkulacji i egoizmu, zadziwia i przyciąga.
Miłość, ze swojej natury, ma to do siebie, że zawsze innych włącza, a nie wyklucza nikogo. Ma nas ona wyróżniać z tłumu, ale nie po to, by się od niego oddzielić i okopać, pokazując jak to bardzo potrafimy innych kochać (ale tylko wtedy, gdy trzymamy ich na dystans!), lecz po to, by wszystkich ludzi zaprosić do życia obietnicą przyszłego świata, w którym Bóg "zamieszka wraz z nimi (…). I otrze z ich oczu wszelką łzę, a śmierci już nie będzie. Ani żałoby, ni krzyku, ni trudu już nie będzie" (Ap 21,3-4). Ten przyszły świat to Królestwo Miłości. Owszem, z naszego punktu widzenia jest ono utopią, bo naiwnym byłoby sądzić, że uda nam się je zbudować już teraz, na ziemi. Boża obietnica nie dotyczy tego świata, ale nadaje mu sens, wskazując cel, który jest poza nim.
Żeby jednak uznać, że miłość rozumiana na sposób ewangeliczny jest drogą, która wiedzie do szczęścia, trzeba zwyczajnie… zafascynować się Jezusem i Jego Dobrą Nowiną. Aż do szaleństwa! Nie ma w tym żadnej przesady! Warto pielęgnować w sobie tę wręcz dziecięcą fascynację mądrym Mistrzem z Nazaretu, który jako wcielenie Boga-Miłości przyszedł na ten świat, by wybawić nas od śmierci. Ten, kogo się podziwia, pociąga do siebie. Człowiek nie tylko patrzy z rozdziawioną buzią na swojego idola, bo odbiera mu mowę, lecz chłonie także każde jego słowo, śledzi każdy gest - to wszystko ma dla niego znaczenie, a przede wszystkim ma też na niego wpływ. Bo pojawia się silna chęć bycia takim jak podziwiana osoba. Taka fascynacja Jezusem zawsze nas do Niego przyprowadzi. Ewangelia stanie się wtedy dla nas punktem wyjścia i punktem odniesienia w pracy nad sobą, która ma polegać na upodabnianiu się do Chrystusa. Jeśli Jezus będzie moim autorytetem, wzorem i idolem, to naturalnym będzie odruch, żeby każdą życiową sytuację odnosić do Ewangelii i w jej świetle ją rozeznawać.
Tyle mówimy o naśladowaniu Jezusa i Jego miłości, ale trzeba wreszcie zapytać o jakieś konkrety: jaka jest ta miłość Pana, która ma być dla nas wzorem? Odpowiedź znajdziemy w śpiewanym dziś psalmie: "Pan jest łagodny i miłosierny, nieskory do gniewu i bardzo łaskawy. Pan jest dobry dla wszystkich (…)" (Ps 145,8-9). Jest to dość prosty program, według którego mamy postępować w relacjach z innymi ludźmi: łagodność, miłosierność, łaskawość, dobroć… Miłość, do której wzywa nas Jezus swoim przykładem, to miłość mądra, wydobywająca z człowieka i z tych, z którymi się on styka, wszystko, co najlepsze. To jest też wyznacznikiem rozumianej po chrześcijańsku miłości.
Praktykowanie miłości na wzór Chrystusa wiąże się z niezrozumieniem i odrzuceniem. Taka miłość choć jest bardzo pociągająca, w wielu ludzkich sercach rodzi jednak bunt. Judasz odrzucił miłość Mistrza, ale to nie sprawiło, że Jezus się zatrzymał lub cofnął: "Po wyjściu Judasza z wieczernika Jezus powiedział: «Syn Człowieczy został teraz uwielbiony, a w Nim został Bóg uwielbiony»" (J 13,31-32). Trudno zrozumieć te słowa, w których Jezus mówi, że został uwielbiony poprzez wydanie na śmierć. Krzyż, którego doświadcza ze strony ludzi, jest uwielbieniem, ponieważ jest też uznanie w Chrystusie czegoś szokującego i trudnego do zaakceptowania - że jako prawdziwy Człowiek jest też prawdziwym Bogiem. Nie można tego znieść, więc trzeba się Go pozbyć. Jezus w tym uniżeniu widzi swoje wyniesienie. Jego chwała objawia się najmocniej w Jego kenozie.
To jest wskazówka również dla nas, żebyśmy nie szukali szczęścia już w tym świecie i nie oczekiwali, że będzie łatwo, jeśli chcemy żyć według Ewangelii. Dobrze rozumieli to Apostołowie: "Paweł i Barnaba wrócili do Listry, do Ikonium i do Antiochii, umacniając dusze uczniów, zachęcając do wytrwania w wierze, bo przez wiele ucisków trzeba nam wejść do królestwa Bożego" (Dz 14,21-22). Życie Jezusa to wyznacznik właściwej drogi, która prowadzi do zbawienia. A wiedzie ona przez drogę krzyżową, Golgotę i grób.
Apokalipsa przypomina nam, że prawda o bosko-ludzkiej naturze Chrystusa jest kluczowa do właściwego zrozumienia Jego Osoby, Ewangelii, Kościoła i sakramentów:
I Miasto Święte - Jeruzalem Nowe ujrzałem zstępujące z nieba od Boga, przystrojone jak oblubienica zdobna w klejnoty dla swego męża. I usłyszałem donośny głos mówiący od tronu: «Oto przybytek Boga z ludźmi: i zamieszka wraz z nimi, i będą oni Jego ludem, a On będzie "Bogiem z nimi"» (Ap 21,2-3).
Kiedy mówimy o naturze Jezusa, że jest bosko-ludzka, oznacza to, że wierzymy w Jego bliskość i towarzyszenie. Zbawiciel nie tylko daje nam przykazanie miłości, ale jako pierwszy je wypełnia. Wypełnia je jako Bóg, ale też jako człowiek. A to z kolei znaczy, że taka miłość jest możliwa.
Skomentuj artykuł